wtorek, listopada 19, 2024

5637. Czekariat (CIII)  // Panna cotta (CXLIV)

Dokładnie tydzień temu w drodze do lekarza, gapiąc się na drze­wa na horyzoncie, dotarło do mnie, że listopadowe kolory w tym roku są bardzo marco-somà-rańczowe. Uśmiechnęłam się na wewnętrzną zmianę, której właśnie stawałam się świad­kiem. Listopad był do tej po­ry dla mnie od zawsze naj­trud­niej­szym miesiącem ro­ku. Nie stał się ulubionym, ale przestał być tak ma­kab­rycz­ny, gdy zy­ska­łam świadomość wszech­ogar­nia­ją­cej mnie palety barw wło­skiego ilustratora. Żyję so­bie w bajce.

Dokładnie tydzień temu dostałam to przepiękne zdjęcie. Rów­nież tam grasowały marco-somà-rańczowe kolory. Uśmiech­nę­łam się wtedy z powodu palety barw po raz drugi. A zdjęcie? Muszę je tu mieć.


fot. Hawwa, fragment.

mai mettere fretta!
[nigdy się nie śpiesz!*]

__________
  *   wolę zachwycające moje serce: nigdy nie zakładaj na siebie pośpiechu!

1 komentarz:

  1. Rok temu było bardziej kolorowo, a nawet zielono :). Zawsze zadziwia mnie, jak silne jest przywiązanie do stereotypu: "listopadowe słoty". Listopad od pewnie 15 lat jest ciepły i kolorowy, przynajmniej do 2/3, czyli do 20-go. Lubię listopad, lubię łąki z przygaszoną zielenią, żółto-brązowymi trawami i ostrym zapachem butwiejących roślin. Nie lubię grudnia, to dla mnie najgorszy okres w roku. Wtedy już nie ma ani koloru, ani światła. Mam wrażenie, że wszystko umarło. Są za to tandetne świecidełka i równie tandetne i pełne hipokryzji hasła typu "magia świąt" i "rodzinny czas". A jeśli ktoś nie ma rodziny, a z rodziną "z urodzenia" jest na tyle emocjonalnie daleko, że nie czuje potrzeby spędzania z nią czasu z okazji tzw. "świąt", to co ma zrobić?

    OdpowiedzUsuń