środa, listopada 06, 2024

5632. 311/366

za­pytałam o schody, nie zapytałam o sze­ro­kość drzwi i czy ktoś z zaproszonych gości jest przeziębiony*. schody po­ko­na­liśmy śpie­wa­jąco, drzwi były wymagające, fajny spędziłam z ludźmi czas, ale.

od wczoraj złożona choróbskiem, płacę wy­so­ką cenę za bra­wu­ro­we wyjście z domu.

311/366

____________
  *  immunosupresja ma swoje wymagania.

poniedziałek, listopada 04, 2024

5631. Z oazy (CCXCVII)  // Panna cotta (CXLIII)

Nie­dzielne odliczanie literek, cztery. Poślizgnięte odrobinę na czasie. Gdy tylko zobaczyłam okładkę tej książki, spacerując wirtualnie po księgarni, natychmiast tknęła mnie myśl z wykrzyknikiem: znam tę kreskę, znm tę paletę barw!

Sprawdziłam na jutiubie i słuchankę miałam fenomenalną. A po słuchance również czytankę i nieoceniony zbiór odzwierzęcych czasowników. Piałam z zachwytu.

Tutti gli animali hanno una voce
con cui possono dimostrarsi affetto
e dirsi cose carine.

[Wszystkie zwierzęta mają głos, / którym mogą okazywać sobie uczucia
i mówić miłe rzeczy.]

🖇

Il cane abbaia.
I cuccioli rispondono.

[Pies szczeka. / Szczeniaki odpowiadają.]

Il gatto miagola.
I gattini…
…anche!
[Kot miauczy.
Kocięta… / …także!]

🖇

La gallina chioccia.
I pulcini pigolano.

[Kura gdacze. / Kurczęta piszczą.]

L’uccello canta.
[Ptak śpiewa.]

🖇

La mucca muggisce. I vitelli rispondono.
[Krowa muczy. Cielęta odpowiadają.]

La pecora bela. Gli agnelli… / …anche!
[Owca beczy. Jagnięta… / …również!]

🖇

Il cavallo nitrisce.
I puledrini… / …rispondono!

[Konie rżą. Źrebięta… / odpowiadają!]

Il lupo ulula.
I lupacchiotti… / …anche!
[Wilk wyje. Wilczęta… / …również!]

🖇

La tigre ruggisce. I tigrotti […]
L’elefante barrisce. I piccoli elefanti […]

[Tygrys ryczy. Tygrysiątka […]
Słoń trąbi. Słoniątka […]]

🖇

E la giraffa?
La giraffa non ha voce.
E la piccola giraffa, ancora meno!

[A żyrafa? / Żyrafa nie ma głosu./ A mała żyrafa tym bardziej nie!]

La giraffa, però,
ha un collo molto, molto lungo…

…tanto lungo
da poter accarezzare
la sua giraffina.

[Ale żyrafa / ma długą, długą szyję…

…bardzo długą,
by móc pogłaskać
swoją żyrafkę.]

🖇

Una volta,
una piccola giraffa
ricevette molte carezze
dalla mamma.

[Pewnego razu / żyrafa dostała mnóstwo głasków / od mamy.]

🖇

Le piacquero così tanto che, dopo,
le insegnò a un piccolo efefante.

[Podobało jej się tak, że potem / nauczyła głasków słoniątko.]

🖇

L’elefante le insegnò
alla sua amica tigre.

[Słoniątko nauczyło głasków
swoją przyjaciółkę tygrysicę.]

🖇

La tigre, al lupo.
[Tygrysica nauczyła wilka.]

🖇

Il lupo, al cavallo.
[Wilk nauczył konia.]

🖇

Pian, piano / imparano anche
tutti gli altri…

[Powoli, powolutku nauczyli się również / wszyscy inni…]

🖇

Da allora, tutti gli animali sanno
che si può dire senza voce:

Ti voglio bene, mamma!
Ti voglio bene, papà!
Ti voglio bene…

[Od tej pory wszystie zwierzęta wiedzą, / że można mówić bez głosu: /
Kocham cię, mamo! / Kocham cię, tato! / Kocham cię…]

Armando Quintero, Si può dire senza voce,
ilustr, Marco Somà, Glifo Edizioni, Palermo 2016.
(wyróżnienie własne)

*


Erika Rizzo (animacja).

Le piccole lontre e i piccoli oritteropi sono… cuccioli.
E il coccodrillo, come fa?

[Małe wydry i małe mrówniki to… szczenięta. / A krokodyl, jak robi?]

5630. Jak nie zachwyca, skoro zachwyca…


fot. Hawwa, fragmenty.

niedziela, listopada 03, 2024

5629. Z oazy (CCXCVI)  // Panna cotta (CXLII)

Nie­dzielne odliczanie literek, trzy. Realizując październikowy deputat na włoskie literki 6+, by nie płacić za przesyłkę dorzuciłam tę książeczkę, by z duchem czasu popędzić do hellołinowego świętowania.

Przy porannej kawie, w ostatnim dniu października płakałam ze śmiechu. Tego dnia nie dożyłam wizyty naszych dzieci, czyli mieszkających w naszej klatce, bo padłam koło dwudziestej, gdy nieletnie drobiazgi pod czujnym okiem swoich rodziców bu­szo­wa­ły po starej części na­szej dzielnicy, zo­sta­wia­jąc nas sobie niejako na deser. Byliśmy przygotowani, ale honory do­mu spełnił bez zarzutu tylko Sadownik.

A książka? Z morałem: uważaj o czym marzysz, o co prosisz, uważaj, ja cię proszę. No i troszkę o tym, że wszystko, co cię spotyka w życiu, było w tobie od zawsze, czy jakoś tak…

Ponieważ wiedźma nowoczesna (mikrofali z błyskiem w oku używa), to i w tłu­ma­cze­niu z nurtem potrzeb ponowoczesności popłynęłam: w oryginalnym tekście nie ma zupy wegańskiej.

Quando la strega Domitilla si confrontò
con la fotografia del giornale, si trovò bruttina.
«Voglio trasformarmi» decise.
«Con una delle mie ricette magiche
diventerò più affascinante di questa fotomodella.»


[Kiedy wiedźma Domitylla porównała się / z fo­to­gra­fią w gazecie, uznała się za brzydką.
     — Chcę się przemienić — zdecydowała. — Przy po­mo­cy jednej z moich magicznych receptur stanę się atrakcyjniejsza niż ta fotomodelka.]

🖇

E così andò a rileggersi tutti i suoi libri di cucina
per scoprire la preparazione che faceva al caso suo.
Non trovò niente.
«Ci sono solo intrugli per trasformare principesse
in cetrioli o in rospi» constatò.
Decise allora di inventarsi una nuova ricetta.

[I tak, poszła ponownie przeczytać wszystkie swoje książki kucharskie, / aby znaleźć przepis, który zadziała w jej przypadku. / Nic nie znalazła.
     — Są tylko mikstury, by zamienić księżniczki w ogórki lub ropuchy — stwierdziła.
Postanowiła więc wymyślić nowy przepis.]

🖇

[…] scaffali. / Insidiosi veleni, polvere di stelle, strani vegetali,
vischiose marmellate, cacche di ogni genere,
insetti, vermi e altri animali
conosciuti e sconosciuti stavano lì,
pronti per essere usati.

[…regały. Podstępne trucizny, pył gwiazd, dziwne rośliny, / lepkie dżemy, odchody wszel­kiego rodzaju, / owady, robaki oraz inne znane i nieznane zwierzęta znajdowały się tam, / gotowe, by ich użyć.]

🖇

Si mise al lavoro.
[Wzięła się do roboty.]

🖇

Nel grande calderone, buttò patate,
carote, rape, di tutto e più.


[Do dużego kotła wrzuciła ziemniaki, / marchewki, rzepy, wszystko i nawet więcej.]

🖇

Sul fornello a gas, mise in una casseruola un po’ di piselli
e di fagiolini, una goccia di questo, un pizzico di quello.

[Na kuchence gazowej w rondlu troszkę zielonego groszku
i zielonej fasolki, kropla tego, szczypta tamtego.]

Nel forno a microonde sistemò, su un piatto rotondo,
un po’ di questo e un po’ di quello,
un po’ dell’uno e un po’ dell’altro,
di tutto e di più, di più e di tutto, e altre cose ancora,
e per finire una cipolla.

[W mikrofalówce na okrągłym talerzu / trochę tego i trochę tamtego, / trochę jednego i trochę drugiego, / wszystkiego i jeszcze więcej, jeszcze więcej i wszystkiego, i jeszcze inne rzeczy, / a na koniec jedna cebula.]

🖇


[…] quando tutto fu cotto e versato,
si trovò davanti sei piatti appetitosi.

[…gdy wszystko było już ugotowane i przelane,
miała przed sobą sześć apetycznych dań.]

🖇


Mise i piatti su un grande vassoio
e girò per la casa chiamando:
«Piccoli, miei piccolini, chi vuole un po’
di buona minestra? Sbrigatevi,
perché non ce n’è per tutti. Su, svelti!».

[Położyła talerze na dużej tacy / i krążyła po domu wołajac:
     — Maluchy, moje maluszki, kto chce troszkę / pysznej zupy? Pośpieszcie się, / po­nie­waż nie wystarczy dla wszystkich. Dalej, szybko!]

🖇

Ne diede una / al gatto che zot! rimase fulminato.
[Poczęstowała zupą / kota, który psss! / został porażony prądem.]

🖇

Ne diede una ai pipistrelli, / che persero immediatamente la bussola.
[Poczęstowała zupą dwa nietoperze, / które natychmiast straciły zdolność echolokacji.]

🖇


Ne diede una ai rospi
che subito si misero
a fare delle bolle colorate.

[Poczęstowała zupą dwie ropuchy, / które natychmiast zaczęły / puszczać kolorowe bańki.]

🖇


Ne diede anche una al topo, / che di colpo si mise in testa di essere un divo del cinema.
[Dała również myszu, / który nagle wbił sobie do głowy, że jest gwiazdą kina.]

🖇

Uscita di casa, ne diede una persino al gufo, / che improvvisamente si trasformò in un lampione acceso.
[Wyszedłszy z domu poczęstowała nawet sowę, która natychmiast przemieniła się w świecącą latarenkę.]

🖇

«Tutto sembrava andare a meraviglia»
si rallegrò Domitilla. E chiuse
nell’armadio i golosoni.
«Domani tutte le minestre avranno fatto il loro effetto.
E allora le mangerò anch’io» aggiunse molto soddisfatta.

[   — Wydaje się, że wszystko poszło wyśmienicie — ucieszyła się Domitylla. I za­mknę­ła / w szafie zupne łasuchy.
     — Jutro zupy zaczną działać. A  teraz również ja ich skosztuję — dodała usatys­fak­cjo­no­wana.

🖇

Tutta contenta, /se ne andò a dormire. / Sogno i giorni meravigliosi / che la aspettavano.
[Cała zadowolona / poszła spać. / Śniła o fantastycznych dniach, / które ją czekały.

🖇


Appena alzata, andò ad aprire l’armadio. / «Orrore!» gridò indietreggiando dallo spavento, «ho sbagliato tutto.»
[Tylko wstała, poleciała otworzyć szafę.
     — O, zgrozo! — wykrzyknęła, cofając się ze strachu. — Zrobiłam wszystko źle.

🖇


Il gatto, i pipistrelli, i rospi, il topo e il gufo si erano trasformati in altrettante copie di lei stessa, in formato ridotto. Sette piccole Domitille guardavano Domitilla. «Abbiamo fame!» dissero le piccole streghe.
[Kot, nietoperze, ropuchy, mysz i sowa przemieniły się w miniaturowe kopie samej wiedźmy. Siedem małych Domityllek patrzyło na Domityllę.
     — Jesteśmy głodne! — powiedziały malutkie wiedźmy.]

🖇


«Vogliamo la minestra!» chiesero in coro
sedendosi attorno a un piatto gigante.
«Una minestra semplice e naturale» precisò una.
«Senza troppe porcherie dentro» specificò un’altra.
«Quella che fa diventare grandi» concluse una terza.

[   — Chcemy zupę! — zaordynowały chórem / siadając wokół ogromnego talerza.
     — Prostą, wegańską — sprecyzowała jedna.
     — Bez zbyt dużej ilości świństw — zaznaczyła druga.
     — Taką, po której zjedzeniu urośniemy — podsumowała trzecia.]

🖇

Domitilla si mise all’opera
per nutrire la sua nuova famiglia.
Addio fotomodella!
Addio sogno di bellezza!


[Domitylla wzięła się do dzieła, / aby wyżywić swoja nową rodzinę.
Żegnaj, fotomodelko! / Żegnaj, marzenie o pięknie!]

🖇

Claude Boujon, Le minestre magiche,
przeł. z jęz. francuskiego Anna Morpurgo,
Bababum di Babalibri, Milano 2022.

*

🖇


(tamże)

5628. Z oazy (CCXCV)

Nie­dzielne odliczanie literek, dwa. Czysty przypadek, klik, klik, i jedenaście opo­wia­dań w dwa wieczory. Kilka z nich fenomenalnie doskonałych. Jedno jednostajnym tem­pem, metodycznie niczym walec, rozjeżdża osobę czytającą, zmierzając ku puen­cie, której nie da się „odpamiętać”. Jedno nudne, jedno niekompatybilne z moim po­czu­ciem humoru albo wyobraźnią.

Dla tych kilku ekskluzywnie świetnych zdecydowanie warto, ot co.

Przechodząc koło chłopaków, kątem ucha słyszę, jak jeden mówi: „Gdybym za każdy wyrwany siwy włos dostawał sto złotych, to mógłbym nie pra­co­wać”. A drugi mu na to: „Jakbym ja miał jeszcze jakiekolwiek włosy, to na­prawdę bym się nie przypierdalał do koloru”.

🖇🖇

Czy on musi być taki bystry, czy on musi tak wszystko rozumieć? I ile to tak będzie się dało wciskać mu tę fasolę? A wszędzie piszą, że dziecko jeszcze nie wie, że jeszcze nie rozumie, nie jest dojrzałe, nie jest gotowe. No a dziecko wie i rozumie wszystko mniej więcej od samego początku. A ja, jak byłem w jego wieku, to co, nie rozumiałem? No rozumiałem znakomicie.

🖇

I love you, myślę. I love you, dosłownie. W te słowa. Bo tego się po polsku pomyśleć nie da. No ajlowju ciebie po prostu.

🖇

Ale przede wszystkim – angażuj się. Walcz jak o życie. To jest najlepsza metoda. Tak było w szkole. Te wszystkie nudne lekcje… Szło to szybciej tylko wtedy, gdy się człowiek naprawdę wkręcił. Od czasu do czasu się to uda­wa­ło… Trzeba było oszukać nie tyle nauczyciela, ile samego siebie.

🖇

I need a drink, myślę, bo to jest kolejna rzecz, której nie da się po polsku pomyśleć. Tego się nawet nie myśli tak w całości, pełnym zdaniem. To jest jakieś takie urywane coś. Need a. Z cytryną. Bo z cytryną to jest drink. A bez cytryny to jest łojenie wódy.

🖇

Ciekawe, kiedy ja się zacznę golić, mówi po dłuższej chwili, przylepiając sobie brodę z piany. Jeszcze z pięć lat, mówię, a zaczniesz tak trochę. A za ko­lej­ne pięć to już tak regularnie. Codziennie, no. Nie ma się do czego spie­szyć. To jest koszmar. Co, pyta, golenie? No golenie, tak, a co myślałeś? No nie wiem, mówi, tak ogólnie. Że życie dorosłe całe, tak? No na przy­kład, mó­wi. A nie, to nie, odpowiadam, trąc ostrzem podbródek. To jakoś idzie, jakoś to jest. Jakoś człowiek daje radę. Nie trzeba tylko wymagać za dużo. Od świata. Ani od siebie.
     […]  trzeba poznać odpowiednią osobę. A jak będzie nieodpowiednia? No to trzeba szukać dalej, mówię. No a jak się znajdzie osobę i się myśli, że ona jest odpowiednia, a potem się okazuje, że jednak nie jest? Tak też się czasem zdarza, mówię, skrobiąc policzki.

🖇🖇

Przy braku ścisłych informacji pozostają subiektywne wrażenia, ale te nieraz mówią o wiele więcej […].

🖇

[…]  wylądował […]  „w samym centrum marginesu”.

🖇🖇

[…]  wszystko się to jakoś wyrównuje i uśrednia – przez cały czas jest ge­ne­ral­nie koszmarnie, ale szybko człowiek przestaje się tym przesadnie emo­cjo­nować. […] 
     Ta stała myśl: czy ona nie może być mniej więcej normalna? Czy ja nie mogę mieć normalnej…? Ona to stale wyczuwa i od czasu do czasu mówi wprost: pewnie sobie myślicie, czy ja nie mogę być normalna. Każdy z was pewnie myśli: czy ja nie mogę mieć normalnej…? I zaraz wszyscy nie­szcze­rze zaprzeczają. I ta nieszczerość ich potem dręczy, więc na pewien czas zdwa­jają wysiłki: rodzina też ma okresy względnej poprawy, które nie­od­mien­nie rozmijają się z okresami względnej poprawy u chorej.

🖇

Prawda jest taka, że po otrzymaniu diagnozy każdy chory […  z]aczyna cho­rować ze zdwojonym zapałem. Zaczyna się chorowanie pełnoetatowe, nie jak dotąd, z doskoku. Kończy się czas chorowania intuicyjnego, teraz cho­ry choruje w oparciu o rzetelną wiedzę medyczną, przy pełnym wspar­ciu profesjonalistów i najbliższych. Chory, który podjął leczenie, prze­cho­dzi z amatorstwa na zawodowstwo.

🖇

Czy ten bellvitan w płynie, serenix w zmiennobarwnych tabletkach, tamto positivum w kilogramowych transzach, tamten calmer w chropowatej za­wie­si­nie, tamten tranquilan w nadliczbowych kroplach – czy to by jej nie mogło po prostu pomóc? Czy wraz z włosami, paznokciami, sercem, snem i wątrobą szlag nie mógłby trafić również tamtych stanów i tamtych myśli? A jeśli nie, to czy ta równia pochyła nie mogłaby być bardziej urwista? Skoro nie można liczyć na żaden dłuższy płaskowyż, to może już jednak lepsza jest dobra przepaść?

🖇🖇

     – Rozumiem.
     – A ja nie – przyznał.
     – Ale działa?
     – Na ogół.

🖇🖇

Trochę nazbyt skrupulatnie odliczone te osiem i pół roku. I skąd ona w ogó­le wie, że on tu dziś jest? Widzę go teraz. Faktycznie, z samego brzegu. Tro­chę wyliniał. I ja mam ją dzisiaj tak oświetlić, żeby ten palant zrozumiał, że popełnił życiowy błąd. Ale zdaje się, że już jest na progu zrozumienia, skoro w ogóle tu przyszedł.

🖇🖇

Dochodzi południe – poranek nieortodoksyjny.

🖇

Ten słynny zarost dwudniowy. Tyle że zarost dwudniowy to się ma, jak się jest dwudziestolatkiem. Po czterdziestce to się jest już najwyżej za­nie­dba­nym, nieogolonym, ohydnym staruchem. A poza tym mnie zarost dwu­dnio­wy to tak do wieczora wyrasta. Jutro rano będzie już pięciodniowy. A to się już żadnej nie może podobać. Poza tym nie chodzi o estetykę. O moralność raczej. Przewaga moralna człowieka ogolonego nad nieogolonym wynika z tego, że ten pierwszy (uwaga: tautologia) musiał się ogolić. Golił się! Dzi­siaj. Wczoraj. Jutro. Nie da się na zapas. On to robi. Wy­trwa­le. Poświęca się. Wysila. Cierpi. Krew przelewa. Oto mężczyzna stabilny, godny zaufa­nia, wytrwały. W drugą stronę też to działa: wystarczy raz się nie ogolić, a już się jest nieogolonym i co z tego, że się człowiek dzielnie golił dzień w dzień przez kilkanaście lat. […]
     […]  Długie godziny się ze sobą spędza, myślę, ścierając pianę z twarzy. Po­znaje się samego siebie. Wszystko się widzi. Przeziera się przez siebie na wy­lot. Nie da się człowiek zaskoczyć zimie. Nie będzie mógł mówić, że nie wiedział, że nie zauważył.

🖇🖇

     – Wiesz, jaki masz problem? – mówisz. – Że jak zaczynasz jakąś historię, to od razu chcesz wiedzieć, jak się kończy.
     – Ale chodzi ci o życie czy o literaturę? – pytam.
     – A masz jakieś życie poza literaturą?
     – A jest jakaś literatura poza życiem? – odwracam niezgrabnie.
     – A może powinieneś – ciągniesz niezrażona – zacząć kiedyś ja­kąś historię, nie wiedząc, jak się kończy
     – W życiu czy w literaturze?
     – A gdzie by ci było łatwiej na początek?

Maciej Miłkowski, Trzeci dzień świąt,
Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

     – […]  do tego bym się raczej nie posunął.
     – W życiu czy w literaturze?
     – Obojętne – mówię. – Bo jak się w jednym pozwoli so­bie na jakieś prze­kro­cze­nie granicy, to w tym drugim już potem łatwiej. I trzeba o tym pa­mię­tać, że jak się w jed­nym przekracza, to i w tym drugim trochę też. I jak się tak tylko teoretycznie coś wypróbowuje, to się zawsze może okazać, że jednak…
     – Coś mimo wszystko wypróbuj
     – W życiu czy… – zaczynam, ale gryzę się w język.

(tamże)

5627. Z oazy (CCXCIV)  // Panna cotta (CXLI)

Nie­dzielne odliczanie literek, raz. To, że w ramach miesięcznego deputatu na wło­skie literki nie kupuję już książek dla trzylatków, nie oznacza, że przestałam lubić mądre, ciepłe, zabawne czy pięknie ilustrowane lektury dla maluchów.

Tęskniłam za kreską tego autoroilustratora. Nie kupię, klik, klik, ale chociaż rzucę okiem. Upasłam okiem duszę, a chwilę później wpadłam na pomysł, by z książek 3+, w miarę możliwości inter­ne­to­wych zasobów, zrobić sobie słuchanki. Rozumienie ze słuchu jest cenną, jeśli nie nie­zbędną, umie­jętnością. Kto z nas nie pamięta dumy z faktu, że już umiemy zadać pytanie w języku obcym, tylko jeszcze nie ro­zu­mie­my odpowiedzi?

Ta historia, jutiub, jest!, Raz i drugi, i trzeci, i… Jeśli do­dać do tego moją słabość do zwierzęcych bohaterów, było fantastycznie, choć na słu­chawki — Sadownik nie znie­sie ani włoskiej bajki, ani trzeciego, czwartego czy piątego od­tworzenia.

C’erano una volta due tane.
In una viveva il signor Bruno, un coniglio marrone.
In quella vicina abitava il signor Bigio, un coniglio grigio.

[Pewnego razu były dwie nory. / W jednej żył pan Brunecik, brązowy zając.
W drugiej obok mieszkał pan Siwawy, szary zając ]


[…]
«Buongiorno, signor Bruno» diceva il coniglio grigio.
«Bella giornata oggi, signor Bigio» rispondeva
il coniglio marrone.

[   — Dzień dobry, panie Brunecik — mówił szary zając.
     — Piękny dziś dzień, panie Siwawy — odpowiadał brązowy zając.]

🖇

Un bel giorno […] il loro rapporto di buon vicinato andò a rotoli.
Il signor Bruno si arrabbiò:
«Che sporcaccione, quel Bigio! Tocca sempre a me raccogliere
la sua immondizia. È una vergogna.»

[Pewnego pięknego dnia […] ich relację i dobre sąsiedztwo trafił szlag.
     Pan Brunecik wkurzał się:
     — Co za łobuz, ten Siwawy! Zawsze na mnie zwala zbieranie / jego śmieci. Co za wstyd.]

🖇

Poi prese a lamentarsi il signor Bigio.
«Ehi, ma dove hai la testa? Abbassa quella radio,
non riesco nemmeno a sentirmi sgranocchiare le carote.»

[Potem zaczął narzekał pan Siwawy:
     — Ej, gdzie ty masz łeb? Ścisz to radio, / nie jestem w stanie nawet usłyszeć siebie, gdy chrupię marchewki.]

🖇

Ogni giorno nascevano nuovi litigi.
[Każdego dnia rodziły się nowe awantury.]

🖇

«Bandito distruttore!» urlò il signor Bruno.
«Ladro di spazio!» replicò il signor Bigio.

[   — Bandyta, chuligan! — wrzeszczał pan Brunecik.
     — Złodziej miejsca! — odwrzeszczał pan Siwawy.]

🖇

🖇

E in quel mentre, ecco sopraggiungere una volpe affamata.
«Guarda un po’ quei due bocconcini che fanno a botte,»
si disse. «La caccia sarà facile.

[I nadszedł głodny lis.
     — No popatrz, dwa smakołyki spuszczają sobie łomot — / powiedział do siebie. — Polowanko będzie łatwizną.]

🖇

«Calma, non è ancora finita» brontolò la volpe infilando
la zampa nella tana.

[   — Spokojnie, to jeszcze nie koniec — marudził lis, wkładając / łapę do nory.]

🖇

Mentre la volpe frugava alla cieca nella trana, i due conigli
unirono le forze e scavarono una galleria che portava alla tana vicina.

[Podczas gdy lis na ślepo grzebał w norze, zające
połączyły siły i wykopały tunel, który prowadził do nory obok.]

🖇

Così, mentre la volpe si arrabbiava perché non riusciva
a catture un bel niente, Bigio e Bruno saltarono fuori
dalla tana che avevano raggiunto con tanta fatica.

[W ten sposób, gdy lis się złościł, ponieważ nie był w stanie
zupełnie nic złapać, Siwawy i Brunecik wyskoczyli
z nory, do której dotarli wielkim wysiłkiem.]

🖇

Quando la volpe terminò la sua caccia con un misero pugno
di terra fra le zampe, i due conigli erano già molto lontani!

[Kiedy lis skończył swoje polowanie skromną garścią
ziemi między łapami, dwa zające były już bardzo daleko!]

🖇

Da quel giorno, il signor Bruno e il signor Bigio
sono di nuovo grandi amici.

[Od tego dnia pan Brunecik i pan Siwawy
znów są wielkimi przyjaciółmi.]

Claude Boujon, Il litigio,
przeł. z jęz. francuskiego S. Cella,
Bababum di Babalibri, Milano 2009.

*

piątek, listopada 01, 2024

5626. 306/366

dawno, dawno temu to futra, czapki i kozaki w pierwsze li­sto­pa­dowe dni roz­po­czy­na­ły zimny czas.

dziś to psica za­inau­gu­ro­wała zimę, prze­praszając się z klatką, której od maja nie zaszczyciła swoją obecnością na dłużej. dziś zaj­rza­ła na chwilę do niej też plama słońca, więc po­śpie­szy­łam, by cyk przemijającemu pięknu.

306/366