środa, września 17, 2025

(5884+1+6+1). Obdarowanie (IV)

alternatywny tytuł wpisu:
5892. Łódeczka dla Białego Kruka

Sadownik & Jabłoń:
(po drzewnym wypoczynku i urlopie sadowniczym,
po zamykającym ten czas
obiedzie z białokruczymi najbliższymi
wracali w niedzielę do ula
)

Gepardzica:
(napisała i załączyła zdjęcie)
Dla Białego Kruka 💙

Jabłoń:
(oniemiała, dopytała i nie mogła długo
uwierzyć, że to piękne cyk z Warszawy
)


fot. Gepardzica, fragment.
 

[…]  żałoba jest emocją progową. To znaczy jest emocją, która niesie w so­bie własne przeciwieństwo. Do­świad­czamy straty tylko w takim stopniu, w ja­kim doświadczaliśmy połączenia z tym, co utracone. Doświad­cza­my śmierci i przemijania czegoś tylko w takim stopniu, w jakim czuliśmy w sobie jego żywotność i niezbędność. Doświad­cza­my żałoby tylko w takim stopniu, w jakim doświadczyliśmy miłości.
   //  Lisbeth White

Moja żałoba jest coraz bardziej przezroczysta, czasem prawie nie­wi­docz­na. Ale nadal jest. Nie zawsze wiem, jak wyglądają jej kontury. Nie za­wsze wiem, gdzie patrzeć.

Gdzieś czytałam, że żałoba to uczenie się świata na nowo. Trzeba co­dzien­nie mierzyć się z materią, która jest niekompletna, przesunięta, za­krzy­wiona. Jakbyśmy znaleźli się w nowej rzeczywistości, do której nie trafiły ukochane osoby. Niby wszystko jest takie samo – słońce dalej wschodzi, woda gotuje się w czajniku, fotel jest miękki, pies szczeka, jabłko spada, piłka się odbija. Ale wszystko jest inne – wybrakowane.
     Musimy się tego braku nauczyć.

Katarzyna Boni, Którędy do wyjścia?,
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2025.

(5884+1+6). Obdarowanie (III)

Bardzo bałam się wyjazdu. To, że wrócę mniej sprawna, to pewniak, ot, cena do uiszczenia za wy­rwa­nie się z ula. Jedenaście dni bez rehabilitacji, pomimo ćwi­czeń własnych zrobiło swoje. Zaklinaliśmy, by uniknąć dodatkowych atrakcji w po­staci kon­tu­zji, które unieruchomiłyby mnie na miesiące.

Przed wyjazdem przez tydzień obserwowałam, jak kaktus — będący fizyczną ma­ni­festacją zdobyczy, jaką było odzyskanie kawałka wolności, polegającego na samotnym by­wa­niu na mieście sąsiadującym z ulem — za­biera się do kwitnięcia po raz dru­gi. Istniało spore ryzyko, że zrobi to dokładnie wtedy, gdy nas nie bę­dzie w ulu.

Zakwitł w dniu wyjazdu. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Po­trak­to­wa­łam to zjawisko jako znak i błogosławieństwo. Zrobiłam cyk. Uspokoił się szamoczący się we mnie strach. Zaufałam, że uda nam się wrócić do ula bez dodatkowych fi­zycznych strat. Byłam gotowa do drogi. Byłam gotowa na wszystko.

A gdy znikł strach, wszystko przez te jedenaście dni było już tylko o miłości. O pamięci i o miłości.

Poza przewidywanymi pogłębionymi deficytami układu ruchu, z których będę próbowała się wydostać, dając sobie na to dwa–trzy tygodnie, przywiozłam od­na­leziony kawałek siebie oraz cyk zrobione zdjęciu, na którym Orzeszek jest ma­łą dziewczynką. Orzeszek z Ciocią Irką, która była Orzeszka matką chrzest­ną. Nie miałam o tym pojęcia, ale już wiem. Wobec tego faktu, uśmiecham się znów od ucha do ucha. Ciocia Irka była/jest moją babcią chrzestną, a tamto po­czu­cie to nie były zwidy.

A kaktus? Wróciliśmy, a on wciąż kwitnie. A ja? Płacę za wypoczynek. Twier­dzę, że dość wygórowaną cenę i na razie powtarzam: nigdy więcej, ale wiem, że za­po­mnę ten ból i znów zacznę marzyć.


Nasza osobowość w dużej mierze jest zdeterminowana przez charakter na­szych rodziców. Ich charakter z kolei zdeterminowała osobowość naszych dziad­ków i tak dalej. Nasi prapradziadkowie odeszli lata przed naszym uro­dze­niem, ale to nie znaczy, że nie mieli na nas wpływu. Sztafeta pokoleń nie jest tylko sloganem – podobnie rzecz ma się z historią narodów i państw. Je­steś­my częścią historii. Dziedziczymy w spadku wiedzę, traumy, przy­zwy­cza­je­nia, postawy i sposób postrzegania świata. Musimy wiedzieć, skąd przy­cho­dzi­my, żeby wiedzieć, dokąd zmierzamy.

Jan Śpiewak, Patopaństwo. O tym, jak elity
pustoszą nasz kraj
, W.A.B., Warszawa 2025.

sobota, września 13, 2025

5889. Na finale małego wspólnego czasu

Pan Ciasteczko:
(pod koniec sierpnia męskie zawodowe pitu-pitu
z klientem o tym, kto przed, kto po urlopie;
że przed, że jak zwykle, dopiero we wrześniu
)

Klient:
Ale urlop czy wypoczynek?

Pan Ciasteczko:
(zaciekawiony)
A jaka jest różnica?

Klient:
Na urlop jedzie się z rodziną,
a na wypoczynek samemu.

Jabłoń:
(kupiła to rozróżnienie na pniu, gdy tylko
Pan Ciasteczko się nim z nią podzielił
)

*

Sadownik & Jabłoń:
(przed wyjazdem, rechocząc, ustalili, że Jabłoń
jedzie na wypoczynek, a Sadownik na urlop,
choć w tę samą walizkę się pakują,
bo Drzewko potrzebuje fizycznej pomocy
każdego dnia nie raz
)

Jabłoń:
(wczoraj, gdy wracali z corocznej uczty)
Chyba wypoczęłam,
zaczynam tęsknić za rehabką

🍆

Sadownik:
A ja zaczynam cieszyć się na swój wypoczynek…

Jabłoń
(szczęśliwa, że wytchnieniówka Sadownika
jest możliwa i zbliża się wielkimi krokami
)

*

Paula Cole, Lovelight.

środa, września 10, 2025

5888. 253/365

po ci­chutku, bez pośpiechu, już nie dla jed­nej osoby za­pa­la­my to światełko. pali się dla wielu ludzkich i nieczłowieczych Osób. tak bardzo mi Ich tu, po tej stronie życia, brak, choć przecież wiem, że z nami są.

253/365

[Wszechświat] wysyła nam drobne wia­do­mo­ści, wywołuje koincydencje i szczęśliwe zbiegi okoliczności, przypomina nam o tym, żebyśmy się zatrzymali, rozejrzeli i uwierzyli w coś jeszcze – w coś więcej.
   — Nancy Thayer

*

Oto miłość: dzięki niej można wzlecieć ku tajemnemu niebu i odsłaniać setki zasłon w każdym momencie. Naj­pierw po­zba­wia oddechu. Później pozwala zrobić krok bez użycia stóp.
   —  Rumi

wtorek, września 09, 2025

5887. 252/365

uro­dziła się we wtorek. dziś, piętnaście lat cztery miesiące i pięć dni później, też we wtorek uwolniliśmy Jej pro­chy. od jutra będzie dotykać nas falami bałtyku.

252/365


[asystencja: Sadownik] 

Dawno temu, kie­dy wzięliśmy sobie psa, gdy pies został przy­wieziony i za­parkował w wybranym kącie, okazało się, że obec­ność trzeciego bytu w mie­szka­niu zmieniła je – stało się nieco mniej nasze, wymagało ujarzmienia i zasiedlenia na no­wo. Efekt zniknął po kilku dniach, aby potem, po odej­ściu psa, wrócić ze zdwojoną siłą.

Jarek Westermark, Truteń, czyli rozprawa z ojcostwem,
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2025.

niedziela, września 07, 2025

5886. Sprite, sok z cytryny i, czyli o kulturze picia

Sadownik:
(ucieszony, że wypatrzył w sklepiku przy deptaku
małą pojemność, poprosił o małpkę Jägermeistera
)

Sprzedawca:
Zmrożony?

Sadownik:
Nie. Ma pan lód?

Sprzedawca:
W kubeczku?

Sadownik:
Nie. Kilogram.

(5884+1). Piątkowe obdarowanie (II)

W piątek wiele puzzli wskoczyło na swoje miejsca. Pamiętam, gdy po raz pierwszy w życiu czułam się dobrze w większej grupie ludzi, pamiętam to poczucie przytulenia, niebywałego przywileju bycia częścią tamtych chwil. Pamiętam poczucie bezgranicznej miłości. Przypomniało mi się dziś, że o nim zapomniałam i dopiero dziś skojarzyłam.

W piątek skrystalizowało mi się, że poczucie rodzinnego deficytu miłości, w ktorym żyłam przez większość swojego życia, nie wynikało z niedojrzałej formy członków mojej szeroko pojętej rodziny pochodzenia, no­minalnie do­rosłych ludzi, którzy nijak nie wyrobili się na relacyjnych zakrętach, lecz z braku podłączenia do Drugiej Strony, z braku umiejętności dostrzeżenia, że stamtąd płynie nieustannie nieskończenie wielka miłość. Od piątku nie doświad­czam niczego innego.

Wybierając imię-na-tu, nie chcąc utracić istoty jestestwa człowieka, wy­bra­łam Mu kiedyś tam: Salvo. Dopiero w piątek odkryłam drugie, życio­daj­ne dla mnie znaczenie tego imienia. Salvo to nie tylko imię, ale również for­ma pierwszej osoby liczby pojedyńczej włoskiego czasownika salvare (ra­to­wać). Salvo nie tylko mnie uratował, ale i obdarował bezcennościami, pomyślałam, kosztując dań, które On lubił w Jego ulubionym miejscu. In­nymi słowy:
     Salvo mi ha salvata!
     Grazie infinite.
     Carissimo Salvo, ci vediamo
!

fot. Cubú [z:] arch. rodzinne.

 

Salvo
(1958–2025)

Tata Salvo
(1924–2018)

 

Wciąż jesteśmy dla siebie tym wszystkim, czym byliśmy.
[…]
Niechaj moje imię nadal będzie słowem używanym na co dzień.
Wymawiaj je bez trudu i bez śladu cienia.
Znaczenie życia pozostało bez zmian.
[…]
Jestem gdzieś w pobliżu,
tuż za rogiem.
Wszystko jest w porządku.

   — Henry Scott Holland

5884. Piątkowe obdarowanie (I)

Fusy wrażeń nie tylko musiały opaść. Przede wszystkim musiały się we mnie pomieścić, bo każdy bezcenny. Ostatniego piątku powinno być inaczej. Ja za­dzwo­niłabym do Salvo z urodzinowymi życzeniami i cieszyłabym się, że pój­dą w czwór­kę na pyszne jedzenie w ten odświętny Czas.

Gdybym trzy lata temu z małym hakiem nie odebrała telefonu… nie byłoby tamtego czwartku, spotkań, które przyszły potem, wielu telefonów i esemesów oraz tego piątku i wielu dni, na które mam nadzieję.

Gdyby Salvo nie był tak uparty, jak był, by obdarowywać bliskich, i odpuścił szukanie numeru telefonu, by się ze mną skontaktować… nie byłoby tego piątku.

Gdyby Salvo nie odnalazł zaproszenia na ślub w oliwskiej katedrze, który odbył się ponad pięćdziesiąt pięć lat temu; zaproszenia, na którym Ciocia Irka, swoim pięknym pismem zapisała numer telefonu, którego nigdy nie zmieniłam… nie byłoby tego piątku.

Gdyby, gdyby, gdyby… Nikt w życiu nie obdarował mnie tak bardzo jak Salvo przez cały ten piątek, gdy z nami był.

 
 
 
 
[częściowa asystencja: Sadownik]

Salvo
(1958–2025)

fot. Cubú [z:] arch. rodzinne.

środa, września 03, 2025

5883. 246/365

skreśla­my ostatnie pozycje z listy rzeczy do wzięcia. pierwszy raz nie pakujemy klatki, misek, karmy, dodatkowego kocyka na ka­na­pę na werandzie.

pierwszy i ostatni raz spakowaliśmy urnę.

246/365

wtorek, września 02, 2025

5882. Z oazy (CCCLXXVII)  // Panna cotta (CLXIX)

Od­liczanie literek, cztery. Poślizgnięte, bo odliczanie włoskich literek, choć jest świę­towaniem samym w sobie, jest też przesięwzięciem dość pracochłonnym. Nie zniechęca mnie ono, bo uwielbiam ponownie spotykać te i owe, nowe dla mnie, słowa.

Ta książka czekała na mnie od grudnia. W księgarni wtedy zapytałam o tę. Nie było jej. Poprosiłam więc o polecenie innej dla dzieci w wieku 6+. Gdy zobaczyłam na okładce charakterystycznie namalowaną mysz, nie miałam wątpliwości, że biorę tę książkę, choć jest dla czytelników 8+. Przypomniała mi się moja ukochana, zilu­stro­wa­na przez tego rysownika, historia z jednej z pierwszych przeczytanych przeze mnie włoskich książeczek.

W końcu, nareszcie, warto było czekać, mogłam z ogromną przyjemnością pławić się we wszystkich możliwych for­mach czasu przeszłego. A historia?

Raz, uważaj o czym marzysz, bo się spełni. Dwa, tak czy inaczej, los ci sprzyja, nawet jeśli w pierwszej chwili myślisz co za pech! Trzy, każd_ z nas ma miejsca, do których lubi wracać. Cztery, cytując zasłyszane przed laty: wszystko skończy się dobrze; jeśli nie jest dobrze, to jeszcze nie koniec.

     — Dove sei stato tutto questo tempo?
     — Sei andato davvero a Parigi?
     — E dove ti nascondevi, in treno?
     Me lo chiedono in continuazione e ogni volta devo rac­con­ta­re la mia avventura.

     — Gdzie byłeś cały ten czas?
     — Naprawdę pojechałeś do Paryża?
     — A w pociągu gdzie się chowałeś?
     Cały czas mnie o to pytają i za każdym razem muszę opowiadać moją przygodę.

Per non dover raccontare ogni volta tutto da capo, ho deciso di scrivere la mia storia.
Aby nie musieć opowiadać za każdym razem wszystkiegood początku zdecydowałem spi­sać moją historię.

🖇

Sono un semplice topo domestico e mi chiamo Stefan.
Jestem zwykłym myszem domowym i mam na imię Stefan.

🖇

[Un barboncino] Isegrimm diceva: — Lo conoscete quel formaggio con dei gran buchi, no? Quello è il formaggio svizzero. E lo sapete come li fanno quei buchi nel for­ma­ggio?
     Ogni volta Isegrimm faceva una breve pausa. E ogni volta, anche se ave­vamo sentito spesso quella storia, noi rispondevamo: — No.
     — I buchi sono sapientemente rosicchiati dai topi svizzeri, — diceva al­lo­ra Isegrimm in tono solenne. — Così sapientemente da non lasciare la mini­ma traccia dei loro dentini da roditori.
     A noi topini veniva l’acquolina in bocca.
     — In Svizzera, - continuava Isegrimm, — i topi sono operai specializzati molto stimati e vengono chiamati “rosicchiaformaggio”, ma solo dopo esser­si diplomati.
[Pudel] Isegrimm powiedział:
     — Znacie ten ser z dużymi dziurami, nie? To ser szwajcarski. A wiecie, jak robią te dziu­ry w serze?
     Za każdym razem, gdy opowiadał tę historię, robił krótką przerwę. I za każdym razem, chociaż często ją słyszeliśmy, odpowiadaliśmy:
     — Nie.
     — Dziury są umiejętnie wygryzane przez szwajcarskie myszy — mówił uro­czy­stym tonem Isegrimm. — Tak umiejętnie, że nie zostawał najmniejszyb ślad po zę­bach gryzoni.
     Ciekła nam ślinka.
     — W Szwajcarii — kontynuował Isegrimm — myszy są wysoko cenionymi wy­kwa­li­fi­ko­wa­ny­mi pracownikami, nazywanymi gryziserami, ale dopiero po ukoń­czeniu studiów.

🖇

     — Dove vivono gli uomini, ci sono anche immondizie, — diceva il nonno. — È l’abbiccì dei topi.
     — Gdzie żyją ludzie, tam są śmieci — mawiał dziadek. — To abecadło myszy.

🖇

In questo vagone c’erano molti scompartimenti e in ogni scompartimento c’erano sei sedili. Era deliziosamente riscaldato. Pensai di stendermi e ri­po­sar­mi un attimo prima di tornare fuori al freddo.
     Quando mi svegliai […]. Davanti agli occhi avevo un sacco di gambe e di scarpe. […]  Iniziai a rendermi lentamente conto che non stavo sognando ma che ero davvero sul treno, e il treno era in movimento.
     Dopo un primo momento di spavento, mi dissi che avremmo sicuramente fatto ritorno a Monaco.

W tym wagonie było dużo przedziałów, a w każdym z nich było sześć miejsc siedzących. Było rozkosznie ciepło. Pomyślałem, by położyć się i odpocząć chwilkę, nim wrócę na zim­no na zewnątrz.
     Kiedy się obudziłem […]. Przed moimi oczami miałem mnóstwo nóg i butów. […] Za­czą­łem powoli zdawać sobie sprawę, że nie śnię, że jestem naprawdę w pociągu, a po­ciąg jest w ruchu.
     Po pierwszej chwili przerażenia, powiedziałem sobie, że na pewno wrócimy do Mo­na­chium.

🖇

Voglio ricordare a tutti coloro che hanno in programma viaggi del genere di non avvicinarsi troppo alle tubature dell’impianto di riscaldamento in in­verno. Bruciarsi il pelo è fin troppo facile.
Chcę przypomnieć wszystkim tym, którzy planują takie wycieczki, by zimą nie zbliżać się zbyt blisko do rur instalacji grzewczej. Spalenie sobie futra jest nazbyt łatwe.

🖇

Giorno dopo giorno, settimana dopo settimana, viaggiavo […].
     Dunque questo era il grande mondo. Che meraviglia!

Dzień po dniu, tydzień za tygodniem podróżowałem […].
     Przeto był to wielki świat. Co za cud!

🖇

Presto sapevo, ancora prima che il treno si fermasse e la voce all’alto­par­lan­te annunciasse la città, quale stazione si avvicinava […]. E ancora spe­ra­vo che prima o poi il vagone venisse attaccato a una locomotiva che l’avreb­be riportato a Monaco.
Wiedziałem w mig, jeszcze zanim pociąg się zatrzymał, nim głos z głośnika ogłosił, do sta­cji którego miasta się zbliżaliśmy […]. Wciąż miałem nadzieję, że wcześniej czy później ten wagon będzie przymocowany do lokomotywy, która zaciągnie go z powrotem do Monachium.

🖇

Leggeva un libro e fumava, cosa vietata in questo scompartimento. Mi ero cercato apposta uno scompartimento non fumatori visto che, come tutti i topi, non sop­por­to il fumo di sigaretta.
     A Bielefeld salì un uomo […]. Iniziò a chiacchierare con lei e le chiese dove andasse.
     — In Svizzera, — rispose lei, — a Basilea.
     “In Svizzera, che bellezza!” pensai io. “Allora va nel paradiso dei topi.” Era il paese dei miei sogni.

Czytała książkę i paliła, co było zabronione w tym przedziale. Szukałem wcześniej prze­dzia­łu dla niepalących, skoro, jak wszystkie myszy, nie znosiłem dymu papie­ro­so­wego.
     W Bielefeld wsiadł mężczyzna […]. Zaczął z nią rozmawiać i zapytał, gdzie jedzie.
     — Do Szwajcarii — odpowiedziała — do Bazylei.
     „Do Szwajcarii, jak pięknie!” pomyślałem. „Więc jedzie do mysiego raju”. To był kraj moich marzeń.

🖇

E così decisi che sarei sceso dal treno assieme a quella donna e che l’avrei seguita su quello che portava in Svizzera. […]
     Ma, come diceva sempre il nonno, “chi non risica non rosica”.

I tak zdecydowałem, że wysiądę razem z tą kobietą i że będę naśladować ją, by dostać się do Szwajcarii.
     Ale, jak zawsze mawiał dziadek: kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje.

🖇

Wilhelm era un vero topo di campagna svizzero. […]
     — E io che pensavo che la Svizzera fosse il paradiso dei topi! - dissi.
     — L’è una bella favoletta... — rispose Wilhelm.
     E mi raccontò come in quel paese i topi facessero la fame. Sarebbe già emigrato in Francia da un pezzo, se non avesse avuto tanta paura di pren­dere il treno.
     […]
     — Perché non andiamo in Francia? — proposi io. E gli raccontai che avevo viaggiato per mesi su un treno espresso tra Amburgo e Colonia.
     — Fantastico! — esclamò. — Andèm allora!

Wilhelm był prawdziwym szwajcarskim wiejskim myszem. […]
     — A ja myślałem, że Szwajcaria jest mysim rajem! — powiedziałem.
     — To piękna bajeczka… — odpowiedział Wilhelm.
     I opowiedział mi, jaki głód doskwiera myszom w tym kraju. Wyemigrowałby już dawno temu do Francji, gdyby tak bardzo nie bał się jechać pociągiem.
     […]
     — Dlaczego nie pojechać do Francji? — zaproponowałem. I opowiedziałem mu, że wiele miesięcy podróżowałem pociągiem ekspresowym na trasie Hamburg–Ko­lo­nia.
     — Fantastycznie! — wykrzyknął. — A więc jadziom!

🖇

Quindi questa era Parigi. […]  Sull’ampio marciapiede, all’aperto, c’erano sedie e tavolini di caffé e ristoranti. Nella calda brezza della sera, uomini e donne mangiavano e bevevano.
     Scoprimmo subito un’abitudine del posto che ci mandò in brodo di giuggiole.
     I francesi erano soliti mangiare a ogni pasto lunghe pagnotte di pane che chiamavano “baguette”. Mentre mangiavano, ne prendevano dei pezzi con le mani. Le baguette e l’abitudine di spezzarle sembravano fatte apposta per i topi, perché naturalmente così facendo cadevano a terra molte briciole.
     […] 
     I francesi avevano un’altra meravigliosa abitudine. Ogni pasto si con­clu­de­va con il formaggio. […] 
     Pierre era un vero topo parigino. L’avevamo conosciuto davanti al ri­sto­rante Le trois mousquetaires. Pierre si muoveva sul boulevard con la mas­si­ma naturalezza. Diceva sempre: - Noi non camminiamo, noi sfiliamo.
Zatem to był Paryż. […] Na szerokim chodniku, na zewnątrz kawiarni i restauracji znaj­do­wa­ły się krzesła i stoliki. W czasie ciepłej wieczornej bryzy mężczyźni i ko­bie­ty je­dli i pili.
     Odkryliśmy natychmiast lokalny zwyczaj, dzięki któremu znaleźliśmy się w siód­mym niebie.
     Francuzi zwykli jeść do każdego dania wydłużone bochenki chleba, które na­zy­wa­li bagietkami. Jedząc, odłamywali kawałki rękoma. Bagietki i zwyczaj ich łamania wy­da­wa­ły się stworzone dla myszy, ponieważ tak wiele okruchów spadało na ziemię.
     Francuzi mieli jeszcze jeden fantastyczny zwyczaj. Każdy posiłek kończył się serami. […]
     Pierre był prawdziwym paryskim myszem. Poznaliśmy go przed restauracją Trzej muszkieterowie. Pierre poruszał się po bulwarze z najwyższą naturalnością. Mówił zawsze:
     - Nie chodzimy, paradujemy.

🖇

Un venerdì sera salutammo Pierre. Ancora una volta aveva messo insieme per noi un pasto opulento: paté di fegato d’oca, brie e olive marinate.
     Rimanemmo a mangiare, bere e parlare di un mondo senza gatti fino a notte inoltrata.
Pewnego piątku wieczorem pożegnaliśmy Pierre’a. Jeszcze jeden raz przygotował dla nas obfity posiłek: foie gras, ser brie i marynowane oliwki.
     Zostaliśmy, by jeść, pić i rozmawiać o świecie bez kotów aż do późna w nocy.

🖇

Era molto strano: volevamo entrambe le cose,
rimanere e andarcene.

Było bardzo dziwnie: chcieliśmy obu rzeczy,
zostać i ruszyć w drogę.

🖇

Giù al porto c’era odore di pesce. Avanzammo con particolare cautela, per­ché dove c’è pesce ci sono anche tanti gatti. Percorremmo la banchina alla quale erano attraccate le navi.
     — Ti immagini, — disse Wilhelm, — se finiamo in una nave che va in Ame­rica o in Africa?
     — Che pensiero tremendo! — replicai. — Anche se ho sempre voluto cono­sce­re un topo saltatore del deserto.

W porcie czuć było zapach ryb. Postępowaliśmy ze szczególną ostrożnością, bo tam, gdzie są ryby, jest również dużo kotów. Szliśmy wzdłuż nabrzeża, gdzie zacumowane były statki.
     — Wyobraź sobie — powiedział Wilhelm. — Jeśli wylądujemy na statku płynącym do Ameryki lub Afryki?
     — Co za okropna myśl! — odpowiedziałem. — Chociaż chciałem poznać skoczka pu­styn­nego.

🖇

Per tre giorni e tre notti rimanemmo in un buco nel muro e osservammo le navi che approdavano e salpavano. Non riuscivamo a deciderci. Come fa­ce­vamo a sapere dov’erano dirette?
Przez trzy dni i trzy noce pozostawaliśmy w dziurze w ścianie i obserwowaliśmy wpły­wa­ją­ce i wypływające statki. Nie byliśmy w stanie zdecydować się. Jak mieliśmy wiedzieć, dokąd zmierzają?

🖇

Una sera sentimmo due uomini che camminavano molto vicini al nostro na­scondiglio. Uno di loro disse: — Che schifo!
     E l’altro: — Già. Fortuna che tra due giorni siamo di nuovo ad Amburgo.
     […] 
     Guardammo bene in quale nave salivano e più tardi li seguimmo a bordo.

Pewnego wieczoru usłyszeliśmy dwójkę mężczyzn, którzy przechodzili bardzo blisko na­szej kryjówki. Jeden z nich powiedział:
     — Fuj!
     A drugi:
     — No tak. Na szczęście za dwa dni znów będziemy w Hamburgu.
     […]
     Przyjrzeliśmy się uważnie, na który wchodzą statek, a potem ruszyliśmy za nimi na pokład.

🖇

     — Questa è Amburgo! — esultai io. — La vedi laggiù, quella torre col tetto verde e tondo? È la chiesa di San Michele. E quel tetto, lì, è la stazione cen­trale.
     […] 
     Com’era bello essere di nuovo in una stazione. […] 
     La mattina dopo fu an­nun­ciato un treno per Monaco. Doveva arrivare al binario 14.

     — To jest Hamburg! — ucieszyłem się. — Tam, widzisz tę wieżę z okrągłym zielonym dachem? To kościół pod wezwanem św. Michała. A tamten dach, tam, to główny dworzec kolejowy.
     […]
     Jak wspaniale było znów być na dworcu. […]
     Następnego ranka ogłoszono pociąg do Monachium. Miał wjechać na peron 14.

🖇

Man mano che ci avvicinavamo a Monaco, non riuscivo più a trattenere la gioia. Alla fine mi arrampicai su un sedile e guardai dal finestrino.
     Erano passati quasi tre anni da quando me n’ero andato senza volerlo. Per fortuna non era cambiato niente.

Stopniowo zbliżaliśmy się do Monachium. Nie byłem już w stanie powstrzymać radości. W końcu wspiąłem się na pasażerski fotel i patrzyłem przez okno.
     Minęły prawie trzy lata, kiedy wyruszyłem niechcący w drogę. Na szczęście nic się tu nie zmieniło.

🖇

🖇

Pensai a Pierre: non camminate, sfilate.
Pomyślałem o Pierze: nie idźcie, paradujcie.

🖇

Seguimmo Isegrimm lungo la strada del paese. […]  Finalmente ar­ri­vam­mo a una vecchia casetta, al centro di un giardino dove c’erano due ce­spugli di sambuco. Isegrimm ci mostrò l’ingresso della cantina: — Abitano lì, — disse.
     Scendemmo e trovammo tutta la famiglia seduta a cena. […]
     Che gioia che fu!

Poszliśmy za Isegrimmem wiejską drogą. […] W końcu dotarliśmy do starego małego dom­ku, gdzie na środku ogrodu znajdowały się dwa krzewy czarnego bzu. Isegrimm pokazał nam wejście do piwnicy:
     — Mieszkają tam — powiedział.
     Zeszliśmy na dół i zastaliśmy całą rodzinę siedzącą na kolacji.

Uwe Timm, Un topino a Parigi, ilustr. Axel Scheffler,
z j. niemieckiego przeł. Valentina Freschi,
Giangiacomo Feltrinelli Editore, Milano 2024.
(wyróżnienie własne)

Poi ci racconteranno tutto, abbiamo un sacco di tempo.
Później nam opowiedzą wszystko, mamy mnóstwo czasu.

poniedziałek, września 01, 2025

5881. Z oazy (CCCLXXVI)

Co­tygodniowe odliczanie literek, trzy. Wyczekana.

Po skrajnym ubóstwie psychologicznym i duchowym, jakie prezentuje wielu bo­ga­tych materialnie ludzi (ję­czących bez najmniejszych oznak zawstydzenia na temat braku pieniędzy), trudno zachować złu­dzenia. Raczej się ugotujemy lub utopimy. Jedni, nie wierząc w katastrofę kli­ma­tycz­ną. Drudzy, nie widząc powodu, aby ich kraj musiał cokolwiek robić, w końcu jest tylu innych winnych tego stanu rzeczy.

Straszna i piękna ta książka. Dobrze jest ją czytać z przeglądarką pod ręką, by móc rzucić okiem na przepiękne zwierzęta, którym jako ludzkość zgotowaliśmy za­gła­dę, któ­ra już trwa.

Czekam z zapartym tchem na kolejną książkę z cyklu tu/teraz.

[południe Włoch, 2021] Żywej duszy, słychać tylko szczekanie psa.
     Weszłam w ciemną plamę.
     Drzewa stały prosto. Na czarnych gałęziach wisiały rude igły i liście. To nie pogorzelisko, tylko kształt lasu bez lasu. Wypalone niczym glina po­mni­ki tego, co było.
     Czemu spalone drzewa nie upadają?
     […]  Czekałam na łzy. Na przerażenie. Złość. Strach. Rozpacz. Na bez­rad­ność. Chciałam dotknąć tego, co przecież musi być w środku, co towarzyszy mi od kilku lat, tylko zgubiło się gdzieś pomiędzy robieniem prania a pła­ce­niem rachunków. Chciałam, żeby wreszcie do mnie dotarło, że przyszłość już tu jest.
     […]  Oparłam się o poczerniały pień.
     Nie czułam smutku, tylko spokój.
     Ze spalonej ziemi wyrastała młoda, zielona trawa.

     Jakie jest to niemieckie słowo na nieprzystawalność uczuć do rzeczy­wi­stości?

🖇

Dziewięć metrów pod powierzchnią morza znalazłam inną planetę. […] 
     Jakie jest to niemieckie słowo na miłość od pierwszego wejrzenia?
     […]
     Ale tym, co mnie od nurkowania uzależniło, była cisza. Cisza, w której sły­chać własny oddech. Podwodna medytacja. Każda minuta, każda se­kun­da to nowy początek.

🖇

Moje życie nierozerwalnie związane jest z ocieplającą się planetą. Czy o tym myślę, czy nie.
     Moje życie nierozerwalnie związane jest z wymierającym gatunkami. Czy za nimi płaczę, czy nie.
     Moje życie nierozerwalnie związane jest z ropą. Czy tego chcę, czy nie.
     Moje życie nierozerwalnie związane jest z dwutlenkiem węgla. Czy go widzę, czy nie.
     Moje życie nierozerwalnie związane jest z plastikiem. […]
     Moje życie nierozerwalnie związane jest z antropocenem. Czy go tak nazwiemy, czy nie.

🖇

Greckie imię koralowców – „anthozoa” – znaczy kwiatozwierz. […]  Kora­low­ce to kolonie bezbarwnych polipów, które budują wapienny szkielet – po­lip na polipie, piętro na piętrze, pokolenie na pokoleniu. Najstarsze z nich żyją głęboko w wodach Oceanu Spokojnego. Gatunek znaleziony niedaleko Hawajów został oceniony na cztery tysiące dwieście lat. Rafy są jeszcze star­sze. Wielka Rafa Koralowa ma sześćset tysięcy lat. Ta z Morza Czer­wo­ne­go ma około pięciu tysięcy lat. Jeśli koralowce mają pamięć, pamiętają czasy faraonów.
     […] 
     Musiałam to sobie powtórzyć. Od 2017 roku połowa Wielkiej Rafy Kora­lo­wej – cudu świata, największej żyjącej struktury na Ziemi – jest martwa.

🖇

Nie potrafię też zmusić ciała, żeby poczuło to, o czym wie umysł: przekroczyliśmy granice znanego świata.

🖇

Przez chwilę coś czułam, ale zaraz wstawałam zaparzyć kawę, zadzwonić, oddzwonić, zapisać, sprawdzić, kupić, zrobić, zjeść. Emocje przesuwałam poza część, która żyje. Starałam się nie zwariować, starałam się żyć tak, żeby nie szkodzić ani ludziom, ani zwierzętom. Ale skoro samo moje ist­nie­nie niszczy rafy koralowe i podnosi wody bengalskich rzek – o zalewaniu wysp Pacyfiku nie wspominając – to jak tu nie zwariować?
     Klikałam „Kup”.
     Myślałam: „Najwyżej zwrócę”.

🖇

Pierwsze w kolejce do wymarcia są gatunki dziwne. Te, które zajmują wą­ską niszę i przez setki tysięcy albo miliony lat wyspecjalizowały się, żeby to w tej niszy ich dzioby, pazury, skrzydła, torby, uszy i kolory pozwalały na wygodne życie.

🖇

[…]  labilność emocjonalna (piękne określenie na silne wa­ha­nia na­stro­ju, które z kolei są eufemizmem na totalne rozpierdolenie) […].

🖇

W 1965 roku administracja Białego Domu ostrzegała przed szkodliwymi konsekwencjami spalania paliw kopalnych. […]  W 1982 roku Exxon otrzy­mał wyniki badania przeprowadzonego na wewnętrzne potrzeby, w któ­rym przewidywano, że przy ówczesnym tempie spalania paliw ko­pal­nych do 2060 roku globalna temperatura Ziemi podniesie się o dwa stopnie w stosunku do początku lat osiemdziesiątych XX wieku. Kilka lat później do podobnych wniosków doszedł Shell, tylko że w ich badaniach tem­pe­ra­tu­ra wzrastała do dwóch stopni już w roku 2030, co mogło spowodować pod­niesienie się poziomu morza nawet o sześć metrów. Oba dokumenty oznaczono jako poufne.

🖇

Żyjemy w czasach, kiedy cały wyprodukowany przez nas plastik waży dwa razy więcej niż wszystkie zwierzęta świata razem wzięte (słonie, ślimaki, lamparty, mrówki, rekiny, ważki i dżdżownice). A wśród ssaków człowiek i hodowane przez niego zwierzęta stanową dziewięćdziesiąt osiem procent całej biomasy. Na każdy metr powierzchni Ziemi – wliczając w to oceany – przypada kilogram betonu. A ciężar budynków i dróg przewyższa masę drzew i roślin.

🖇

Mamy czas do 2100 roku. Mamy czas do roku 2050. Mamy czas do 2030.
     Ustalamy progi. Półtora stopnia, dwa stopnie, pięćset cząsteczek dwu­tlen­ku węgla. Pełne, okrągłe liczby, nie trzeba męczyć oczu ułamkami. […]
     Jakby naturę obchodziła dyplomatyczna ekwilibrystyka. Jakby chciała z nami współpracować i grzecznie stosować się do szacunków na przyszłość oraz podpisanych porozumień. Pewnie tylko zagubiła się między systemem metrycznym a imperialnym. Wystarczy wyjaśnić jej, czym różni się cen­ty­metr od cala, i wszystko wróci do normy.

🖇

Rzeki już wysychają, lodowce już topnieją, zwierzęta i rośliny już wymierają, ludzie już umierają z przegrzania. […]
     Katastrofa wydarza się teraz.

🖇

Ursula Le Guin pisała o narracji jako torbie zbieracza, do której wrzuca się różne skarby. […]  W tej narracji wszystko ma znaczenie, każdy, każ­da i każ­de zasługuje na opowieść. […]
     Że to nudne? Może to jedyna droga. Skoro nieustanne dążenie do przodu, rozwój i wzrost nie działają – albo działają aż nazbyt skutecznie w do­pro­wa­dza­niu planety na skraj upadku – to musimy zrobić coś radykalnego. Zamiast jeszcze bardziej kontrolować niekontrolowane, możemy się zatrzymać.
     I posłuchać innych historii.

🖇

Nasze słowa tracą moc. Nie zbliżają nas do doświadczenia rzeczywistości.

🖇

Moje życie nierozerwalnie związane jest z ocieplającą się planetą. Czy o tym myślę, czy nie.
     Moje życie nierozerwalnie związane jest z wymierającym gatunkami. Czy za nimi płaczę, czy nie.
     Moje życie nierozerwalnie związane jest z ropą. Czy tego chcę, czy nie.
     Moje życie nierozerwalnie związane jest z dwutlenkiem węgla. Czy go widzę, czy nie.
Moje życie nierozerwalnie związane jest z plastikiem. […]
     Moje życie nierozerwalnie związane jest z antropocenem. Czy go tak nazwiemy, czy nie.

🖇

     – Dzisiejszej żałoby nie da się przepracować. – Doktor Magdalena Budzi­szewska […]  – Cały czas nadchodzi kolejna. Żyjemy w kulturze, która lubi powtarzać, że „będzie dobrze”. Ale – nie będzie. Jest źle, będzie jeszcze go­rzej. To nie tak, że każda trauma prowadzi do samorozwoju i wszystkie trud­ne momenty czynią nas lepszymi ludźmi.
     […] 
     – Wiesz, czego nie będzie? – spytała Magda, kiedy odprowadzała mnie do metra. – Wiatru. Będą takie momenty, w których znajdziemy się po­mię­dzy dwoma frontami i będziemy w środku pustki. Nawet listek nie drgnie. Myślę, że wiele osób od tego zwariuje.

🖇

Wiesz, czego nie będzie?
Czekolady nie będzie.

🖇

Z przedwcześnie owocującymi borówkami rozmijają się owady. Rozmijają się z nimi ptaki. Świat się z nimi rozmija.
     Kryzys klimatyczny to przyspieszenie, za którym nie wiemy jak nadążyć.

🖇

Co tra­cimy? Lasy tracimy. Lasy tracimy na dwa sposoby. Pierwszy polega na tym, że zmieniają się warunki klimatyczne i ekosystemy nie mają szans przystosować się do ich tempa. Drugi to pożary. […] 
     Co tracimy? Gleby tracimy, czyli możliwość produkcji żywności. Gleba to żywy system – nie wystarczy doniczka i piach. Potrzeba wody, nawozu, ro­ba­ków, mikrobów.
     Co tracimy? Gdańsk tracimy. To kwestia wyobraźni. […] 
     Więc, krótko mówiąc, tracimy świat, jaki znamy.

🖇

Trwa marsz natury wzwyż i ku biegunom. Przemieszczają się nawet drzewa – pokonanie dziewiętnastu metrów zajmuje im dziesięć lat. Zwie­rzę­ta na lądzie przemieszczają się średnio dwadzieścia kilometrów na de­ka­dę, morskie – aż siedemdziesiąt pięć kilometrów. W chłodniejsze rejony ru­szyły nawet koralowce.

🖇

Zmie­nione środowisko oznacza zmienionego człowieka.
     Człowiek z planety 2.0 ma gorszą pamięć, nie potrafi się skoncentrować, za to łatwiej mu zacząć krzyczeć na innych i wygrażać pięściami. Wy­star­czy, że ktoś zajedzie mu drogę, kiedy temperatura wynosi powyżej trzy­dzie­stu stopni. Częściej choruje na parkinsona. Częściej choruje na alz­hei­me­ra. Częściej cierpi na depresję. Żyje w żałobie, choć nawet o tym nie wie.

🖇

Wydawać by się mogło, że wszystko jest w porządku. Ale nie jest w po­rząd­ku, bo świat nadal się wali, a my tylko wzmocniliśmy nasze przy­zwy­cza­je­nie, żeby nic nie zmieniać.

🖇

[…]  możliwość zmian klimatycznych jest jednocześnie bardzo nie­po­ko­ją­ca i prawie w całości ukryta, jest równocześnie powszechną wiedzą i czymś nie do wyobrażenia.
  //  Kari Marie Norgaard

🖇

Wymyśliłam sobie słowo: „nirealność”. Po japońsku „dwa” to „ni”. Byłam nirealna – zawieszona pomiędzy tym, co jest, ale czego nie chcę zobaczyć, i tym, co chciałabym, żeby było, choć to nie istnieje.

🖇

Próbuję policzyć kryzysy, w których jesteśmy.
     Kryzys klimatyczny.
     Kryzys bioróżnorodności.
     Kryzys ekologiczny.
     Kryzys środowiskowy.
     Kryzys żywieniowy.
     Kryzys energetyczny.
     Kryzys ekonomiczny.
     Kryzys humanitarny.
     Kryzys społeczny.
     Kryzys relacji.
     Kryzys demokracji.
     Kryzys wiary.
     Kryzys nadziei.
 
Pankryzys.

🖇

W maleńkiej kawiarence usłyszałam od znajomego, że antropocen zabrał mu ciemność. A razem z ciemnością możliwość kontaktu z tajemnicą.
     I z wyobraźnią, która w mroku widzi kształty strachu i nadziei, dodaję od siebie.

🖇

I nie zapominajmy o pszczołach i misiach polarnych. Ile one są warte?
     A to nie wszystko. Bo znikną jeszcze pory roku.
     […] 
     Piękno, po prostu.
     (Bez piękna wszyscy będziemy trochę bardziej podli).

🖇

Reklama, która wypromowała ideę osobistego śladu węglowego, nie zo­sta­ła za­mó­wio­na przez agencje rządowe ani gremium naukowców pró­bu­ją­cych zwrócić naszą uwagę na problem kryzysu klimatycznego. Razem z fir­mą marketingową Ogilvy & Mather przygotowało ją BP […]. Koncern, któ­ry podtrzymuje uzależnienie światowej gospodarki od ropy i czer­pie z te­go gigantyczne zyski, nauczył nas czuć winę za to, że żyjemy.
     […]  profesor Julie Doyle pisała: „[ślad węglowy] przypisał odpo­wie­dzial­ność za kryzys klimatyczny jednostkom, podczas gdy BP, choć spra­wia­ło wrażenie, że już coś w tej sprawie robi, [zaledwie] wyra­ża­ło za­nie­po­kojenie”.

🖇

Ślad węglowy jest propagandą koncernu naftowego. Niczym nieograniczona potrzeba wzrostu to podstawa współczesnej mitologii, w której zatrzymanie oznacza śmierć.

🖇

Rozregulowaliśmy klimat Ziemi. Gwałtownie, brutalnie, nie­od­wra­cal­nie. To już nie tylko ocieplenie. To nieprzewidywalność.

🖇

Ciągle wydaje nam się, że to nas nie dotyczy. […]
     Nie rozumiemy, że naprawdę musimy nauczyć się świata na nowo.

🖇

Każdy kolejny rok jest najgorętszym rokiem w historii. I najchłodniejszym rokiem przyszłości.

🖇

W 2024 roku Ziemia ogrzała się o półtora stopnia – to limit uzgodniony pod­czas Porozumienia Paryskiego, którego nikt już nie bierze na serio. […]   kolejny epizod globalnego blaknięcia raf koralowych – który trwa od 2023 roku – objął już osiemdziesiąt cztery procent światowych raf. Doszliśmy do miejsca, przed którym nas ostrzegano. Zaczynają spełniać się prze­po­wied­nie sprzed dekady. Płoniemy, toniemy, osuwamy się. I co? I nic.

Katarzyna Boni, Którędy do wyjścia?,
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2025.
(wyróżnienie własne)

Jakie jest to niemieckie słowo na stan, w którym nagle budzą się uczucia?

🖇

Czy obok martwienia się o to, co znika, znajdę miej­sce na cieszenie się tym, co jest?

🖇

Jakie jest to niemieckie słowo na spełnienie marzeń, które znikają w chwili, kiedy próbujesz ich dotknąć?

🖇

Czasem bardzo się boję. Czasem jestem bardzo smutna. Czasem jestem bardzo szczęśliwa.
     Na pewno jest na to jakieś niemieckie słowo.

(tamże)

5880. Czekariat (CXXIII)  // Panna cotta (CLXVIII)

E il pericolo va amato.
A niebezpieczeństwo trzeba kochać.

Uwe Timm, Un topino a Parigi,
Giangiacomo Feltrinelli Editore, Milano 2024.
(wyróżnienie własne)

5879. Z oazy (CCCLXXV)

Co­tygodniowe odliczanie literek, dwa. Kaan czytała tę książkę na urlopie. Szyb­ciut­ko zrobiłam klik, klik i czytałyśmy już razem.

Wszystko w tych literkach mieni się, puszczając zajączki w stronę oczu naszego do­świadczenia. Wszystko jest w punkt, bez zbędnych słów, do samego praźródła zja­wi­ska. Mistrzowsko utkana lektura i już.

Kaan wróciła z urlopu, a to oznacza, że my zaczynamy się pakować na nasz, równie tradycyjny co Jej, coroczny, też w tym samym miejscu od dziesięcioleci.

Normalne życie, cokolwiek to znaczy, zawiera krajobraz złożony z bliższych i dalszych ludzi, zwierząt, roślin doniczkowych, sztuki i rzeczy. Wszystko to osobno i na swój sposób bywa fascynujące i jest źródłem spokoju płynącego z postawy „oto świat”.

🖇

Kiedy jesteś stary? Gdy słysząc „Stuhr”, widzisz „starego Stuhra”. Zawsze Jerzy, nigdy Maciej!

🖇

W pewnej chwili w człowieku rodzi się skłonność do wracania na noc do do­mu po imprezie, za wszelką cenę. O ile dzieci kochają nocowanki, obcy po­ra­nek i zagadkę śniadania, o tyle ludzie w wieku średniostarym chcą tego wszystkiego uniknąć. Uber lub niepicie – byle tylko obudzić się we własnym łóżku.
     Z wiekiem tracimy ciekawość innego domu.

🖇

A może całe dorosłe życie […]   to jakiś blef? Gdy liczą się inne siły – eks­pan­sja i skuteczność – rzadko przeziera przez nie egzystencjalne zdziwienie lub inne stany intelektualnie „czyste”, w których dotarłaby do nas umow­ność i przypadkowość sytuacji, roboczy charakter naprędce skleconych celów i przekonań.

🖇

Mam na my­śli taki rodzaj zdziwienia ciągłością czasu, który moja dzie­się­cio­let­nia córka uchwyciła w zdaniu: „Nikt już się nie urodzi starszy ode mnie”. To dziecinne zdziwienie: świadomość, że jest się jedynie prze­kro­jem, plastrem w czasie i potem są już tylko następne, i nie da się tego cofnąć.

🖇

Entelechia w człowieku, ziarno lub rdzeń, nigdy się nie starzeje. […]
     Chcę opisać proste spostrzeżenie: jako dzieci myślimy o trzy­dzie­sto­lat­kach „starzy”. Jako trzydziestolatkowie myślimy o pięćdziesięciolatkach „starzy”. Gdy jednak sami mamy pięćdziesiąt lat, również myślimy o lu­dziach pięćdziesięcioletnich „starzy”! To nasz bezczasowy rdzeń wciąż tak myśli.

🖇

[…]  u człowieka w wieku młodej starości poczucie stałej konsternacji, bo on sam jest wewnętrznie bezczasowy. I często w relacji ze światem używa swo­je­go bezczasowego Ja.
     To bezczasowe Ja w nas myśli.

🖇

Odbieram wspominanie jako ruch raczej, nie obraz – czuję się zabierana na niechcianą przejażdżkę, czasem na karuzelę.

🖇

Jesteś już w innej grze. Było się wtedy cieszyć.
     Nie wiem, jakiego rodzaju uwagi wymaga docenienie swojego miej­sca w grze i poczucie radości.

🖇

Dziecko jest po to, by osiągnąć spokój. Bo nawet gdy nie jesteś szczęśliwy, ono może być szczęśliwe. I wtedy ty już nie musisz! Uwalniasz się od tej presji, masz spokój.

     Po co jednak mieć drugie?
     Po to, żeby móc sobie wszystko przypomnieć.
     Po to, żeby rodzeństwo mogło się z nas śmiać.
     Po to, żeby dzieci wracające z ferii pociągiem Tatry mogły ci wysłać dwa esemesy: „Mamuś, ogólnie to był jakiś pijany pasażer i była policja więc się spóźnimy o trzydzieści osiem minut”, „Mieliśmy czterdzieści pięć minut opóź­nienia w nowym targu bo musiała przyjechać psiarnia żeby zgarnąć menela”.

     Rodzice pięciorga dzieci muszą mieć w takich chwilach ucztę duchową.

🖇

Różne idee mają różną siłę i sugestywność i każdy z nas ma własny ranking. Niektóre lęki są nam bliższe, a dziwimy się cudzym lękom – porównanie tych krajobrazów jest fascynujące. Zdarzają się lęki, o których nam się nie śniło.

🖇

Rodzic to w ogóle potęga, wszystko jedno czyj. Rzadko się słucha porad włas­nych rodziców, jednak ostrzeżenia i rady rodziców innych dzieci za­pa­miętuje się na zawsze, każdy ma ich własną listę.
     […]
     „Rodzic innego dziecka” jest pewnym fenomenem i pretekstem do wczes­nych refleksji nad losem i przypadkiem. Ten inny dorosły zwykle wydaje się lepszy niż nasz własny.

🖇

Co mó­wi w tej sytuacji rodzic? „Zadzwoń do dziadka, podziękuj, powiedz, że są piękne”. Ponieważ tak właśnie trzeba zrobić. I oto wkrada się w ży­cie dziecka elementarna nieszczerość – podstawa dobrego wychowania.
     […]
     Część naszych dorosłych idei jest pochodną zetpetów, a drugie tyle – idei religijnych. Nagrody i kary.

🖇

Zwykle tego stanu zdziwienia dziecko doznaje przypadkowo, podczas zwy­kłych czynności. Na przykład bawi się, wygląda przez okno i nagle ogar­nia je ogromne zdziwienie, że ono to jest właśnie ono. Może to wyrazić tylko za  po­mocą najprostszej myśli: to ja, to ja, to ja, gdzie kolejne „ja” jest coraz głęb­sze i dalsze niż poprzednie. Dziecko pragnie ogarnąć umysłem dziwne, quasi-przestrzenne doznanie całości – siebie mówiącego „to ja” i tej wyższej instancji – siebie, które sobie to uświadamia.

🖇

Zdania o przyszłości nie mają wartości logicznej, mają tylko wartość psychologiczną, która ludziom zupełnie wystarcza.

🖇

Jest taki moment, w którym dorosłe dziecko bierze sobie rzeczy z domu, tak jak brało przez dwadzieścia lat – baterie, zapasy jedzenia, twoją czapkę – i nagle zaczyna ci to bardzo przeszkadzać. Dorosłe dziecko staje się w pe­wien sposób obce. Trzeba je wtedy wyrzucić lub znaleźć mu inny dom.

🖇

Orientujemy się, że zaniechanie to też pewna siła.

🖇

Chodzi mi o tę szczególną konfigurację, w której kumulują się własne pro­blemy ze zdrowiem, starość rodziców i powolne oddalanie się dzieci.
     Wielka kumulacja: kruchość życia, świado­mość śmier­ci i sa­mot­ność.
     Ludzie w tym czasie powinni być pod ochroną. […]
     W pewnym wieku samo słońce wyzwala nową euforię. W chwilach szczę­ścia wie się, że jest to tylko okno pogodowe.

🖇

Gdyby to był poradnik, tak brzmiałaby moja rada: 1. pomyślcie o rzeczach strasznych, 2. zachowajcie je w myślach, nie mówcie o nich ni­ko­mu, 3. ciesz­cie się, że o nich nie powiedzieliście.

🖇

Aż nagle zaczęłam się zastanawiać, na jaką filiżankę mam ochotę – w sza­cho­wni­cę czy w róże.
     Czy to są właśnie małe przyjemności? Skąd się biorą? Czy niektórzy mają wrodzoną zdolność orientacji w małych przyjemnościach, inni muszą się ich nauczyć, a jeszcze inni się zestarzeć, by je dostrzec? „Celebrowanie życia” ja­ko nagroda pocieszenia?

Katarzyna Sobczuk, Mała empiria,
Wydawnictwo Dowody, Warszawa 2024.
(wyróżnienie własne)

Przyszłość nie może być zamknięta, przyszpilona wy­bra­nym wariantem. Ma się mienić feerią możliwości do ostatniej chwili.

🖇

Mechanika pocieszeń, wieczny rachunek dobrych i złych stron, zamienianie obrazów klęski na obrazy neutralne, zabarwianie obrazów neutralnych chwilowym opty­mi­zmem, odmierzanie porcji uwagi i wolności na pod­sta­wie zawsze niepełnych danych – brzmi to jak praca, ale wszystko dzieje się samoczynnie i przypadkowo.

🖇

Do każdego pomyślanego zdania dodaję „w pew­nym sensie”. O to chodzi w mądrości przychodzącej z wiekiem?

🖇

Być może oś podziału dotyczy nie wieku, lecz stopnia rozgoszczenia się w świecie w ogóle.

🖇

Przyjemne w wieku średniej starości jest to, że już się nikogo nie boimy.

🖇

Myślę, że we wszystkim jest więcej wolności, niż widać gołym okiem.

(tamże)

5878. Z oazy (CCCLXXIV)

Co­tygodniowe odliczanie literek, raz. Sięgnęłam po tę książkę, bo nijak pojąć nie mogłam konceptu niebinarności, a bardzo chciałam, bo to nie koncept, a realne doświadczenie wielu ludzi. Ta lektura to był strzał w dziesiątkę.

Analogicznie do pytania: w kim się zakochujesz? które pozwala określić orientację seksualną, (nie)binarność staje się zrozumiałym, żywym doświadczeniem, gdy ucz­ci­wie od­po­wie­my sobie na pytanie: kim się czujesz?

To książka, która pozwala wzbogacić paletę rozpoznawanych barw, pozwala zo­ba­czyć coś więcej niż błękit i róż. To lektura, która po­maga zro­zu­mieć, jak to jest być osobą nie­bi­narną. Bo one były, są i będą.

[…]  nie da się wy­tłu­ma­czyć, dla­czego 
ro­dzimy się tacy, a nie inni […].

🖇

Wszy­scy moi roz­mówcy po­wta­rzali: to nie­prawda, że w ostat­nim cza­sie osób nie­bi­nar­nych la­wi­nowo przy­bywa. One za­wsze były, tylko same nie wie­działy, kim są. I nie miały od­po­wied­nich słów, by się opi­sać. Do­piero nie­dawno do­stały i słowa, i od­po­wie­dzi na drę­czące je od lat py­ta­nia. Mo­gły zro­zu­mieć, skąd się brał ten doj­mu­jący brak przy­na­leż­no­ści, który za­wsze czuły.

🖇

Jak mó­wić o oso­bach nie­bi­nar­nych? Jak się do nich zwra­cać? Naj­prost­sza od­po­wiedź brzmi: tak, jak one same so­bie tego życzą. Wy­star­czy za­py­tać.

🖇

Naj­gor­sze jest to, że my w świa­do­mo­ści spo­łecz­nej nie ist­nie­jemy. Nie ma nas, choć je­ste­śmy, by­li­śmy i bę­dziemy. A nie­bi­nar­ność ist­nieje. Prze­ra­ża­jące jest też to, że w Pol­sce samo by­cie osobą nie­bi­narną jest w pew­nym sen­sie ak­ty­wi­zmem. Ży­jąc, tak jak chcemy, mó­wiąc o so­bie, za każ­dym ra­zem do­ko­nu­jemy aktu od­wagi, ro­bimy sta­te­ment: pa­trz­cie, my tu na­praw­dę je­ste­śmy.
  // Hihi Ka­li­siak

🖇

[…]  da­lej my­ślimy o płci w bar­dzo „bie­gu­nowy” spo­sób. Tym sa­mym czę­sto spo­łecz­nie nie da­jemy wiary temu, że jedna osoba może łą­czyć w so­bie róż­ne eks­pre­sje, za­cho­wa­nia i ele­menty toż­sa­mo­ściowe.
  // Alek­san­dra Plewka

🖇

Kiedy od­kry­łam te ety­kietki, po­czu­łam, że na­resz­cie ro­zu­miem, o co cho­dzi. Nic nie jest ze mną nie tak. Je­stem jedną z tych osób, o któ­rych się po pro­stu nie mówi. Ale to nie zna­czy, że mnie nie ma.
  // Dagmara
Ce­chy spo­łecz­nie utoż­sa­miane z ko­bie­co­ścią: by­cie miłą, em­pa­tyczną opie­kunką, ro­dzącą dzieci, wcale mi nie leżą, mimo to po­doba mi się moja ety­kietka ko­biety. Po pro­stu „ro­bię” ko­bie­cość po swo­jemu. A jak to pre­cy­zyj­nie wy­tłu­ma­czyć? Nie umiem. Po pro­stu je­stem ko­bietą.

🖇

[…]  to wcale nie jest ko­niec, bo nie ma jed­nego co­ming outu, cią­gle trzeba de­cy­do­wać, czy mó­wisz prawdę o so­bie, czy nie. Komu i co? Na pewno nie mó­wię le­ka­rzom, nie warto.

Za­dano mi kie­dyś py­ta­nie, czy się cie­szę, że je­stem osobą nie­bi­narną. Kom­plet­nie nie­zro­zu­miałe, bo to było tak, jakby ktoś za­py­tał ko­bietę, czy się cie­szy, że jest ko­bietą, albo męż­czy­znę, czy się cie­szy, że jest męż­czy­zną. Je­stem osobą nie­bi­narną i to nie jest po­wód do ra­do­ści ani do smutku. Po pro­stu je­stem.
  // Hihi Ka­li­siak
Bar­dzo lu­bię tę hi­sto­rię opo­wia­dać tak: lu­dziom o wiele ła­twiej jest uwie­rzyć, że ist­nieje ja­kaś istota wyż­sza, ja­kiś Pan Bóg, który nas ko­cha i ak­cep­tuje, który zna nas jak nikt inny i za­wsze przy nas bę­dzie, na­wet je­śli wszy­scy inni nas zo­sta­wią, i który wie, co jest dla nas do­bre, niż uwie­rzyć, że my sami je­ste­śmy tym wszyst­kim dla sie­bie.

🖇

In­te­lek­tu­alną in­do­len­cją. Bo je­śli chcemy trzy­mać się tego, co mówi współ­cze­sna psy­cho­lo­gia czy sek­su­olo­gia, to mu­simy wie­dzieć, że już ja­kiś czas temu stwier­dzono, że płeć to jest spek­trum. […]  Je­stem w sta­nie zro­zu­mieć po­stronne osoby, które przy­pad­kiem na­tra­fiają na ten te­mat, w do­datku wy­krzy­wiony przez ja­kie­goś My­ślo­zbira z plat­formy X, więc my­ślą o nie­bi­nar­no­ści to, co zo­stało im wło­żone do głowy. Ale je­śli ktoś jest osobą do­ro­słą, w miarę in­te­li­gentną i umie ob­słu­gi­wać wy­szu­ki­warkę Go­ogle, jest w sta­nie do­wie­dzieć się tak wielu rze­czy, że tro­chę wstyd, że tego nie robi.

A opór przed tym, żeby do­pu­ścić do świa­do­mo­ści, że ist­nieją różne toż­sa­mo­ści płciowe, to jest też tro­chę opór przed skon­fron­to­wa­niem się z wła­sną toż­sa­mo­ścią. Bo dla osób ci­spł­cio­wych toż­sa­mość płciowa jest prze­zro­czy­sta, mogą przejść przez całe ży­cie, nie kon­fron­tu­jąc się z nią. A kiedy za­czniesz się za­sta­na­wiać, jaka jest twoja toż­sa­mość płciowa, ni­gdy nie wiesz, do czego to py­ta­nie cię do­pro­wa­dzi.
  // Lu Olszewski
Ja nie mó­wię tylko o Pol­sce. Sy­tu­acja osób trans­pł­cio­wych na ca­łym świe­cie jest nie do po­zaz­drosz­cze­nia. Jest na­prawdę tylko kilka kra­jów, które mają to wszystko do­brze zor­ga­ni­zo­wane i jesz­cze ich spo­łe­czeń­stwa są ak­cep­tu­jące, bo to cza­sami dwie różne sprawy. Uświa­do­mie­nie so­bie, że jest się osobą trans­pł­ciową, bi­narną czy nie­bi­narną, może więc być cięż­kim do­świad­cze­niem. Nie ze względu na samą trans­pł­cio­wość, tylko na to, jak jest od­bie­rana.

🖇

Zda­rza mi się za­sta­na­wiać, jak wy­glą­da­łoby moje ży­cie, gdy­bym było w he­te­ro­nor­mie i w neu­ro­ty­po­wo­ści. Na pewno by­łoby mi ła­twiej, bo to jest spo­łecz­nie ak­cep­to­wane, mie­ści się w ogól­nie przy­ję­tych wzor­cach.
  // Charlie

🖇

Więk­szość osób nie­bi­nar­nych prze­żywa ne­ga­tywne emo­cje, kiedy od­kry­wają, kim są. Wie­dzą, jak trudno jest żyć w Pol­sce. Wo­la­łyby być po pro­stu ci­spł­ciowe, czuć się zgod­nie z płcią, która zo­stała im przy­pi­sana przy na­ro­dzi­nach. To by było o wiele ła­twiej­sze.
  // Bernard

🖇

Naj­waż­niej­sze jest to, by dać oso­bom LGBT prze­strzeń do wy­ra­ża­nia sie­bie. Wtedy doj­dziemy do ta­kiego etapu, gdy prak­tycz­nie każdy bę­dzie znał ja­kąś osobę, która jest otwar­cie LGBT, i bę­dzie wi­dział, że to są nor­malni lu­dzie. A nie żadna ide­olo­gia.
  // Chilli

🖇

Ję­zyk pol­ski lubi two­rzyć nowe formy, choć ma swoje za­sady, których trzeba się trzy­mać.

🖇

Wy­daje mi się, że wiele osób za­kłada, że skoro wi­dzą coś po raz pierw­szy, po raz pierw­szy się o czymś do­wia­dują, to zna­czy, że to jest nowe. A tak na­prawdę jest bar­dzo stare, sta­ro­żytne wręcz. Osoby nie­bi­narne ist­nieją, od­kąd ist­nieje ludzka rasa.

🖇

[Tavi Hawn]  Lu­bię to słowo, bo ono idzie da­lej niż te, któ­rych do tej pory uży­wa­li­śmy, czyli to­le­ran­cja i ak­cep­ta­cja. Oba te słowa są ra­czej pa­sywne, mogą wręcz su­ge­ro­wać, że coś się ko­muś nie po­doba, ale to ak­cep­tuje lub to­le­ruje. To nie jest dla dziecka do­bre, gdy sły­szy, że ro­dzice je to­le­rują, choć im się to nie po­doba. Zwłasz­cza gdy cho­dzi o sprawę, która jest klu­czowa dla mło­dego czło­wieka. Dla­tego afir­ma­cja jest o wiele lep­sza, bo mówi, że będę ak­tyw­nie wspie­rać, afir­mo­wać dziecko ta­kie, jak ono o so­bie mówi. Afir­ma­cja ozna­cza: wi­dzę cię, słu­cham, ro­zu­miem, je­stem z tobą.
      [R.K.]  I ko­cham cię ta­kie, ja­kie je­steś.
      [T.H.]  Ko­cham cię za to, ja­kie je­steś. A nie za to, że je­steś tym, kim ja bym chciała czy chciał. I czego ocze­ki­wa­łam czy ocze­ki­wa­łem. Ko­cham cię za to, kim je­steś.

🖇

W nas wszyst­kich jest po­trzeba, by się do­wie­dzieć, co mamy tam w środku i kim tak na­prawdę je­ste­śmy.
  // Bernard

🖇

[…]  wielu lu­dzi sto­suje w tej spra­wie po­dwójne stan­dardy. Uwa­żają, że dzie­ci cis­płcio­we do­sko­nale wie­dzą, kim są. Od uro­dze­nia albo co naj­mniej od przed­szkola. Ale jak cho­dzi o te, które wy­ra­żają sie­bie ina­czej, od razu za­czy­nają mieć wąt­pli­wo­ści. Więc py­tam, jak to jest? Czy jedne mogą wie­dzieć, a inne nie? Może twoje dziecko na­prawdę wie? Jest wiele rze­czy, które dzieci wie­dzą, a my, do­ro­śli za­cho­wu­jemy się tak, jakby nie miały prawa wie­dzieć. A one na­prawdę wie­dzą.

🖇

[…]  naj­waż­niej­sze jest to, by dać so­bie szansę na od­kry­wa­nie sie­bie, ro­zu­mie­nie sie­bie.

🖇

[…]  ję­zyk, ja­kim się po­słu­gu­jemy, wpływa na to, jak wi­dzimy świat. Je­śli mamy tylko mę­skie i żeń­skie formy, bę­dziemy wi­dzieć tylko męż­czyzn i ko­biety. Do­póki nie mia­łem ję­zyka, żeby się od­po­wied­nio opi­sy­wać, to też nie umia­łam do końca okre­ślić, kim je­stem.

🖇

To wy­maga zmiany spo­sobu my­śle­nia, bo prze­cież nas tak nie wy­cho­wy­wano. Wy­ro­śli­śmy w prze­ko­na­niu, że dzieci mają za­cho­wy­wać się tak, jak do­ro­śli im każą. Mu­szą być po­słuszne. A te­raz trzeba zmie­nić to po­dej­ście i za­cząć my­śleć, że na­szym za­da­niem jako ro­dzi­ców jest dba­nie o du­szę dziecka. Je­ste­śmy po to, by ono wzra­stało i roz­wi­jało się jako osoba. Nie­po­wta­rzalna i je­dyna. Osobna od nas. […]  Mu­simy wresz­cie zro­zu­mieć, że nie po­zwa­la­jąc mło­dym lu­dziom być sobą, stwa­rzamy naj­więk­sze za­gro­że­nie dla ich zdro­wia i ży­cia. Le­piej skupmy się na walce z uprze­dze­niami i ste­reo­ty­pami krą­żą­cymi w ro­dzi­nie, wśród są­sia­dów, w ko­ściele czy w szkole.

🖇

Jest dużo wspa­nia­łych lu­dzi na tym świe­cie. […]  Więc dzie­ciaku, na­prawdę znaj­dziesz osoby, które cię będą wspie­rać i sza­no­wać, nie­za­leż­nie od tego, ja­kiej płci je­steś i jaką masz toż­sa­mość płciową. Wie­rzę w to głę­boko.
  // San Ko­coń

🖇

[…]  uży­wana przeze mnie ko­lo­ry­styka są uprosz­czone. Ope­ruję naj­czę­ściej ró­żem i błę­ki­tami, które są kul­tu­rowo przy­pi­sane kon­kret­nej płci. […]  Chcę w pro­sty spo­sób opo­wia­dać o skom­pli­ko­wa­nych rze­czach, o któ­rych się ot­war­cie nie mówi lub mówi się za mało.
  // Dawid Grzelak

🖇

[…]  spo­łe­czeń­stwo ra­czej ak­cep­tuje, że dziew­czynki cza­sami się ubie­rają jak chłopcy i są tak zwa­nymi chłop­czy­cami. Sy­tu­acja od­wrotna bu­dzi głę­bo­kie kon­tro­wer­sje, nie po­zwala się chłop­com na tyle swo­body w do­bo­rze stroju. Na­to­miast w przy­padku dziew­czyn ma­cha się ręką, mó­wiąc, że to taki wiek, przej­dzie im. Więc ja mia­łam pełne przy­zwo­le­nie na to, żeby wy­glą­dać jak chłop­czyca.
  // Re­née
Bo spo­łe­czeń­stwo na­rzuca ko­bie­tom ste­reo­ty­powe za­cho­wa­nia, a po­tem opi­suje je jako ne­ga­tywne. Ko­bietki to, ko­bietki tamto. A ja wtedy zro­zu­mia­łam, że te rze­czy nie mają płci, że to wszystko jest na­rzu­cone.

🖇

Szy­mon Mi­siek […]  w ser­wi­sie za­imki.pl re­da­guje bazę tek­stów aka­de­mic­kich do­ty­czą­cym trans­pł­cio­wo­ści w ję­zyku.

Renata Kim, Pomiędzy. Historie osób
niebinarnych
, ilustr. Dawid Grzelak,
Wydawnictwo Luna, Warszawa 2024.
(wyróżnienie własne)

Mi­łość. […]  musi być więk­sza niż strach.

🖇

Za­miast się do­my­ślać, o co cho­dzi, po pro­stu za­py­taj.

🖇

Ja­kie imię do mnie pa­suje?

🖇

A naj­waż­niej­sze to uwie­rzyć oso­bie, która do nas mówi. Nie ma zna­cze­nia, czy to jest ro­dzic, part­ner, dziecko, osoba przy­ja­ciel­ska czy osoba, z którą pra­cu­jemy. Je­śli mówi, że jest nie­bi­narna i prosi, by od tej pory zwra­cać się do niej ina­czej, nie ma po­wodu, by tego nie zro­bić. Dla­czego to ko­mu­kol­wiek mia­łoby prze­szka­dzać?

(tamże)