czwartek, września 30, 2021

(3265+6+1118). Bo… (III)

Bo Stehlíka okolice, bo kryminał — trzeci raz z grubsza w ten sposób zaczyna się wpis — ale przede wszystkim dlatego, że to trzecia część cyklu, która nawet w ory­gi­na­le bardzo długo (ponad cztery lata) kazała na siebie czekać.

Przywiązuję się do bohaterów, więc cierpliwie, choć biernie (mam zaznaczoną Autorkę jako lubianą) czekałam. Ibukosknera musiał zacisnąć oczy, gdy chwilę po ukazaniu się tej części, bez mgrugnięcia okiem miałam książkę na czytniku.

Językowo wciąż fascynuje mnie konstrukcja pierwszego rozdziału, w którym dzięki urokom czasu teraźniejszego w języku polskim, nie wiadomo, jakiej płci jest wy­po­wia­da­ją­ca kolejne kwestie osoba. A potem jest trochę pięknych instrumentów, do­brej muzyki i marzeń, no i trup (nie jeden), bo to w końcu kryminał.

Sprawa się potknęła i zboczyła z wytyczonej trasy, ale galopowała dalej, wciąż napędzana przez energię, której źródło jeszcze się nie wyczerpało. Holina wciąż nie wiedział jednak, kto biegnie i do jakiej mety.

*

Z tyłu auta Erik zauważył wózek inwalidzki i natychmiast obleciały go ner­wy. Nie potrafił rozmawiać szczerze z osobami niepełnosprawnymi, budziły w nim dziwne poczucie winy, które skutkowało przesadną życz­li­wo­ścią i nad­gor­li­wo­ścią.

*

Starożytny system godzin planetarnych zakłada, że każdej godzinie dnia przewodniczy inna planeta, która ma od­mien­ny potencjał. To, co mogło wydarzyć się o piątej, ra­czej nie wydarzy się o siódmej.

*

     – Czyli miał niepohamowaną skłonność do mijania się z prawdą. Takie zachowanie może wynikać na przykład z nieumiejętności pogodzenia się ze stratą. Lub z tego, że ktoś ma kłopot z przyjęciem zastanych faktów, ak­cep­ta­cją rzeczywistości. Na to wskazuje z kolei kwinkunks do Saturna w re­tro­gra­da­cji…
     – Byłbyś łaskaw zejść z nieba na ziemię, przestać bredzić o świn­skunk­sach i wyjaśnić mi to po ludzku? – nie wytrzymał Diviš.

*

     – Czy ja mówiłam, że sobie pójdę?
     – Nie mówiłaś, że sobie nie pójdziesz – odparł i aż go roz­sadzało, żeby wrzasnąć: Zostań ze mną, do jasnej cholery!

*

     – Pewnie by coś słodkiego zjadł po obiadku? – Postawiła na ladzie talerz puszystych pączków z dżemem i bitą śmietaną na wierzchu. – Ra­bar­ba­ro­we – dodała tonem, który magicznym sposobem zmieniał bombę ka­lo­rycz­ną czeskiego cukiernictwa w produkt z półki „zdrowa żywność”. – Skusi się?

*

Jeszcze chwilę temu był przekonany, że w jej mózgu zwy­czaj­nie brakuje jakiejś synapsy, umiała być jedynie obiek­tyw­na. Mylił się.

*

Sensem życia jest miłość. Jeśli będziesz miał szczęście, możesz nią kogoś obdarzyć, ale nie możesz jej nikomu odbierać”, wyjaśniła mu kiedyś ciotka Jozefína, a że nigdy już nie trafił na zwięźlejsze objaśnienie świata, do dziś wierzył w to, które otrzymał od cioci.

*

     – Czy komuś pan wadzi?
     Dragoun natychmiast przytaknął.
     – Komu?
     – Samemu sobie.

*

[…] stwierdziła nagle, że jest już dorosła i nikt nie będzie jej mówił, co ma robić. Zerwała więzy, wyrwała drzwiczki, rozwinęła skrzydła i wyleciała z klatki.

*

[…] właśnie tu, na skromnych dziesięciu metrach kwadratowych, najczęściej odwiedzała go intuicja.

*

Zazwyczaj czekając na kogoś, porządkował myśli lub przeglądał notatki. Teraz splótł ręce na piersi i zapatrzył się na gołębie.

*

     — […] pamiętam za to bardzo dokładnie, kiedy tak po­wie­dzia­łeś.
     – Ja też pamiętam: nigdy.
     – A jednak.

*

     – Nie zniosę tego – łkała.
     – Tak ci się tylko wydaje – pocieszał ją. – Człowiek to wy­jąt­ko­wo silna bestia.

*

[…] każdego nowego dnia rodziły się dziesiątki ofert zmiany. Wystarczyło podjąć wyzwanie, ruszyć z miejsca.
     […] Zawsze jest kilka opcji. […] wystarczy jedna decyzja i kilka zgrab­nych słów, by zupełnie zmienić rzeczywistość.

*

Los czasami zapędza nas w trudne sytuacje, które wydają się bez wyjścia i z których bardzo trudno wydostać się o wła­snych siłach.

Iva Procházková, Zagraj mi na drogę, przeł. Julia Różewicz,
Wydawnictwo Afera, Wrocław 2021.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz