wtorek, maja 17, 2011

255. Miłość... zmienia Świat!

 wpis przeniesiony 1.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wdzięczna jestem Światu, że się zmienia...

***

Było. Znam dwoje ludzi. Kilkadziesiąt lat temu adoptowali dziecko w jednym końcu Polski a potem wynieśli się na drugi jej koniec. Były to czasy, gdy ukrywało się przed dzieckiem fakt, że jest adoptowane. Wydało się szybciej niż chcieli.

***

Jest. Znam ludzi, którzy adoptowali dziecko i do dnia dzisiejszego Ono, już jako dorosły człowiek, nic o tym nie wie. Szanujemy z Sadownikiem decyzję Rodziców, choć jej nie rozumiemy.

***

Jest, ale jeszcze nie u nas. W zeszłym tygodniu zachwycił mnie filmik, który „zacytowała” na swoim blogu Pani Katarzyna Formela. Od tamtego dnia, nieprzerwanie oglądam go kilka razy dziennie napawając się atmosferą i wyciągając z owego filmu kolejne kwiatki. Otóż i one:

1A. “Their poor mother” (film, 1:03) (Ich biedna matka). No tak. Tu mnie Steve zastrzelił. Złapał mnie na stereotypowym myśleniu, które gdzieś tam z tyłu głowy uprawiałam, że matka dziesiątki szkrabów to już sobie nie pooddycha pełną piersią.

1B. Steve odpowiada na to “I’m their mother. I’m their father” (To ja jestem ich matką, ojcem). I tu jest ten punkt, który powoduje, że wracam do tego filmu wciąż. Ten facet ma siłę i nie dał się. Miał marzenie. Dopiął swego. Przeskoczył system w paru miejscach. Jest szczęśliwy pełnią szczęścia. Obdarowuje swoją miłością dzieci, którym los poskąpił przywileju dorastania w kochającej się, biologicznej rodzinie a podarował za to pierwsze, głębokie odrzucenie.

2.“Our kids have two parents who love them.” (film, 1:10) mówi Steve. “Lots of their friends don’t” dodaje Roger (film, 1:14). (Nasze dzieciaki mają dwoje rodziców, którzy ich kochają. Wielu z przyjaciół dzieciaków nie ma dwójki rodziców). Taaaak. Wiem, że konserwatyści tkwią przy modelu matka-ojciec-dzieci, ale rzeczywistość obchodzi się z nimi okrutnie, duża część dzieci wychowuje się tylko z jednym rodzicem. Gdyby naprawdę chodziło o dobro dzieci nie byłoby dyskusji o związkach partnerskich. Zamiast dyskusji byłyby związki.

3. “Papa, I need some love” (Tato, potrzebuję trochę miłości) mówi trzyletni chłopiec do swojego Taty. Rozbroiło mnie to. Zasada obowiązująca w tej Rodzinie brzmi: “You don’t speak up. You don’t get it” (Nie mówisz głośno, czego chcesz. Nie dostajesz) (film, 1:33). O ile łatwiej będzie się żyło człowiekowi, który od małego uczony jest mówienia o swoich potrzebach. Ja do dziś, mimo że jestem szkolona przez Sadownika, często najpierw przepraszam, a dopiero potem jąkając się troszkę, mówię, czego chcę.

4. Nie mają ślubu, bo w Arizonie nie jest to prawnie dozwolone. Steve i Roger mówią, że akt ślubu i metryki urodzin nie są tym, co definiuje ich Rodzinę (“a marriage certificate and birth certificates are not what defines their family”). I co? Chapeau bas! Oby każdy z nas był tak silny i zdeterminowany w realizacji swoich marzeń. Świat potrzebuje i Twoich i moich, spełnianych co dnia, marzeń. Nikt za nas tego nie zrobi. Miłości nigdy za wiele.

***

Wciąż wracam do tego filmu, odkrywając za każdym razem, że cudownie jest żyć i patrzeć jak zmienia się Świat... Mam nadzieję zobaczyć w swym Życiu jeszcze wiele Dobra… czynionego przez Ludzi dla… Ludzi i Zwierząt, bo to jedyny sposób by zmierzyć zawartość człowieczeństwa w człowieku.

Steven & Roger Ham raise 12 adopted kids, 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz