wpis przeniesiony 30.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Smutna. A może po prostu o rzeczach trudnych.
Muszę porozmawiać o tej książce ze Szpagacikiem.
Napatoczyłam się na tę książkę, szukając zupełnie innej. Przyciągnęła mnie grafika z okładki. Przyciągnęła, obiecała więcej i nie dotrzymała obietnicy, bo jest to jedyna taka ilustracja w całej książce; pozostałe rozczarowują na całej linii.
— Nic mi nie jest — wymamrotał Emil.
— Ale czy nigdy nie boli pana tutaj? — Ptak położył skrzydło na sercu. — Czy nigdy się panu nie wydaje, że jest tam coś w rodzaju haczyka, za który ciągnie pana do miejsca, z którego pan przybył.
*
— A jeśli to niemożliwe?
— Wówczas trzeba się nauczyć żyć jako pacjent w stanie przewlekłym.
„Ale on używa trudnych wyrazów” — zdziwiła się Emil. Gdzie też zdążył się ich nauczyć? […]
— Kto to jest pacjent w stanie przewlekłym?
— To cierpliwy nosiciel nieuleczalnej choroby.
*
Bo może się zdarzyć i tak, że kiedy się otrzyma z powrotem to, czego się pragnęło, nie jest to wcale tym, czego się chciało.
— Ma pan na myśli, że to nie będzie już dom?
— To, za czym się tak tęskniło, bywa czasem, a nie miejscem.
— Właśnie.
*
Ale Emil właściwie już wiedział, że nawet jeśli tata, Jeppe i Otto się nie zmienili, to on sam jest inny i to wystarczy, by zmieniło się wszystko.
*
Ten, kto wraca, jest zawsze kimś innym niż ten, który odszedł.
*
[…] Emil patrzył na mamę , tak jakby przeszedł kawałek drogi naprzód, a potem się zatrzymał i odwrócił głowę. Zobaczył słabość i kruchość tam, gdzie, jak wierzył, miały swój wieczny dom siła i życie.
Leena Krohn, Pelikan. Opowieść z miasta,
przeł. Iwona Kosmowska, ilustr. Manuel Blázquez,
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz