niedziela, lipca 24, 2011

302. Nasze psie, zapadane wakacje w mieście

 wpis przeniesiony 1.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Od poniedziałku do soboty, zawsze o 17.15, Heńkę można było znaleźć modlącą się do drzwi wejściowych do Przytuliska. Każdy ruch na klatce powodował ruch sierściuchowej głowy i nadzieję, jaką tylko psy potrafią mieć: idzie! Nie przyszedł ani razu.

Wyjechał. Wywiózł swoje ciało, by w zaciszu głodu dotknąć zdrowego życia. Dostałam pod opiekę i Jabłoń, i Heńkę. O jedną i o drugą przyobiecałam dbać. Poniżej tłumaczenie z niewerbalnego psiego wyrazu twarzy na werbalny polski:

***

     — Kiedy wróci?
     — Jeszcze sześć dni.
     — A ile to sześć?
     — Podziel liczbę posiłków, co cię czekają od poniedziałku do soboty, przez dwa i to co dostaniesz w wyniku to będzie dokładnie sześć.
     — To malutko.
     — Malutko? To przedsmak wieczności!
     — Czyli co, suszona wątroba, serce, płucka i żwacze to przedsmaki wieczności?
     — Nie, Heniu, suszone to i owo to psie przysmaki.
     — Ich też dostaję malutko. Czyli co, Sadownik będzie jutro?
     — Będzie za „malutko
, ale niestety nie jutro.

***

     — Miałaś dbać?
     — A nie dbam?
     — Nie dbasz.
     — Jak to? Karmię? Karmię! Wyprowadzam? Wyprowadzam! Rano, szybkie wyjście przed śniadaniem na poranne potrzeby fizjologiczne. W ciągu dnia, spacer do parku. Po południu wizyta w lesie a wieczorem idziemy pod górkę. Mało?
     — Nie dbasz. Tylko jesz, śpisz i czytasz. Czy ty wiesz, że grozi ci deprywacja sensoryczna?
     — Co Twoim zdaniem powinnam robić, by uniknąć deprywacji sensorycznej zanim Sadownik wróci i przewróci dom do góry nogami?
     — Iść na spacer, potem do lasu, wracając pod górkę i znów do lasu, bo grzyby mogły już wyrosnąć, wiesz? I jeszcze przed obiadem na króciutki spacerek byśmy sobie skoczyły, co ty na to?
     — To wiesz, poczytam sobie jeszcze troszkę zanim pójdziemy po górkę, by móc zamknąć kolejny dzień...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz