wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Od poniedziałku do soboty, zawsze o 17.15, Heńkę można było znaleźć modlącą się do drzwi wejściowych do Przytuliska. Każdy ruch na klatce powodował ruch sierściuchowej głowy i nadzieję, jaką tylko psy potrafią mieć: idzie! Nie przyszedł ani razu.
Wyjechał. Wywiózł swoje ciało, by w zaciszu głodu dotknąć zdrowego życia. Dostałam pod opiekę i Jabłoń, i Heńkę. O jedną i o drugą przyobiecałam dbać. Poniżej tłumaczenie z niewerbalnego psiego wyrazu twarzy na werbalny polski:
***
— Kiedy wróci?
— Jeszcze sześć dni.
— A ile to sześć?
— Podziel liczbę posiłków, co cię czekają od poniedziałku do soboty, przez dwa i to co dostaniesz w wyniku to będzie dokładnie sześć.
— To malutko.
— Malutko? To przedsmak wieczności!
— Czyli co, suszona wątroba, serce, płucka i żwacze to przedsmaki wieczności?
— Nie, Heniu, suszone to i owo to psie przysmaki.
— Ich też dostaję malutko. Czyli co, Sadownik będzie jutro?
— Będzie za „malutko”, ale niestety nie jutro.
***
— Miałaś dbać?
— A nie dbam?
— Nie dbasz.
— Jak to? Karmię? Karmię! Wyprowadzam? Wyprowadzam! Rano, szybkie wyjście przed śniadaniem na poranne potrzeby fizjologiczne. W ciągu dnia, spacer do parku. Po południu wizyta w lesie a wieczorem idziemy pod górkę. Mało?
— Nie dbasz. Tylko jesz, śpisz i czytasz. Czy ty wiesz, że grozi ci deprywacja sensoryczna?
— Co Twoim zdaniem powinnam robić, by uniknąć deprywacji sensorycznej zanim Sadownik wróci i przewróci dom do góry nogami?
— Iść na spacer, potem do lasu, wracając pod górkę i znów do lasu, bo grzyby mogły już wyrosnąć, wiesz? I jeszcze przed obiadem na króciutki spacerek byśmy sobie skoczyły, co ty na to?
— To wiesz, poczytam sobie jeszcze troszkę zanim pójdziemy po górkę, by móc zamknąć kolejny dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz