wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Pierwszy sen, pierwsze spotkanie... wszystko to ważne jest. Dla wielu twórców różnych nurtów psychoterapeutycznych owe „pierwsze” to prawdziwa kopalnia skarbów. Teraz, gdy Heńka od dłuższego czasu jest faktem w naszym życiu, dotarło do mnie, że w naszym przypadku ważna jest... pierwsza książka.
Wracałam dziś wieczorem z pracy i zamyśliłam się na ten temat... pierwszą, którą pożyczył mi Sadownik byli „Opiekunowie” Deana Koontza. Pierwsza książka tego autora, którą przeczytałam. Jedyna tego autora, która mnie zachwyciła; ostatnia Koontza, którą przeczytałam do końca. Biorąc pod uwagę fakt, że czytam mało „normalnych” książek, można śmiało powiedzieć, że jest to książka szczególna. Po latach wspólnego życia, Sadownik podarował mi nawet oryginał (Watchers), który tak bardzo chciałam móc przeczytać. Czy Sadownik wiedział co robi?
Jak dotarłam do domu zdjęłam tę książkę z półki, by zajrzeć do zakończenia powieści. Przypomniało mi ono jak bardzo dużo w tej książce... ciepła i sierści. :)
Dzisiejszego wieczoru jest Wigilia Pierwszego Dnia Naszego Wspólnego Czternastego Roku. Gdyby dokładnie trzynaście lat temu ktoś nam powiedział, że my, że tu, że w taki sposób... nie uwierzylibyśmy, że możemy mieć tyle szczęścia w życiu... Nie zasłużyliśmy sobie na to.
Na szczęście, nie trzeba „zasługiwać na szczęście”, wystarczy... no właśnie co? Uwierzyć, zawierzyć?
A Heńka? Trzynaście lat to dla niej wieczność, ale stara się doszlusować do peletonu pędzących magicznie liczb: dokładnie za trzy tygodnie, w sobotę, skończy... trzynaście miesięcy. To się nazywa „trzynastka” szyta na miarę każdego z Członków Stada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz