Raz, film. Dwa, kilka dni konfekcjonowania wrażeń i łomolenia muzyką wyjętą z tego obrazu. Trzy, lingwistyczny zachwyt monologiem. Cztery, pięć, muzyka, monolog, muzyka, monolog, muzyka. I decyzja, by ten kawałek tu mieć, skoro wzrusza mnie za każdym razem do łez szósty dzień. Klik, klik i nowa porcja zachwytu, bo oderwać się od obrazka nie mogę. I nowa dostawa łez ze wzruszenia i wdzięczność za niemającą końca zdolność zachwycania się.
Ziarenko mojej przygody z językiem włoskim zasiała sanremowa piosenka z udziałem tłumacza języka migowego Mauro Iandolo, a w zasadzie rozmowa z nim, którą bez żadnej znajomości włoskiego obejrzałam kilkadziesiąt razy, zachwycając się energią języka, melodią i możliwościami ekspresji, jakie daje mężczyznom, pozawerbalnym przepięknym gadulstwem. Pomyślałam, że chcę doświadczyć tej magicznej formy kontaktu z energią, która tak pięknie zachwyca się światem.
Karmi mnie ta piosenka, karmią mnie te piksele, szczególnie od tego momentu (2:29).
Daniele Silvestri, A bocca chiusa.
perché ce credo o forse per decenza
che partecipazione certo è libertà
ma è pure resistenza
[…]
io non mi fermo, scusa
canto pure a bocca chiusa
guarda quanta gente c’è
che sa rispondere dopo di me
a bocca chiusa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz