sobota, września 18, 2021

4379. Urlopownik (VI)

Rewelacja, a nie powieść. Trzy perspektywy patrzenia na wy­da­rze­nia, z których każ­da kolejna opowiada wcześniejsze, a potem dorzuca nowe wydarzenia na osi cza­su.

Po pierwszej (w kolejności czytania przeze mnie) powieści tego Autora z intrygującą okładką, po drugiej z okładką à la praca na zaliczenie CorelDRAW w liceum z koń­ców­ki lat dzie­więć­dzie­sią­tych XX wie­ku, ta ma nie tylko wartą grze­chu zawartość, ale wy­mow­ną okładkę, która obiecuje i — niech ją! — do­trzy­mu­je słowa. Wyzwanie wy­bie­ra­nia cytatów tak, by nie puścić farby, było niczym za­awan­so­wa­na ła­mi­główka.

Nie licząc dwóch skoków w bok, po raz pierwszy urlop stał pod znakiem be­le­try­sty­ki. Ta książka była fantastyczną wisieńką na wakacyjnym torcie podczas wracania do ula.

Tego Autora w przekładzie na język polski nie ma, póki co, już nic więcej ponad trzy po­wie­ści — każda jest dobrym powodem, by zalec w fotelu i poczytać. Urlop też już de­fi­ni­tyw­nie za nami. Szykujemy się do zimy.

     – Może w czymś pobłądziłam? – spytała.
     – W żadnym razie.
     – No to co jest między nami nie w porządku?
     – Nic, przeżywamy tylko trudny okres.
     – Uważasz, że jest trudny, bo nie możesz mnie znieść?
     – Znoszę cię.
     – Nie, ty znosisz tę kobietę, która stoi przy garnkach, sprząta mieszkanie, troszczy się o dzieci. Ale to tylko część mnie. Przecież ja także jestem ja­kąś osobą!

*

     – Przepraszam, a jak ty wiążesz buty?
     – Tak jak on.
     – A jak on wiąże?
     – Tak jak nikt.

*

Nauczyłem się nie słyszeć moich rodziców, zaś żeby ich nie widzieć, wy­star­czy­ło zamknąć oczy. Tą dziecinną sztuką posługiwałem się potem przez całe życie w niezliczonych okolicznościach. Bardzo mi się przydawała, uciekałem się do niej często. Zostawiłem za sobą pustkę, miałem w sobie pustkę.

*

Użalanie się na przeszłość jest żałosne, marne jest także cią­głe gonienie za jakimś nowym początkiem.

*

Przecież wiesz, jak to jest – tłumaczysz mi – kiedy człowiek zaczyna wcho­dzić po schodach. Nogi idą jedna za drugą, nauczyliśmy się tego w dzie­ciń­stwie. Ale radość tamtych pierwszych kroków mamy już za sobą. Do­ra­sta­jąc, wzorowaliśmy się na sposobie wchodzenia naszych rodziców, naszego starszego rodzeństwa, naszych bliskich. Nogi już odruchowo dążyły w górę. A napięcie, emocje, szczęście, które czerpaliśmy z samodzielności, już utra­ci­li­śmy, przepadły podczas dalszej nauki wchodzenia. Wchodzimy w prze­ko­na­niu, że nogi przestawiamy my, ale tak nie jest, razem z nami pokonuje stopnie mały tłumek tych osób, na których się wzorowaliśmy; wyuczone i pewne kroki to tylko rezultat naszego nawyku. Człowiek albo taki konformizm odrzuca – stwierdzasz na koniec – by odnaleźć tamtą dzie­cię­cą radość własnych kroków, albo skazuje się na coraz bardziej sza­rą pospo­li­tość.

*

     – Reaguje bardzo niesympatycznie – zawołała żona przyjaciela.
     – Trudno jest cierpieć sympatycznie.

*

[…] patrzyła tak, jakby nie widziała dla siebie żadnego wyjścia.

*

Wieczorem, uważnie dobierając słowa, starałem się jej wyjaśnić, że to nie jest zdrada, że bardzo ją szanuję, że prawdziwa zdrada ma miejsce wtedy, kiedy zdradza się swój instynkt, swoje potrzeby, swoje ciało, samego siebie.

*

A ponieważ zawsze posługiwała się rozumowaniem ściśle logicznym, co nie pozwalało jej cierpliwie się nad czymś zastanowić, obawiałem się, że takie oschłe wnioskowanie, do którego się ucieknie, może ją popchnąć (popychało ją już codziennie, płaciła za to wyczerpaniem fizycznym i coraz większą nie­uf­no­ścią) do czynów, których nawet nie chciałem sobie wyobrażać.

*

     – No, dość tego, zabawmy się trochę, wszystko stanie się bardziej zrozumiałe.

Domenico Starnone, Sznurówki, przeł. Stanisław Kasprzysiak,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2017.
(wyróżnienie własne)

Największy dystans to nie ten w przestrzeni, liczony w ki­lo­me­trach, ani ten w czasie, liczony nawet w tysiącleciach, tyl­ko ten, którego nabiera się w wyniku zmiany.

*

Co do reszty, życie było piękne i pięknie było żyć. Sam się zdumiewałem moim optymizmem, do którego nigdy nie miałem skłonności.

*

[…] tak długą nić czasu zwinęliśmy razem w kłębek.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz