wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Świeży, niespełna dwumiesięczny Dziadek przysłał mi wczoraj esemesem zdjęcie uśmiechniętego siebie z Wnukiem w ramionach. Pomyślałam: czyż nie jest piękne to, że malutkie dzieci kocha się miłością bezgraniczną z powodu samego ich istnienia? Świat nabiera wtedy tak niesamowicie intensywnych kolorów.
Szkoda, że nie pamiętam tych chwil, gdy to mnie nosił z dumą w ramionach, gdy akceptował mnie w pełni, gdy się mną zachwycał. Na szczęście pozostało kilka zdjęć, kilka opowieści na ten temat. Jestem jednak pewna, że nie było inaczej. Moja wiara w życie i świat, moja odwaga i siła mają swe źródło właśnie tam, w Jego i Mamy rodzicielskiej miłości sprzed kilkudziesięciu lat. Naprawdę szkoda, że nie pamiętam tych chwil, choć wiem, że zapisane są w mym ciele. Byłyby przeciwwagą do tych, których nie sposób wymazać z pamięci, gdy złościł się, milczał, poniżał, wyśmiewał, udawał, że wcale go nie obchodzę...
Jego Wnuk właśnie zabiera Go w podróż dalej. Wyciąga na światło dzienne jego czułość, trenuje jego umiejętności okazywania ciepłych, życiodajnych, pomagających wzrastać uczuć. Nigdy nie widziałam mojego Ojca w pełni takim. Cudownie, że będę mogła zobaczyć.
Bo małe dzieci po to są,
by pomóc nam zabrać się z miejsc, w których utknęliśmy.
Bardzo się cieszę, że zaśniedziały uporem Dziadek ruszył w podróż swego Życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz