wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Lało. Zaczęło nad ranem i lało bez przerwy. Heńka po raz pierwszy nie obudziła mnie rano. O ósmej to ja otworzyłam oko i zarządziłam szybkie wyjście na załatwianie potrzeb fizjologicznych. Stanął Sierściuch zaskoczony pod daszkiem przed klatką. Stanął jak wryty, jakby nie mógł sobie przypomnieć jakiej jest rasy. Wieczna radość ze wszystkiego ustąpiła zdumieniu, że może tak lać. No, Heniu, biegusiem! Stałam i patrzyłam na odmienionego psa. Dwa metry bez entuzjazmu zrobiła, potem ciut szybszym, nerwowym krokiem poszukała miejsca, dość dobrego na stałe produkty psiej przemiany materii. Już. Produkt posprzątany do kosza niosłam, gdy zobaczyłam widok całkowicie mi do tej pory nieznany. Henia zdegustowana pod drzwiami do klatki stała. Nie było siły, która by ją na spacer wyciągnęła. Kto by pomyślał, że jeśli chodzi o deszcz, to i Heni cierpliwość ma swoje granice. Czy Pani Pogoda mogłaby to uwzględnić? A może Henia mentalnie się postarzała podczas Sadowniczej nieobecności?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz