wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Oś czasu... Magiczne „zero” oddzielające to, co było, od tego co będzie. Być w zerze, nie nadymać się zbyt mocno, nie traktować siebie zbyt serio, cieszyć się chwilą, zanurzyć się w niej bez pamięci, kochać bezgranicznie — być tu i teraz! Jak łatwo się o tym myśli, a nawet pisze, prawda?
„Tu i teraz” z modlitwy przemienia się w fakt z mego życia, gdy zaczyna przepełniać mnie uczucie wdzięczności za chwilę, która właśnie trwa. „Tu i teraz” ciałem się staje w ułamku sekundy, który ma w zwyczaju anonsować swą obecność łzą wzruszenia, że ja... że tu... że teraz... Uwielbiam te chwile, gdy czas w dziwny sposób staje się konstruktem czysto abstrakcyjnym. A potem? Cóż, niezmiennie trwam w poszukiwaniach tego znanego już tak dobrze uczucia. Nie sposób nie tęsknić za nim całym swoim istnieniem.
Trwam od tygodnia w przestrzeni bez słów. Tu i teraz urzeczona, oczarowana... Zatrzymała mnie w tym stanie ostatnia książka „alkoholowego” Osiatyńskiego. Gdybym tylko mogła, przyznałabym Mu tytuł inżyniera honoris causa za niebywale precyzyjną procedurę określania miejsca na osi czasu, które człowiekiem właśnie zawładnęło, by pomóc mu sprawnie wrócić do „tu i teraz”, bez niepotrzebnej szamotaniny i autoagresji:
Brak akceptacji i dążenie do kontroli leżą u podstaw dwóch dolegliwych uczuć — złości i niepokoju. Złość wiąże się z frustracją, z niezgodą na to, co się już stało. Dziecko chciało cukierka, którego nie dostało, toteż tupie nóżką. Dorosły chciał, by inni przyznali mu rację, a oni tego nie zrobili, więc wpada w złość. Akceptacja pozwala pogodzić się z frustracją, zastanowić się, czy to, czego chciałem, rzeczywiście było mi niezbędne. Pomaga uznać, że istnieje różnica między tym, czego chcemy, a tym czego potrzebujemy, i że nie wszystkie frustracje są złe. Niepokój dotyczy przyszłości, rodzi się z braku kontroli nad tym, co dopiero może się stać. Nie mamy pewności, czy ktoś bądź coś nie pokrzyżuje naszych planów. Czy będziemy zdrowi? Czy nie stracimy pracy? Czy będziemy mieli bezpieczną starość?
Lekarstwem na złość jest akceptacja, a na niepokój ufność. Ufność nie przychodzi automatycznie, trzeba ją wypracować. W tym celu warto powrócić do drugiej części pierwszego kroku, gdy przypominaliśmy sobie, których z naszych zamierzeń nie zdołaliśmy zrealizować. Teraz należy pomyśleć, czy rzeczywiście prowadziło to do tragedii. A może dziś żałowalibyśmy, gdyby wówczas powiodły się nasze plany? Wielu ludzi, którzy dotąd użalali się nad sobą, podczas pracy nad trzecim krokiem uświadamia sobie, że być może jakaś siła większa od nich samych kierowała ich życiem we właściwym kierunku, i to często wbrew ich woli oraz zamierzeniom. Widzą, że niespełniona pierwsza miłość była skazana na klęskę, a druga okazała się trwała i owocna. Że pierwotny wybór studiów wcale nie odpowiadał ich wewnętrznym pragnieniom, a niedoszły wyjazd na stypendium uniemożliwiłby im awans i karierę na miejscu. Uświadomienie sobie takich zdarzeń z przeszłości pozwala z większą ufnością patrzeć w przyszłość.
W. Osiatyński, Alkoholizm I GRZECH I CHOROBA, I...,
Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2007.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz