środa, stycznia 29, 2025

5697. W warzywniaku (IX)

Sadownik:
(od długiego czasu w ramach odreagowywania rzeczywistości
jeździ po Drzewku słownie; żartem, ale niewybrednie
)

Jabłoń:
(utargowała kilka dni temu, że w zamian za jedno
na dzień dobre/pozytywne/miłe zdanie na jej temat
da radę unieść te słowne marne wycieczki
)

*


Autor(ka) nie do ustalenia.

(dziś, nareszcie!)
Pati, Sadownik & Jabłoń:
(po wielu miesiącach ruszyli na podbój schodów)

Sadownik:
(po tym, jak zrobili schody w dół i w górę, gdy
Drzewko łapie oddech przed jeszcze jednym
ćwiczeniem na pojedynczym schodku
)
Nie zmarnowałem z tobą czasu. :)

Pati:
(wtajemniczona w małżeński deal)
To jest to dobre zdanie na dziś?

🍆

5696. 29/365

przez dzie­sięciolecia uczyłam się szukać, znajdować, odkrywać czy czekać cier­pliwie na odpowiedzi. nauczyłam się — wiem, że zawsze przy­chodzą, często pojawiając się w naj­mniej ocze­ki­wa­nych mo­men­tach.

teraz przyszedł czas na naukę za­da­wania py­tań, któ­re otwie­ra­ją przy­trza­śnię­te drzwi lub nie­zna­ne dotąd prze­strzenie.

29/365

poniedziałek, stycznia 27, 2025

5695. Z oazy (CCCXVIII)

Nie­dzielne odliczanie literek, trzy, poślizgnięte na jednym dniu niepewności, które fragmenty mieć tu po ręką.

Odgruzować mi się zachciało półkę z najważniejszymi dla mnie książkami. Wró­ci­łam do jednej z nich, pierwszej książki tej Autorki, jaką czy­ta­łam, o zgrozo, dok­ład­nie dwadzieścia lat temu. Tym razem po raz pierwszy czytałam ją w wersji elek­tro­nicz­nej, po­nie­waż wznowiono ją cztery lata temu.

Powiedzieć, że nie potrzebowałam na nią dwóch mie­się­cy, a tylko dwa dni, że pięk­na, to nic nie powiedzieć. Ale trudno coś dodać. Piekielnie trudno było mi zde­cy­do­wać się na fragmenty, by ich wybór nie był większością książki.

Dwadzieścia lat temu nie miałam odwagi gryzdolić po książkach. Straciłam tym samym szansę, by porównać, sprawdzić, jak bardzo różni się dzisiejszy wybór od tego, jakiego bym dokonała w 2005 roku.

Przez całe moje życie czułam, że muszę udowodnić, że i ja – „jednokilowe nic” – mam też jakąś wartość. […]  Potrzebowałam pięćdziesięciu lat, żeby to zrozumieć. Pięćdziesiąt lat zajęło mi zrozumienie, że w życiu nie ma „przy­pad­ków”. Przypadkiem nie są również okoliczności związane z na­szym urodzeniem. A te wydarzenia, które uważamy za tragedie, nie są w gruncie rzeczy tragediami – o ile sami nie robimy z nich tragedii. […]  Możemy w nich dostrzec wyzwanie, sygnał, co powinniśmy w naszym życiu osiągnąć.

🖇

Miałam w życiu tyle niesamowitych wydarzeń, że wiem, że zawsze jestem na właściwym miejscu we właściwym czasie.

🖇

I zauważycie, że najgłębszy smutek, jaki ludzie w sobie noszą, jest o wiele większy niż smutek z powodu tych życiowych strat, o których zwykle się mówi.

🖇

Bardzo często pacjenci zwracają się do ciebie wprost. Wielu wyczuwa twój niepokój, kiedy ich odwiedzasz. To sprawia, że zaczynają mówić o po­go­dzie. Nie dlatego, że pogoda ich interesuje. Dlatego, że wy­czu­wa­jąc twój niepokój, postanawiają zachować swoje problemy dla siebie. Boją się, że jeżeli ciebie nimi obarczą, przestaniesz ich odwiedzać.
     Kiedy ludzie próbują przekazać nam informacje o tym, że są świadomi swej nieuleczalnej choroby, albo powiedzieć o jakiejkolwiek innej tragedii, czynią to zwykle na trzy sposoby: albo mówią wprost, albo posługują się werbalnym albo niewerbalnym językiem symboli.

🖇

[…]  potrzebujemy podczas pierwszych lat życia wiele miłości, pieszczot, czułości, dotyku. Na końcu życia, kiedy jesteśmy starzy, też najbardziej brakuje nam fizycznego kontaktu – uścisków, dotyku, objęć.

🖇

Mam swoje ulubione motto: „Osłaniając kaniony przed sztormami, nigdy nie ujrzymy piękna ich żłobionych urwisk”.

🖇

Czego musimy się nauczyć? Poświęćmy czas na to, co jest naprawdę ważne. Nauczmy się słuchać […]. Nie tylko słuchać, ale też rozumieć, a kiedy […]  nie rozumiemy, umiejmy się do tego przyznać i  poprośmy: „Nie rozumiem, o czym mówisz – wytłumacz mi jeszcze raz”. A kiedy choć raz uda ci się na­wiązać nić porozumienia, zobaczysz, że to ani w połowie nie jest tak trud­ne, jak myślałeś.

🖇

[…]  nie umiemy pozostawić rzeczy ich biegowi. Przez to, że nie potrafimy słuchać, pozbawiamy się wielu podniosłych, świętych chwil.

🖇

Za każdym razem, kiedy negatywnie na kogoś reagujecie, uważajcie: napotykacie własne niezałatwione życiowe sprawy. Czy mnie słyszycie?

🖇

To bardzo ważne, abyście robili to, co lubicie robić.

🖇

Ludzie, którzy nie boją się, co powiedzą sąsiedzi, i którzy nie boją się bycia niekochanymi, potrafią żyć pełnią życia, pełnią człowieczeństwa.

🖇

[…]  zawsze miałam masę problemów z księżmi, którzy wprawdzie dużo mówili, ale nie wierzyli w to, co mówią, i nie żyli według tego, co mówią […].

🖇

nigdy nie jesteśmy sami…

 

🖇

Chcę Cię kochać – ale nie trzymać się Ciebie kurczowo
Oceniać Cię – ale nie osądzać
Być z Tobą – ale się nie narzucać
Zachęcać Cię – ale niczego się nie domagać
Umieć wyrazić krytykę – nie obwiniając Cię
Pomagać Ci – nie upokarzając
Jeśli Ty dasz mi to samo – obdarzymy się nawzajem wielkim
skarbem!

Virginia Satir

🖇

Doświadczycie przeżyć metafizycznych, jeśli do nich dojrzeliście i jeśli się ich nie lękacie. Jeśli nie dojrzeliście – i tak nie uwierzycie w to, co wam po­wiem. Ale z drugiej strony – jeśli już o nich wiecie, to choćby was powiesili do góry nogami i tak będziecie obstawać przy swoim. Czy rozumiecie róż­ni­cę pomiędzy wierzyć a wiedzieć? Kiedy wiecie – to wszystko jedno, co z wa­mi zrobią, i tak będziecie dalej wiedzieć, że śmierci nie ma.

🖇

[…]  jakość życia jest daleko ważniejsza niż jego długość.

🖇

[…]   z czasem, kiedy uważnie wsłuchamy się w siebie, w to, co dyktuje nam nasz wewnętrzny głos, własny duch – znajdziemy i pomoc, i radę. Pomoc własnego wszechwiedzącego „ja”, tej nieśmiertelnej cząstki nas samych, któ­rą w języku symboli nazywamy „motylem”.

🖇

Miałam iść w świat i uświadomić ludziom, że wszyscy mamy swoich przewodników, którzy prowadzą nas i błogosławią, że wszyscy kochani jesteśmy ponad wszelkie granice miary i pojęcia.

🖇

Co chciałabym tu w wielkim skrócie przekazać? Że nie potrafimy być wdzięcz­ni za to, co mamy. Niewielu z was docenia fakt, że możecie iść samodziel­nie do toalety, że możecie chodzić, tańczyć, śpiewać i śmiać się. Dopiero po utracie czegoś zaczynacie doceniać to, coście stracili.

Elisabeth Kübler-Ross, Życiodajna śmierć. O życiu, śmierci i życiu po śmierci, przeł. Malina Stahre-Godycka,
Media Rodzina, Poznań 2021.
(wyróżnienie własne)

Ale z drugiej strony – opinia innych ludzi o mnie to nie mój, to ich problem – nieprawda?

🖇

Bo wiecie co? Po śmierci wie się dopiero, że naj­wyż­szym celem w życiu jest dokonywanie właściwego wyboru. Naj­lep­szego wyboru podyktowanego wewnętrznym prze­ko­naniem. […]
     Jeśli dokona się tego najprzedniejszego wyboru, na­gro­da jest zawsze tysiąckrotna.

🖇

[…]  wszystko, przez co się przechodzi, ma głę­bo­ki sens. Uczy cię czegoś, czego inaczej byś się nie nauczył.

🖇

[…] to, co robiliśmy, nie jest ważne. Ważne jest, jak ro­bi­liś­my. A najistotniejsze jest to, że robiliśmy coś z miłością.

🖇

Bo kiedy stoisz wobec śmierci,
      liczy się tylko miłość, którą dałeś i którą przyjąłeś,
[…].
Jeśli naprawdę kochałeś – to żyć było warto.
radość pójdzie za tobą aż do końca.
Richard Allen

🖇

[…]  podpatrywałyśmy się ukradkiem. Czy wiecie, co to znaczy ukradkiem się obserwować? To wyraz nie­wer­bal­ne­go języka symboli. Tak robią ludzie, kiedy chcą się poznać, dowiedzieć się, kim ten drugi jest tak naprawdę, nie tylko zewnętrznie.

🖇

[…]  otwiera się coś nowego. Nowe drogi, nowe możli­wo­ści. Jedyne, czego potrzeba – to duch pokory i świadomość, że wiedza, której potrzebujemy, leży w nas samych.

(tamże)

niedziela, stycznia 26, 2025

5694. Z oazy (CCCXVII)

Nie­dzielne odliczanie literek, dwa. Najpierw bardzo długo czekałam na przyzwoitą cenę. Potem w szybkim tempie połknęłam pierwsze kilkadziesiąt stron, zakreślając co chwilę gęste od znaczenia fragmenty. I nagle, książka ta co chwilę mnie wy­plu­wa­ła. To książka-rekordzistka — przeczytanie jej zajęło mi dwa miesiące i wymagało nie lada dyscypliny i uporu.

Jest w tej książce wiele scen, które zwyczajnie mnie brzydziły — nie wiem, czy wy­ni­kało to z natury mych gustów, ktore nie podlegają dyskusji, czy może odsłaniała się uporczywość socjalizacji, której jestem po trosze wyrobem. Nie wiem i zde­cy­do­wa­nie nie mam potrzeby tego wiedzieć.

Jest w tej książce, na szczęście, wiele zaskakujących faktów, jeszcze więcej wspa­nia­łych fragmentów, spostrzeżeń tak bardzo w punkt, że aż bolą. Dla nich warto było zagryźć zęby, wytrzymać, ustać. Nie odważę się nikomu polecić tej książki. Sięgnąć po nią należy dopiero wtedy, gdy coś w nas wyciągnie po nią dłoń, nie wcześniej.

Pozostają ze mną — poza wybranymi fragmentami — relacja Iry i Claudii (naj­pew­niej całkiem zmyślona, ale ma niebywałą moc) oraz pragnienie, by zawsze czuć głos, za­miast go sły­szeć.

Szu­kam dróg w głąb sie­bie, w pa­mięć ciała. Za­czy­na­ł_m ten tekst już iks razy, kon­stru­owa­ł_m fa­bułę, aż ro­biło mi się nie­do­brze. Ale tak się nie da, two­rzyć fa­bułę, po­ru­sza­jąc się przedep­ta­nymi ścież­kami na pia­sku. Droga musi po­wsta­wać w mar­szu.

🖇

Być może o to cho­dzi w au­to­fik­cji: prze­mie­rzać kra­inę rze­czy­wi­sto­ści we wła­snym tem­pie, kon­cen­tra­cji i try­bie.

🖇

Ni­gdy nie roz­ma­wia­ł_m z tobą o tym, czy dla in­nych ro­dzin uda­wa­nie, że są jak inne ro­dziny, jest rów­nie mę­czące jak dla nas, o nor­mal­no­ści, o he­te­ro­nor­ma­tyw­no­ści, o qu­eero­wo­ści, o kla­sie, o tak zwa­nym „trze­cim” świe­cie i o ta­jem­ni­czych splo­tach grzy­bów, o wiele więk­szych i sub­tel­niej­szych niż w na­szym wy­obra­że­niu, o wszyst­kich tych dro­gach, które ofe­ruje świat […].

🖇

Ko­chana bab­ciu. Gdy o to­bie my­ślę, my­ślę o wszyst­kich tych rze­czach, któ­rych ni­gdy nie mo­gli­śmy so­bie po­wie­dzieć i ni­gdy nie bę­dziemy mo­gły.

🖇

Jak czło­wiek ma wspiąć się po spo­łecz­nej dra­bi­nie, skoro nie pra­cuje? (Jeszcze nie poj­mo­wa­ł_m, że duży ka­pi­tał można tylko odzie­dzi­czyć, a nie wy­pra­co­wać, wbrew bajce o pu­cy­bu­cie, którą ser­wu­jemy so­bie ły­żeczką Ne­stlé).

🖇

My­ślę o tym, jak bli­ska mi je­steś, gdy do cie­bie pi­szę, i jak da­leka, gdy cię wi­dzę.

🖇

[…]  wszyst­kie ko­biety były przed­mio­tami: dziew­czę, bab­sko. I dzieci, słod­kie i ma­leń­kie jak ły­żeczka do espresso. Pa­mię­tam, że to uprzed­mio­to­wia­nie mnie wku­rzało. Nie chcia­ł_m być przed­mio­tem, chcia­ł_m być czło­wie­kiem, du­żym czło­wie­kiem; a by­cie du­żym ozna­czało po­sia­da­nie płci, mę­skiej. By­cie ko­bietą gro­ziło po­zo­sta­niem przed­mio­tem albo sta­nie się mo­rzem. Tego nie chcia­ł_m.

🖇

Po­tem roz­mowa ze­szła na dzieło Er­naux jako ciało wstydu, że wstyd to naj­do­kład­niej­sza siła pa­mięci. Wsty­dliwe do­świad­cze­nia są wy­ta­tu­owane w na­szych umy­słach, z nie­po­rów­ny­walną pre­cy­zją prze­trwają dłu­żej niż wszyst­kie inne wspo­mnie­nia. Pa­mięć fille, którą Er­naux opi­suje sześć­dzie­siąt lat póź­niej, to pa­mięć wstydu.

🖇

Tro­chę póź­niej, gdy pie­kł_m dla nas chleb, przy­szedł mi do głowy cy­tat z Je­ana Ge­neta, który An­nie Er­naux wy­ko­rzy­stała jako motto do Miej­sca. Brzmi tak: „Pi­sa­nie to ostat­nia szansa ra­tunku dla tego, kto zdra­dził”. Według mnie to nie jest prawda. Dla mnie pi­sa­nie to nie droga wyj­ścia ze zdrady, lecz zdrada. Bo pi­szę o rze­czach, o któ­rych nie wolno mó­wić. Nie­pi­sana za­sada: ni­gdy nie mó­wić o uczu­ciach. O tym, co na­prawdę czu­jemy do in­nych.

🖇

Bi­nar­ność jest jak gość, który po­ja­wia się na przy­ję­ciu, zanim zdą­żysz na­kryć do stołu.
Alok Vaid-Me­non

🖇

„Mam mę­skie stopy”, ma­wiała babka dum­nie, de­fen­syw­nie, prze­pra­sza­jąco, nie­zro­zu­miale. […]  Na przy­kła­dzie stóp babki uczy­ł_m się, że czę­ści ciała bun­tują się prze­ciwko czło­wie­kowi, nie są z nim toż­same, mają inną płeć, mogą być in­nymi ga­tun­kami. I że uczu­cia, ja­kimi czło­wiek je ob­da­rza, być może za­czy­nają się w ciele, ale póź­niej roz­sze­rzają na całą prze­strzeń wo­kół.

🖇

[…]  czu­ł_m bli­skość z babką, mil­czącą bli­skość okrężną drogą.

🖇

Cza­sem świ­tają mi rze­czy, o któ­rych na­uczy­ł_m się, że czło­wiek na­zywa je  w s p o m n i e n i a m i   z  d z i e c i ń s t w a, są bar­dzo in­tymne, a jed­no­cze­śnie nie­oso­bi­ste, zbio­rowe:
     Na­uka li­cze­nia od je­den do dwu­dzie­stu.
     Mó­wie­nie dzię­kuję, za­wsze i stale, i mó­wie­nie prze­pra­szam.
     Uprzejme od­po­wia­da­nie na py­ta­nie: „Ile masz lat?”. I: „Je­steś dziew­czynką czy chłop­cem?”.

🖇

Nie cho­dzi o obar­cza­nie winą, cho­dzi o roz­plą­ty­wa­nie ni­tek, któ­re nas utkały: ni­tek, któ­re zwią­zały nas w cier­pią­cych na mę­skość, które każ­dego i każdą z nas oplo­tły ko­ko­nem mil­cze­nia, wstydu i ob­łudy.

🖇

Na­iw­no­ścią by­łoby są­dzić, że hi­sto­rie, które stale so­bie opo­wia­damy, nic z nami nie ro­bią […]. Bo te hi­sto­rie ukła­dają się wo­kół nas, po­strze­gamy świat przez ich al­fa­bet. I wie­rzę w to, że hi­sto­rie, któ­rych so­bie nie opo­wia­damy, także so­bie sa­mym, są cał­kiem inną hi­sto­rią.

🖇

Przy­pusz­czam, że matka była jako dziecko po­dob­nym do mnie me­blem. Opo­wia­dała mi, że stale przy­po­mi­nano jej, że jest dziew­czynką. Że nie wspie­rano jej w szkole, bo była dziew­czynką, że ją do­ty­kano, bo była dziew­czynką, że ocze­ki­wano od niej, że bę­dzie mil­czeć albo mó­wić ci­cho, no­sić spód­niczki i ro­dzić dzieci. Po­dej­rze­wam, że matka dość szybko się prze­me­blo­wała, że zro­biła z sie­bie ar­chi­wum wszyst­kich ko­biet do­świad­cza­ją­cych prze­mocy. Zbie­rała hi­sto­rie i uczu­cia, prze­cho­wy­wała je w so­bie i na wła­sną hi­sto­rię nie miała już miej­sca.

🖇

Buku. Ty mo­żesz tak po pro­stu ro­snąć. Nikt nie de­cy­duje o twoim kształ­cie. Chcia­ło­bym być jak ty.

🖇

Była raz ko­bieta. Ale nie chciała być ko­bietą. Chciała być kimś. Chcia­ła zro­bić ma­turę. A po­tem stu­dio­wać. By stać się kimś, bę­dąc ko­bietą, trzeba mieć zbroję.

🖇

Matka ma trzy skóry. Pierw­sza jest z ko­biety. Matka chcia­łaby być męż­czy­zną. Móc po­zwo­lić so­bie na agre­sję. Stu­dio­wać. Nie mu­sieć mieć dzieci. […]
     Druga skóra matki jest z mó­wie­nia. Mó­wie­nie jest zbroją. To skóra odzie­dzi­czona.
     Trze­cia skóra matki jest z upar­tego za­po­mi­na­nia. Pod spodem nosi szka­tułkę.

🖇

Co za­po­mnisz jako na­stępne? O czym bę­dziesz pa­mię­tać do koń­ca? Czy to mówi coś o tym, jak ważne są dla cie­bie różne rze­czy?

🖇

[…]  ni­gdy nie by­ł_m ge­jem, bo by­cie ge­jem jest moż­liwe je­dy­nie wów­czas, gdy czło­wiek wie­rzy w to, że ist­nieją dwie płcie, a czło­wiek leci na tę samą i nie będę prze­ka­zy­wać da­lej tej mro­żą­cej krew w ży­łach ba­jeczki o dwóch płciach, o dwóch nie­top­nie­ją­cych lo­dow­cach, które są swoim prze­ci­wień­stwem. Beze mnie, bu­dow­ni­czy ba­rier.

🖇

Ale nie, bab­ciu, tych rze­czy nie da się po­wie­dzieć, nie mó­wio­nym ję­zy­kiem, nie mat­czy­nym ję­zy­kiem. Ni­gdy nie na­uczy­ł_m się mó­wie­nia, uczy­ł_m się wy­łącz­nie słu­cha­nia, pa­trze­nia i ta­kiego wy­sła­wia­nia się, żeby omi­nąć rze­czy, o które cho­dzi.

🖇

[…]  za­cy­to­wał przy­sło­wie ze swo­jego kraju: „What you can­not say, you need to in­vent”. „Oh, that’s say­ing where you come from? That’s nice”. „No”, od­parł. „I just in­ven­ted this now”. Po­że­gna­li­śmy się bar­dzo for­mal­nie.

🖇

     – Dla­czego re­agu­jesz tak nad­wraż­li­wie?
     – Jacy lu­dzie uży­wają ar­gu­men­tów lo­giki krwi i po­kre­wień­stwa? To fa­szy­stow­skie, mamo, ta fa­scy­na­cja wła­sną krwią, wła­snym drze­wem ge­ne­alo­gicz­nym, to czy­sta ide­olo­gia fa­szy­sto­idalna, że to okre­śla czło­wieka.

🖇

     – W twoim wieku?
     – Prze­stań. Mam pięć­dzie­siąt cztery lata. Męż­czyźni stale to ro­bią i nikt nic nie mówi.

🖇

I może cały ten tekst, ten pi­sar­ski ruch jest wy­peł­nia­czem, two­rze­niem miej­sca, w któ­rym pustka wresz­cie znaj­dzie prze­strzeń. Nie tekst, lecz miej­sce z na­pi­sem: „Tu jest coś, czego nie da się po­wie­dzieć”. Co nie jest toż­same z mil­cze­niem.

🖇

[…]  boję się każ­dego dnia. Nie kiedy się ubie­ram czy ma­luję, nie do­póki je­stem w domu, ale jak tylko otwo­rzę drzwi i wyjdę «na świat». Prze­pra­szam, Mo, je­stem za­zdro­sn_ o he­te­ro­sek­su­al­nych męż­czyzn, któ­rzy ma­lują pa­znok­cie jako znak po­li­tyczny, ale nie boją się, że zo­staną po­bici, ob­ra­żeni czy opluci, męż­czyzn ta­kich jak ty, któ­rzy nie boją się, bo nie do­świad­czyli ży­cia w nie­ustan­nej prze­mocy, mi­kro- i ma­kro­agre­sji. A wiesz, co mnie naj­bar­dziej wku­rza? To, że ja mu­szę się bać ma­lo­wać pa­znok­cie, a ty nie. Bo ty mo­żesz po pro­stu zmyć la­kier i być bez­pieczny. Ale ja, my, nie mo­żemy «tego» zmyć. Bo tu nie cho­dzi o to, co  n o s i m y, ale kim  j e s t e ś m y. Przy­naj­mniej tego uczy nas świat”. Mo słu­chał w mil­cze­niu. Gdy skoń­czy­ł_m, za­py­tał: „Skąd wiesz, że się nie boję?”.

🖇

Włosy ro­sną za­wsze, to nie jak z książ­kami, które cze­kają, aż się je otwo­rzy.

🖇

A on po pro­stu słu­chał, bez oce­nia­nia, co mnie wku­rzało, po­wie­dzia­ł_m, że oczy­wi­ście wciąż cze­kam na to, żeby na­prawdę tu do­trzeć, że wciąż nie wiem, po co tu je­stem, ale kto w moim wieku albo przy­naj­mniej w moim po­ko­le­niu wie? Uśmiech­nął się naj­bar­dziej de­li­kat­nym, draż­nią­cym uśmie­chem […]  i po­wie­dział, że w wieku trzy­dzie­stu, czy ile tam mam lat, można po­woli do­trzeć na tę pla­netę.

🖇

[…]  udało nam się na­wet odło­żyć na bok ty­powe po­czu­cie winy zwią­zane z tym, że jako trzy­dzie­sto­letni uprzy­wi­le­jo­wani i do­brze wy­kształ­ceni miesz­kańcy Eu­ropy Środ­ko­wej nie ro­bimy cze­goś bar­dziej zna­czą­cego. Zde­fi­nio­wa­li­śmy na­sze po­ko­le­nie jako apo­li­tycz­nych ego­istów mię­dzy po­ko­le­niem bo­ome­rów a po­ko­le­niem Z; je­ste­śmy po­ko­le­niem, które ma na­dzieję, że nie jest tak za­do­wo­lone z pa­triar­chal­nego ka­pi­ta­li­zmu jak nasi ro­dzice, ani tak z niego nie­za­do­wo­lone, jak po­ko­le­nie po nas (przy czym z pewną za­zdro­ścią ob­ser­wu­jemy upo­li­tycz­nioną mło­dzież kli­ma­tyczną). […] 
     […] 
     Wy­cho­wa­li­śmy się pod ko­niec dwu­dzie­stego wieku, w krót­kim okre­sie „końca hi­sto­rii”, z prze­ko­na­niem (i ocze­ki­wa­niem), że mo­żemy stać się kim­kol­wiek. Ale ko­niec hi­sto­rii się skoń­czył, wojna i prze­moc ni­gdy na­prawdę nie ode­szły, zo­stało je­dy­nie po­czu­cie wła­snej war­to­ści, pre­zen­to­wane przez „Za­chód”. A jed­nak wy­cho­wa­ł_m się w apo­li­tycz­nych cza­sach hi­per­ka­pi­ta­li­stycz­nego neo­li­be­ra­li­zmu, a na­szym ce­lem była próba osią­gnię­cia „tego” jako jed­nostka. W tym sen­sie je­stem ty­po­wym dziec­kiem mo­jego po­ko­le­nia. I to jest miej­sce, z któ­rego do Cie­bie pi­szę, Bab­ciu. Miej­sce, które dzie­limy: by­cie zwy­kłym.

🖇

[…]  to jest ma­gia tek­stu: two­rze­nie obec­no­ści z nie­obec­no­ści. Jed­nak tek­sty nie są tylko bły­sko­tliwą ma­gią. We wszyst­kich tych róż­nych kul­tu­rach, gdzie formy pi­sa­nia były wy­my­ślane nie­za­leż­nie od sie­bie, naj­wcze­śniej­sze tek­sty były za­wsze za­pi­sami dłu­gów. Ile ty da­łeś mnie, ile ja obie­ca­ł_m w za­mian? Dla­tego my­ślę, że li­te­ra­tura i dług są nie­ro­ze­rwal­nie ze sobą po­łą­czone.

🖇

Je­śli mam ja­kieś za­da­nie ge­ne­ra­cyjne, my­ślę, że jest to: za­cząć szu­kać pod oczy­wi­stymi ra­nami ran ukry­tych […].

🖇

Mia­ł_m cel: pi­sać o „tym wszyst­kim”, o mę­sko­ści, dys­cy­pli­nie, prze­mocy i spo­łe­czeń­stwie kon­ku­ren­cji, o tym, co to zna­czy żyć u progu trze­ciego ty­siąc­le­cia w tym ciele.

🖇

Ody­seja ni­gdy nie była dla mnie hi­sto­rią bo­ha­tera, lecz ko­goś, kto prze­trwał wojnę męż­czyzn, Iliadę, ale był tak strau­ma­ty­zo­wany, że droga do domu oka­zała się nie­moż­liwa. Jest kimś in­nym, kiedy wraca, jego dom też się zmie­nił. Krąg, który chcia­ł_m na­ry­so­wać, bar­dziej przy­po­mina spi­ralę. Linia koń­cowa nie łą­czy się z li­nią po­cząt­kową.

Kim de l’Horizon, Drzewo krwi, przeł. Elżbieta Kalinowska,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024.
(wyróżnienie własne)

We’re born na­ked and the rest is drag”.
(Uro­dzi­li­śmy się nadzy, a reszta to drag)

🖇

Dziecko się za­sta­na­wia: jak działa de­cy­zja? Czy to ma­giczny pro­ces? […]  za­klę­cie. Trzeba je czę­sto wy­po­wia­dać. Aż zda­nie wro­śnie w ciało.

🖇

[…]  dar to od­po­wie­dzial­ność. Je­śli się ro­zu­mie, trze­ba także słu­chać. My mamy dziś o wiele le­piej. Niż nasi umarli. Oni ha­ro­wali. Że­by­śmy my mieli le­piej. Czło­wiek nie wy­biera so­bie da­rów. Dar to za­wsze za­da­nie.

🖇

Li­ście czer­wo­nego buka drżą.
     Nie bój się, […]  mó­wią. Zo­staw tu głos. Prze­cho­wamy go. Jak do­ro­śniesz, mo­żesz tu wró­cić. I go za­brać. W trud­nej sy­tu­acji trzeba się cza­sem roz­dzie­lić.

🖇

[…]  piękno nie ma płci, że ist­nieje poza męskością i ko­bie­co­ścią.

🖇

W szwaj­car­skim nie­miec­kim oprócz czasu za­prze­szłego ist­nieje tylko jedna forma czasu prze­szłego, Per­fekt. Bra­kuje mu czasu prze­szłego pro­stego; tej formy, która jest bar­dziej pi­semna, for­malna, ofi­cjalna, która opi­suje za­mkniętą prze­szłość. W szwaj­car­skim nie­miec­kim każda prze­szłość za­pi­sana w cza­sie Per­fekt sięga w te­raź­niej­szość, jesz­cze z nami nie skoń­czyła.

🖇

[…]  ośle­pia­jący huk, z któ­rym świat wresz­cie się przed czło­wie­kiem otwiera, tak po pro­stu, przy biurku, mię­dzy sie­dze­niem a sie­dze­niem.

(tamże)

5693. Z oazy (CCCXVI)

Nie­dzielne odliczanie literek, raz. Od niechcenia, raczej kontrolnie, klik, klik zro­biłam i okazało się, że książka-starsza-pani doczekała się polskiego tłumaczenia w wie­ku 76 lat.

Szczęście. W realizacji dla każdego człowieka przyjmuje inny kształt, w różnych oko­licz­no­ściach puszczając pędy i zakwitając. Gdybyśmy pamiętali, że szczęście to nie jest gra o sumie zerowej, świat z pewnością wyglądałby inaczej. Moje szczęście po­trze­bu­je Two­jego szczęścia, nasze szczęścia i spełnienia, założę się, pomogą wzrastać szczęściu kolejnych ludzi lub nieludzkich osób.

Kontemplacja. Nie odważę się napisać na ten temat ani jednego zdania.

[…]  jesteśmy nieodwołalniew drodze”.

🖇

[…]  pojęcie „starożytni” jest wieloznaczne. W ścisłym znaczeniu oznacza ono nie tych, co przeminęli, lecz świadków wielkiej, integralnej, obejmującej całość, niczego niepomijającej i karmiącej się boskim Logosem tradycję mą­dro­ści, których można spotkać we wszystkich epokach.

🖇

[…]  nie jest tu jasne, co znaczy „osiągnąć”. Każdy wie, jak „osiąga się” rzecz materialną. Potrząsam jabłonią, aż spadnie dojrzały owoc, biorę go do ręki i wkładam do kieszeni, a na koniec zjadam. Dokładne pytanie brzmi tutaj następująco: co odpowiada temu wzięciu w rękę i zjedzeniu, kiedy mamy do czynienia z osiąganiem „całego dobra”, z wzięciem go na własność i roz­ko­szo­wa­niem się nim?

🖇

Już w obrębie dóbr zewnętrznych istnieją takie, które – jeśli chcemy je na­praw­dę posiąść – z samej swej natury wymagają od nas czegoś więcej niż zwykłego ich nabycia. „Bogaty człowiek powiedział: »mój ogród«; ogrod­nik uśmiechnął się”.

🖇

[…]  szczęścia nie można uważać za całkowicie obiektywny stan nagiej i jak­by ślepej egzystencji; nie jest ono zwykłą „właściwością”, całkowitą bier­no­ścią ani zwykłym „uczuciem”. Jest czymś, co się dzieje w aktywnym centrum ducha.
     Szczęście jest działaniem i aktywnością duszy.

🖇

Ponieważ do szczęścia dążymy, szukając go po omacku, dlatego kie­dy czujemy się szczęśliwi, mamy udział w czymś nie­ocze­ki­wa­nym, czego nie można było przewidzieć, co zatem nie było zaplanowane ani za­mie­rzone. Szczęście jest właściwie darem.

🖇

[…]  nie da się pomyśleć szczęścia pozbawionego radości; ale radość i szczę­ście to dwie różne sprawy.

🖇

[…]  radość nie jest drogą do osiągnięcia jakiegoś celu; nikt nie szuka ra­dości, „żebystało się coś innego; radości obce jest wszelkie „ażeby” i „po to by”. […]   w tekście łacińskim zamiast „radości” jest zawsze „de­lec­ta­tio”, które – powtórzmy – obejmuje obydwa zadowolenia, zmy­sło­we i duchowe.

🖇

[…]  jeśli, krótko mówiąc, szczęśliwość polega na działaniu – to jakie to ma być działanie?
     […]  Chodzi o działanie pozostające w samym działającym. Działaniem nie jest tylko budowanie, zakładanie czegoś, produkowanie, walka i za­bi­ja­nie. Rzeczywistym działaniem jest na przykład także poznawanie […]. I nie jest tak, jakby dokonywało się ono tylko przez działanie nastawione na jego skutki zewnętrzne. Skutki i osiągnięcia ma także działanie po­zo­sta­ją­ce we­wnątrz. Nie są one co prawda widoczne na zewnątrz, jego owoce pozostają w samym działającym. […]  trzeba powiedzieć, że rozróżnienie dzia­ła­nia wewnętrznego i mającego skutki zewnętrzne nie jest prze­ciw­sta­wie­niem rzeczy wzajemnie się wykluczających. W czynnościach skie­ro­wa­nych na zewnątrz dzieje się nie tylko coś na roli, na rabacie róż i w bloku marmuru; dokonuje się w nich jednocześnie coś, co pozostaje w samym działającym.

🖇

Tomaszowi [z Akwinu] chodzi jednak o ukazanie obecnej, ukrytej w wielkiej tradycji i ciągle narażonej na zapomnienie mądrości, dzięki której na świa­tło dzienne wychodzi, że poglądy odmienne są tylko częściowo słuszne.

🖇

Wydaje się, że ludzki język nie dysponuje żadnym innym słowem, które by mogło tak dokładnie wyrazić to, co się właściwie dokonuje, kiedy spra­wia­my, że ktoś inny jest dla nas obecny. Mówimy wtedy: mamy go przed ocza­mi, widzimy go. Wszystkie inne słowa są albo przestrzennymi metaforami (być tutaj, być przy tym, być blisko, obejmować) albo pochodzą ze sfery zmy­słu dotyku (uchwycenie, dotykanie, trzymanie), co znaczy, że znajdują się bardziej na zewnątrz. W pewnym opowiadaniu o pobycie w niewoli w nie tak dawnych czasach dwóch żołnierzy, leżąc na pryczach, pyta się wza­jemnie (i każdy z nich sobie zadaje pytanie) o to, dzięki czemu ludzie bywają szczęśliwi. Ich odpowiedź jest następująca: szczęśliwość to nic in­ne­go jak bycie razem z tymi, których się kocha. Nie ma wątpliwości co do te­go, że dla tych ludzi „być razem” znaczy tylko jedno: znowu się zobaczyć.

🖇

[…]  kontemplacja jest poznawaniem nie myślącym, lecz wpatrującym się. […]  Wpatrujący się już znalazł to, czego myślący dopiero szuka; jest to obecne i patrzący ma to „przed oczami”. Taka obecność w sensie prze­strzennym może się w pewnej chwili zmienić i przybrać znaczenie „obecności teraźniejszej”, co jest czasową formą wieczności.

🖇

Ziemska kontemplacja jest niedoskonała. Jej spokój zawiera w sobie za­nie­po­ko­je­nie. Wynika ono z faktu, że w jednym momencie doświadcza się po­ra­ża­jącej nieskończoności kontemplowanego przedmiotu i własnych granic. Do natury ziemskiej kontemplacji należy, iż dostrzega ona światło, którego nieprawdopodobna jasność powoduje jedno i drugie: uszczęśliwienie i oślep­nięcie.
     „Kontemplacja nie spocznie, dopóki nie znajdzie przedmiotu, który ją oślepia”*.

__________
  *   Konrad Weiβ (1880–1940), niemiecki pisarz.

🖇

Rzecz materialna ma zamknięte granice, przez co jest niedostępna i nie­prze­nikalna dla innych rzeczy; „bycie istotą duchową” znaczy natomiast: być i pozostawać sobą i jednocześnie przyjmować do swego wnętrza rze­czy­wistość świata i z nią się „spokrewniać”. W miejscu zajmowanym przez dom, drzewo czy pióro do pisania nie może być żadnej innej rzeczy ma­te­rial­nej. Gdzie natomiast jest duch, tam znajdują dla siebie miejsce rzeczy ca­łe­go świata; tam jest „możliwe znalezienie się całego wszechświata w jed­nej istocie”. Tutaj warto też przytoczyć ważne słowa Arystotelesa, któ­re później stały się na Zachodzie powszechnym powiedzeniem: „dusza jest w jakiś sposób wszystkim” („anima est quodammodo omnia”)

🖇

Szczęście natomiast, nawet najmniejsze, jest jakby wyjściem z czasu […].

🖇

Ani szczęście, ani kontemplacja inaczej nie są możliwe – tylko na gruncie akceptacji świata w całości. Akceptacja ta ma niewiele wspólnego z „opty­mi­zmem”. Może zaistnieć wśród łez i nawet w najstraszniejszej sytuacji.

🖇

[…]  uszczęśliwiające doświadczenie boskiego nasycenia może być roz­pa­la­ne przez wszystko, przez najbłahsze nawet impulsy. Kto tę naukę z rozwagą przyjmie, ten dojdzie do zaskakującego, a nawet oszołamiającego wniosku, który wydaje się przeciwstawiać wszystkiemu, co zwykliśmy myśleć o współ­czes­nym człowieku. Dochodzi się mianowicie do przekonania, że kon­templacja jest o wiele częstsza, niż by się wydawało; że jej najważniejsze cechy można stwierdzać tam, gdzie nieznany jest nawet termin „kon­tem­pla­cja”. Jeśli się jednak odkryło jej ślady, wtedy będą się pokazywały coraz no­we jej formy.
     […]  Taka nie pomyślana, lecz ujrzana pewność boskiego pochodzenia ca­łe­go bytu może nam stanąć przed oczami nawet wtedy, gdy patrzymy na najzwyklejsze rzeczy, jeśli jest to spojrzenie pobudzone przez miłość.

Josef Pieper, Szczęście i kontemplacja,
przeł. Wiesław Szymona OP,
Wydawnictwo W drodze, Poznań 2024.
(wyróżnienie własne)

[…]  spełnienie oznacza urzeczywistnienie.

🖇

Kto odczuwa wdzięczność, ten wie, że został obdarowany.

🖇

Korzeniem chcenia i miłowania jest akceptowanie. A jak mówi Tomasz [z Akwinu], istnieją w gruncie rze­czy tylko dwa sposoby uzewnętrzniania akceptacji: tęsknota i radość.

🖇

Bóg jest obecny w świecie; może „stanąć przed oczami” tego, kto spogląda w głąb rzeczy.

🖇

[…]  nie wolno ani na moment zapominać: nic na to nie poradzimy, że tak jest; to wszystko czysty dar; moż­li­wość szczęścia to nie nasza zasługa; aż chciałoby się dodać: wręcz przeciwnie!

(tamże)

piątek, stycznia 24, 2025

5692. 24/365

nie­którzy mają farta, ich rodzina po­cho­dze­nia jest wspaniałym, rozumiejącym i wspie­ra­ją­cym miejscem do życia, w którym chce się być, rozkwitać, stawać się własną pełnią.

niektórzy mają farta, ich pierwsza miłość jest ostat­nią, trwa­ją­cą przez dziesięciolecia, aż po grób organizującą wspaniałe, ro­zu­mie­jące i wspierające miejsce do życia, w którym chce się być, rozkwitać i stawać się własną pełnią.

nie należę ani do jednych, ani do drugich niektórych; w za­dzi­wieniu przy­glą­dam się odkryciu, że w moim przypadku pierw­sza miłość i rodzina pochodzenia to jeden pies — od niedzieli rezonują ze mną słowa JiM: jaką rodzinę potrzebujesz zo­sta­wić, opuścić (symbolicznie lub dosłownie), by iść swoją ścież­ką, do jakiej rodziny potrzebujesz do­łą­czyć, należeć?

24/365

gdy mówimy o relacji,
zawsze mówimy o miłości
.

JiM
wszystkie progi są związane
z historią osobistą
.

Rana jest kra­iną uzdro­wie­nia.
Ta­bita Re­za­ire

*

[suplement 25.01.2025]
Re­la­cje, które w więk­szo­ści znamy, i in­sty­tu­cje na­szej kul­tury opie­rają się na wła­dzy. Tak więc na­sze we­wnętrzne kra­jo­brazy są tymi z opo­wie­ści o wy­ob­co­wa­niu i są za­lud­nione przez istoty, które do­mi­nują lub mu­szą być zdo­mi­no­wane.

Wie­rzę, że wszystko, na co pa­trzymy, pa­trzy na nas, a spoj­rze­nie ob­cego robi z nami co naj­mniej tak wiele, jak my z nim. Wie­rzę, że to jest ma­gia: moc wszyst­kich rze­czy. I w taką ma­gię wie­rzę.

Te same pnie, różne nici.

po­zna­li­śmy wszystko inne oprócz nas sa­mych. i je­śli chcemy po­now­nie zgłę­bić mą­drość cza­row­nic, to rze­czy­wi­ście po­przez wnik­nię­cie w sa­mych sie­bie. w nas jest cała wie­dza. ona na­prawdę jest w nas.
 // Do­ris Stauf­fer (1934–2017)

[…]  bar­dziej niż  n a s z a  h i s t o r i a  in­te­re­sują mnie na­sze uczu­cia, na­sze ży­cie we­wnętrzne, war­stwy na­szego cał­kiem nor­mal­nego prze­ży­wa­nia.

My­śl­cie za­wsze o tym, że na­sze drogi się krzy­żują, że by­li­śmy w tym sa­mym cza­sie w tym sa­mym miej­scu, to jest ma­giczne, je­śli zli­czyć wszyst­kie moż­liwe miej­sca, moż­liwe czasy i wszyst­kie moż­liwe ciała.

Mil­czę. „Jak to jest?”, pyta. „Co?”. „Być kimś ta­kim jak ty”. „Jak to jest”, po­wta­rzam py­ta­nie, „być kimś ta­kim jak TY?”. Wzru­sza ra­mio­nami. „Nor­mal­nie. Je­stem po pro­stu”. „Ja też. Po pro­stu. Dla mnie to nic. Tylko dla in­nych coś”.

By­cie lo­jal­nym wo­bec swo­jej krwi, swo­jej ro­dziny ozna­cza nie­pro­wa­dze­nie wła­snego ży­cia. […]  I przede wszyst­kim by­cie lo­jal­nym ozna­cza nie­mó­wie­nie o wszyst­kim, o tej klą­twie; na­zwa­nie jej to zła­ma­nie klą­twy, i dla­tego Cię zdra­dzam.

Kim de l’Horizon, Drzewo krwi, przeł. Elżbieta Kalinowska,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024.

środa, stycznia 22, 2025

5691. 22/365

pa­trzę na ostatnie pełne sześć lat, które odebrały mi w dużym stop­niu sprawność fizyczną, pozbawiły możliwości trzaskania drzwiami czy samodzielnego wyjścia z domu.

czy byłoby łatwiej wyjść naprzeciw zmianie, gdybyśmy wie­dzie­li, że gdy los coś zabiera, zawsze daje coś w zamian?

dziś, jadąc po leki do szpitala, pławiłam się w tym, co w ostat­nich latach podarował mi los, sztos!

22/365

Kwadrant duchowo-intuicyjny jest tą częścią nas, w której mieści się cała nasza wewnętrzna mądrość. Jest to jedyny kwadrant, którego sami nie musimy wypracowywać. Jest to dar, z którym się urodziliśmy. Otrzymujemy też inne dary: w zamian za to, co utraciliśmy, otrzymujemy zawsze coś lepszego.

Elisabeth Kübler-Ross, Życiodajna śmierć. O życiu, śmierci i życiu po śmierci, przeł. Malina Stahre-Godycka,
Media Rodzina, Poznań 2021.

wtorek, stycznia 21, 2025

5690. Poza słowami (XX)


fot. Hawwa, fragment.

Tracąc rzeczy, tracimy też miejsca.

Byung-Chul Han, Nie(do)rzeczy,
przeł. Marcin J. Leszczyński,
Wydawnictwo UŁ, Łódź 2023.

5689. 21/365

świa­domość udawała przygłuchą i ciut za­sko­czoną, gdy po­pro­siła w dwóch dwu­li­te­rowych słowach o powtórzenie ostat­nie­go zdania:
     — że co?
     — nic, odkryłam, że nie ma czegoś ta­kie­go jak przypadkowe myśli.
     — nie ma, ale pamiętaj, że nie za każdą z nich warto pójść, choć dobrze jest tropić ich źródła.

21/365

5688. Z oazy (CCCXV)

Wielonie­dzielne odliczanie literek, dwa. Poślizgnięte na tygodniach niemocy, dniach nauki i wisieńce na torcie: inten­syw­nym, wspaniałym weekendzie oraz jeszcze jed­nym dniu, bo wybór cytatów nie był ani łatwy, ani prosty.

Fantastyczne dwa eseje, które spowodowały, że zalegająca, chyba już od lat, na wir­tu­al­nym stosiku do przeczytania inna książka tego Autora wspięła się prawie na sam szczyt.

Autor potępia ibuki. Zgadzam się, że czytając ibuki tracimy pewne informacje, na przykład, że ten fajny akapit był po lewej na górze strony, a tamto fantastyczne zda­nie było po prawej na dole, zaś książka była dość gruba. Potępiać w czambuł ibuki mogą tyl­ko nieprzytomnie uprzy­wi­le­jo­wa­ni ludzie: widzący, mający sprawne obie ręce czy po­sia­da­ją­cy przestrzeń na półki i regały.

Gdyby każdy ibuk, jaki mam, był w wersji pa­pie­rowej książką o zaledwie centy­me­tro­wej grubości (doskonale wiemy, że tak nie jest), to tylko na te książki po­trze­bo­wa­ła­bym dodatkowych osiemnastu metrów pó­łek. Nie ma na to szans. W kategorii ibuk polemizowałabym więc z Autorem bar­dzo i długo.

Tak czy inaczej to fantastyczne eseje i jednocześnie bardzo smutna książka, po­nie­waż jej treść przypomina zbiór tekstów o szkodliwości alkoholu napisany specjalnie dla alkoholików nietrzeźwiejących od dziesięcioleci. Która to już książka, próbująca powiedzieć ludziom: hamujcie! Chyba czas na nowy znacznik: okolice smartfona.

Technika, któ­ra przychodzi zawsze jako druga, może zasłonić nam to, co pierwsze, czyli właśnie stosunek do świata oparty na znaczeniu, na przypisywaniu rzeczom wartości, gdy dzięki nim coś czynimy.

Krytyka ma ukazać to, co jest dla mnie niejasne, ale z czego korzystam – z moich przeświadczeń, przesądów, sposobów działania, które zamieniły się w nawyki.

Marcin J. Leszczyński

🖇 🖇

Sama informacja nie rozświetla świata. Może go nawet za­ciem­niać. Od pew­nego momentu informacje przestają nas informować – za­miast tego deformują. Ten punkt krytyczny mamy już dawno za sobą. Szyb­ko rosnąca entropia informacyjna, czyli chaos informacyjny, pogrąża nas w spo­łe­czeń­stwie postfaktów. Rozróżnienie na prawdę i fałsz zostaje zni­we­lo­wa­ne. In­for­ma­cja krąży więc bez żadnego odniesienia do rzeczywistości, w hi­per­re­al­nej przestrzeni. Fake news to także informacje, które być może mają siłę większą od faktów. Liczy się efekt krótkoterminowy. Skuteczność zastępuje prawdę.

🖇

Informacja jest addytywna, a nie narracyjna. Można ją policzyć, ale nie można jej opowiedzieć.

🖇

Infosfera ma janusowe oblicze. Pomaga nam mieć więcej wolności, ale jed­no­cześnie naraża nas na coraz większy nadzór i kontrolę.

🖇

Kapitalizm doskonali się w kapitalizacji „Lubię to!”.

🖇

Kapitalizm informacyjny jest zintensyfikowaną formą kapitalizmu. Inaczej niż kapitalizm przemysłowy, ten zamienia w towary nawet i to, co nie­ma­te­rial­ne. Samo życie staje się utowarowione. Wszelkie relacje międzyludzkie są skomercjalizowane. Media społecznościowe kompletnie wyzyskują ko­mu­ni­ka­cję. Platformy takie jak Airbnb komercjalizują gościn­ność. Kapi­ta­lizm informacyjny podbija każdy zakątek naszego życia, a mo­że i nasze du­sze. Ludzkie pragnienia zastępowane są ocenami czy po­lu­bie­nia­mi. Ilość przyjaciół jest najistotniejsza. Sama kultura przeistacza się w towar.

🖇

Informacja nie jest tak łatwa do zawłaszczenia jak rzeczy. Stwa­rza to wra­żenie, że należą one do wszystkich. Posiadanie wyznacza paradygmat opar­ty na rzeczach. Światem informacji nie rządzi własność, lecz dostęp.

🖇

Dzięki smartfonowi wycofujemy się w bańkę, która osłania nas przed dru­gim człowiekiem. W komunikacji cyfrowej często zanika również bez­po­śred­nie zwracanie się do drugiej osoby. Do innego nie zwracamy się indy­wi­du­al­nie. Wolimy pisać SMS-y niż dzwonić, bo pisząc, jesteśmy mniej zda­ni na łaskę drugiej osoby. W ten sposób znika inny jako głos.

🖇

Spojrzenie buduje podstawowe zaufanie. Brak spojrzenia prowadzi do zaburzonej relacji z samym sobą i z innymi.

🖇

Smartfon to główny infomat naszych czasów. Nie dość, że czyni wiele rze­czy zbędnymi, to jeszcze odrzeczawia świat, sprowadzając go do infor­ma­cji. […]  Zegarek analogowy również dostarcza nam informacji o czasie, ale nie jest to infomat, lecz rzecz, a może nawet rodzaj biżuterii. Rzeczowość sta­no­wi jego centralną, istotową część.
     […]  Dekoracja, ornament – to nadaje rzeczom charakter. Dzię­ki temu życie może dowieść, że jest czymś więcej niż funk­cjo­no­waniem.

🖇

Sztuczna inteligencja generuje nową, rozszerzoną rze­czy­wi­stość, której nie ma, hiperrealność, która nie ma już żadnego związku z rzeczywistością, z re­al­nym od­nie­sieniem.

🖇

Na głębszym poziomie myślenie jest procesem analogowym. Zanim ujmie ono świat w pojęcia, myślenie jest przez niego pochwycone, wręcz nim wzbudzone. Pobudzenie jest niezbędne dla ludzkiego myślenia. Pierwszy obraz myślowy (Denkbild) to gęsia skórka. Sztuczna inteligencja za­tem nie może myśleć, bo nie dostaje gęsiej skórki. Brakuje jej wymiaru afektywno-analogowego, pochwycenia przez emocje (Ergriffenheit), którego ani dane, ani informacje nie mogą zastąpić.
     […] 
     Analiza Big Data sugeruje zdobywanie wiedzy absolutnej. Rzeczy ujaw­nia­ją swoje tajemne korelacje. Wszystko staje się obliczalne, przewidywalne i możliwe do kontrolowania. Zapowiadana jest zupełnie nowa era wiedzy. W rzeczywistości mamy do czynienia z dość prymitywną formą wiedzy. Data-mining ukazuje korelacje. […]  korelacja jest najniższą formą wiedzy. Korelacja między A i B mówi: A często występuje wraz z B. Nie wia­do­mo jednak, dlaczego tak się dzieje. Po prostu tak jest. Korelacja wska­zu­je na prawdopodobieństwo, a nie na konieczność. Różni się ona od związ­ku przyczynowego, który ustala konieczność: A wywołuje B. Wzajemne od­dzia­ływanie stanowi jeszcze kolejny poziom wiedzy. Stwierdza: A i B wza­jemnie się warunkują. Ustanawia się konieczny związek między A i B.

🖇

Inteligencja oznacza wybór pomiędzy (inter-legere). Sztuczna in­te­ligencja dokonuje jedynie wyboru pomiędzy podanymi z góry op­cja­mi, ostatecznie pomiędzy jedynką a zerem. Nie wychodzi poza to, co uprzednio dane, nie chodzi po nieuczęszczanych ścieżkach.

🖇

Ludzie są bytami bliskości. Ale bliskość to nie brak odległości. Dystans jest w istocie w nią wpisany. Bliskość i dystans przynależą do siebie. […]  Komunikacja cyfrowa niszczy zarówno bliskość, jak i dystans, bo usuwa spo­mię­dzy wszystkiego odległości. Relacja z Innym zakłada dystans. Odległość zapewnia, że Ty nie zdegeneruje się w To.

🖇

W dzisiejszych czasach postrzegamy rzeczywistość przede wszystkim po­przez informacje. Warstwa informacyjna, która pokrywa rzeczy jak szczel­na membrana, osłania percepcję przed intensywnościami. Informacja re­pre­zen­tu­je rzeczywistość. Jej dominacja utrudnia doświadczenie obecności.

🖇

Rzeczywistość jako informacja
należy do porządku to like, a nie do to love.

🖇

Słuchanie jest dla Innego. Prawdziwy słuchacz bezwarunkowo wystawia się na Innego. […]  Meta-fizyczna kruchość wobec Innego jest konstytutywna dla etyki słuchania jako etyki odpowiedzialności.

🖇

Rytuały są opartymi na czasie technikami zamieszkiwania domu. Zmie­nia­ją bycie-w-świecie w bycie-w-domu. Są one w czasie tym, czym rzeczy są w przestrzeni. Stabilizują życie, strukturyzując czas. Są to architektury cza­su. W ten sposób czynią czas zdatnym do zamieszkania, a nawet do wy­peł­nie­nia emocjami – tak jak dom. Czasowi dziś brakuje solidnej kon­struk­cji. To nie jest dom, ale strumień. Nic nie daje mu punktu za­cze­pie­nia. Czas, który pędzi, nie nadaje się do zamieszkania.

🖇

Dawniej Japończycy żegnali się z rzeczami, które przez długi czas były w bez­pośrednim użyciu, takimi jak okulary czy pędzle do pi­sa­nia, orga­ni­zu­jąc specjalną ceremonię w świątyni. Dziś mało jest rzeczy, którym wy­pra­wi­li­byś­my równie godne pożegnanie. Rzeczy przychodzą na dzi­siej­szy świat już prawie martwe. Nie są one używane, lecz zużywane. Tylko długie użyt­ko­wa­nie nadaje rzeczom duszę. Z duszą są tylko rzeczy bliskie sercu.

🖇

Tam, gdzie wszystko staje się obliczalne, znika szczęście. Szczęście to wydarzenie, które wymyka się jakiemu­kol­wiek rachowaniu.

Byung-Chul Han, Nie(do)rzeczy, przeł. Marcin J. Leszczyński,
Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2023.
(wyróżnienie własne)

Posiadanie jest zinternalizowane i naładowane treścią psychiczną. Rzeczy będące w moim posiadaniu są po­jem­ni­kiem uczuć i wspomnień.

🖇

Nastrój nie jest stanem subiektywnym, który zabarwia świat obiektywny. To jest świat.

🖇

Kto czuje się dziś obserwowany lub zagadywany przez rze­czy? Kto spogląda rzeczom w twarz? Kto rozpoznaje w rzeczach żywą fizjonomię? Dla kogo rzeczy wydają się mieć duszę? Któż podejrzewa, że rzeczy mają własne ży­cie? Kto czuje się przez nie zagrożony lub ocza­ro­wa­ny? Kogo zachwyca ich ciepłe spojrzenie? Kto zachwyca się ich obcością?

🖇

Piękne, ręcznie wykonane rzeczy rozgrzewają serce. Ciepło rąk przenosi się na rzeczy.

🖇

Tam, gdzie ego słabnie, staje się podatne na ten ledwie słyszalny język rzeczy. Doświadczenie obecności wy­ma­ga odsłonięcia, zgody na zranienie. Bez rany, ostatecznie słyszę tylko własne echo. Rana jest otwarciem, nad­sta­wie­niem ucha na to, co inne.

🖇

Słowa jak skóra nie zamykają zna­cze­nia, ale są mocno naciągnięte wokół niego.

🖇

„Zakryte pole” jest miejscem fantazji. Ukazuje się dopiero po zamknięciu oczu.

🖇

Cisza niczego nie produkuje. Dlatego kapitalizm nie kocha ciszy. Kapitalizm informacyjny wy­twa­rza przy­mus komunikacji.
     Milczenie wyostrza uwagę na wyższy porządek, ale nie musi to być porządek dominacji i władania. Cisza mo­że być bardzo spokojna, wręcz przyjazna i głęboko sa­tys­fakcjonująca. […]  wymuszone mil­czenie nie jest mil­czeniem. Prawdziwe milczenie jest bez przymusu. Nie jest ono przygniatające, ale podnoszące na duchu. Nie okrada, ale daje.
     […]  Dopiero cisza, zamknięcie oczu, uru­cha­mia wyobraźnię.

(tamże)

poniedziałek, stycznia 20, 2025

5687. Z oazy (CCCXIV)

Wielonie­dzielne odliczanie literek, raz. Poślizgnięte na tygodniach niemocy, dniach nauki i wisieńce na torcie: inten­syw­nym, wspaniałym weekendzie.

Miesiąc temu bez jednego dnia, na lotnisku, nie mogłam tak po prostu przejść obok księgarni. Obiecałam, że tylko na chwilkę, że jedynie sztachnę się książkowym za­pa­chem, na­pa­sę oczy ilustracjami na okładkach, podotykam, poprzewracam kartki. Myślę, że Sadow­nik nie wie­rzył w ani jedno moje słowo, bo niespecjalnie był zdzi­wio­ny, gdy przy jed­nej z ksią­żek utknęłam na podejrzanie długo. Gdy zobaczył kre­ską kreślonego na okładce psa, nie miał żadnych dodatkowych pytań, miał kilka­na­ście euro, które bez słowa, z uśmiechem wyjął dla mnie z kieszeni.

Tak, oszczędna szata graficzna przyciągnęła mnie do tej książki. Pies podbił stawkę, ale to poniższy fragment rozbił bank.

Ogni storia […]  comincia molto pri­ma di quando noi la raccontiamo. La prima pagina di ogni libro è pre­ce­du­ta da milioni di altre pagine. E l'ultima pagina di ogni libro precede milioni di pagine che devono essere ancora scritte. I nostri gesti, i nostri pensieri, le nos­tre parole, sono solo il breve trat­to di un percorso lun­ghissimo, che sprofonda nel tempo passato e sva­ni­sce nel tempo futuro. Non ne vediamo l'inizio, non ne immaginiamo la fine.
[Każda historia […] zaczyna się dużo wcześniej, niż wtedy gdy ją opowiadamy. Pierwsza strona każdej książki poprzedzona jest milionami innych stron. A ostat­nia strona każdej książki poprzedza miliony stron, które muszą być jesz­cze na­pi­sa­ne. Nasze gesty, nasze myśli, nasze słowa są tylko krótkim wycinkiem naj­dłuż­szej drogi, która tonie w przeszłości i znika w przyszłości. Nie widzimy jej po­cząt­ku, nie wyobrażamy sobie jej końca.]

Michelle Serra, Osso. Anche i cani sognano, ilustr. Alessandro Sanna,
Giangiacomo Feltrinelli Editore, Milano 2024.

Po powrocie do ula zachciało mi się sprawdzić, czy Autora tłumaczono jakkolwiek na język polski. Tak, przetłumaczono jeden dro­biazg książkowy, wydano zaś wy­łącz­nie w papierze. Najzabawniejsze i w jakiś spo­sób okrut­nie smut­ne było to, że prze­cie­ra­łam oczy ze zdziwienia, widząc cenę Leżą­cych, 7,99. Zgroza!

Tymczasem jedno zdanie, ciągnące się przez półtorej strony, warte jest zde­cy­do­wa­nie więcej niż nominalna cena książki, nie wspominajac o Duchu tej opowiastki i bez­cennej puencie, której mój wewnętrzny maruder (w temacie pokolenia zet) nie ocze­ki­wał, a dał się mile zaskoczyć.

Przy wspomnianym zdaniu uruchomiła się zakurzona pani inżynier: naprawdę chce ci się je przepisywać? Inżynierskie lenistwo (tj. jak zrobić, by prawie nic nie robić, a mieć zrobione) ruszyło w tan: klik, klik, cyk, cyk i wsparta technologią po­pra­wia­łam tylko literówki, ponieważ OCR w przypadku znaków diakrytycznych wciąż po­zo­sta­wia wiele do życzenia. Tak, jest tu to zdanie, razem z następującym po nim akapitem. Wciąż mnie bawi.

Gdzie, do cholery, jesteś?
     Telefonowałem do ciebie przynajmniej cztery razy, ale nigdy nie ode­bra­łeś. Twoja komórka dzwoni w próżnię jak telefon mężów zdradzających żo­ny lub urażonych kochanek. Niekończący się ciąg dzwonków sugeruje al­bo twoją jawną niechęć, albo twoje niewinne roztargnienie: i nie wiem, które z tych dwóch „nie odbiorę" jest bardziej obraźliwe.
     Już nawet nie chcę wspominać o mojej tęsknocie, gdy cię nie widzę, czyli prawie zawsze. Nauczyłem się traktować ją jako jedną z moich wad, a nie jako twoja winę.

🖇

Ile razy, zamiast posyłać cię do diabła, powinienem cię przytulić? Ile razy cię przytuliłem, a powinienem był posłać cię do diabła?

🖇

[…]  twoje mistrzostwo we wspieraniu entropii świata polega właśnie na tym minimalizmie, prawie niezauważalnej różnicy między „zrobionym" a „niezrobionym". Nawet gdyby niewiele wystarczyło, żeby zamknąć koło, ty pozostawisz je otwartym. Jesteś perfekcjonistą w bałaganiarstwie.

🖇

Wspominam, jak łatwo było cię kochać, gdy byłeś mały. I jak trudno jest to robić teraz, gdy nasze postury upodobniły się do siebie, twój głos przy­po­mi­na mój, a więc ma te same tony i natężenie. […] 
     Naturalna miłość, którą obdarza się dzieci, nie jest zasługą. Nie wymaga zdolności nieinstynktownych. […]  Dopiero po latach, gdy twoje dziecko […]  zmienia się w twojego sobowtóra, w mężczyznę, w kobietę, krótko mówiąc, w kogoś takiego jak ty, wówczas kochanie go wymaga cnót, które kosztują. Cierpliwości, męstwa, wiarygodności, bezkompromisowości, wspa­nia­ło­myśl­no­ści, wzorowości… Wiele, bardzo wiele cnot dla kogoś, kto rów­no­cześ­nie stara się żyć swoim życiem.

🖇

Z części mojego mózgu, gdzie rezydują, jak w miniaturowym parlamencie, reakcjoniści mojej wrażliwości i doświadczenia, dochodzi wołanie, że każdy upadek porządku jest nieuniknionym upadkiem piękna. I zanim nowe pięk­no zaprowadzi nowy porządek i tchnie oddech w życie ludzi, może upłynąć wiele lat, może przeminąć niejedno pokolenie.

🖇

Na wywiadówce matka, która siedzi przede mną jest kobietą wysoką i bla­dą, mówiącą dużo i dość głośno. Peroruje od dobrych dwu­dzie­stu mi­nut, żaląc się, że jej syn nie potrafi skoncentrować się na nauce i nie chodzi o to, że robi to specjalnie, żeby się nie koncentrować, bo przecież powiedział jej: mamo, nie potrafię się skoncentrować, co oznacza, iż doskonale rozpoznał problem, że nie potrafi się skoncentrować i matka zrozumiała, iż naprawdę nie potrafi nie ze złej woli, bo gdyby to było ze złej woli, nie obchodziłoby go to, ze nie umie się skoncentrować, co więcej, nawet by o tym nie wspomniał, a tymczasem skarży się nieustannie z tego powodu, że nie potrafi się skon­cen­tro­wać, bo dla niego nieumiejętność skoncentrowania się jest praw­dzi­wą zgryzotą, tym samym również doskonale zdaje sobie sprawę, że gdyby poświęcił na koncentrowanie się nad podręcznikami cały czas, jaki na­da­rem­no poświęca na koncentrowanie się albo na tłumaczenie matce, że wła­śnie nie potrafi się skoncentrować, problem byłby rozwiązany, z drugiej strony, ona, matka, nie wie, jak mu pomóc, gdy bowiem jest w pracy, to oczywiście nie ma jej w domu, a gdy jest w domu, ma tyle zajęć domowych, że nie starcza jej czasu, aby pomóc synowi skoncentrować się na nauce, a na­wet gdyby go miała, nie wiedziałaby, od czego zacząć, może są jakieś techniki pomagające się skoncentrować, ale zapomniała spytać o to pro­fe­so­ra, który go odwiedził z powodu dysleksji, syn nie jest dyslektykiem, ale czasem w testach dysleksja ujawnia się i byłoby wskazane ponawiać wizyty co roku, ponieważ niewiarygodne jest, jakie postępy robi diagnostyka, dzi­siaj odkrywa się rodzaje dysleksji, których wczoraj sobie nawet nie wy­o­bra­ża­no, to po części jak z nietolerancją pokarmową, o której wiele osób nawet nie wie, że na nią cierpi, a nawet jej nie podejrzewają, na przykład syn jej przyjaciółki po latach został zdiagnozowany jako dyslektyk, gdy wcze­śniej nikt nie wierzył, że jest on dyslektykiem, z wyjątkiem jego matki, ale wiadomo, matki wiedzą lepiej, a lekarka, bardzo dobra lekarka, zorien­to­wa­ła się w tym, ponieważ chłopiec podkreślał tekst w książkach czarnym pisakiem, rysując tak krzywe linie, że wiele słów wyglądało jak prze­kre­ślo­ne, poza tym miał trudności z ich odczytaniem, potem musi tez uczyć się z pod­ręcz­nika na wpół pokreślonego, poza tym pomazanego jego własną rę­ką, a więc nawet bez możliwości zrzucenia winy na kogoś innego, można zatem wyobrazić sobie skalę problemu, a nawet dwóch łączących się ze sobą problemów, wydaje się, że istnieje związek między niezdolnością do kreślenia prostych linii a dysleksją, choć nie z wszystkimi dysleksjami, tylko niektórymi, pewnie, że kiedyś w szkole robili masę problemów z powodu brzyd­kiej kaligrafii, kleksów, zeszytów w nieładzie, a nawet nie miano po­ję­cia o wszystkich łączących się z tym aspektach psychologicznych oraz ile za­bu­rzeń uczenia się jest na świecie, ile daremnych i głupich kar można by unik­nąć, z pewnością te dzieci wymagałyby większej troski, ale kto ma na to czas, zresztą, gdy my chodziliśmy do szkoły, kto się o nas troszczył?…
     I gdy wypowiadała krótką frazę: „kto się o nas troszczył?", łudzę się, że dostrzegam w monotonnym potoku jej głosu jakby drgnięcie, zatrzymanie spowodowane przez wątpliwości. Rzeczywiście, droga pani, nikt się o nas nie troszczył, ale też nikt z nas z tego powodu się nie powiesił. Jedni lepiej, inni gorzej, również nieświadomi dyslektycy, także mający nie­zdia­gno­zo­wa­ne zaburzenia uczenia się, tudzież nietolerujący ogórków lub żytniego chle­ba, dociągnęliśmy jakoś do matury albo dyplomu. Dlatego przez chwilę mam nadzieję, ze matka, zdając sobie sprawę z faktu, że nikt się o nas nie martwił — na nasze szczęście — zostanie muśnięta, przynajmniej mu­śnię­ta, przez podejrzenie, że jedynym prawdziwym problemem syna jest noszenie w sobie wielkiego lenia, który mu towarzyszy, dusi go, usprawiedliwia, tłam­si, daje alibi, rozgrzesza. Gdy słyszę głos matki, o wysokim natężeniu i płaskim tonie, bez cienia asertywności, któremu towarzyszy bezładna gmatwanina rozważań niemająca żadnych uzasadnień naukowych lub logicznych, ale wszystkie są zakotwiczone wy­łącz­nie w jej obsesji ochrony, widzę znudzoną nauczycielkę, która potakuje twarzą, ale głowa — aby nie zwariować — jest z pewnością gdzie indziej.

🖇

Nie byłem ani bardziej posłuszny, ani bardziej wrażliwy, ani mądrzejszy od ciebie. Ale należałem do epoki — ostatniej? — w której konflikt między Mło­dy­mi a Starymi toczył się na tym samym polu bitwy. Teraz jednak mam prze­czu­cie zmiany tak radykalnej, że pewnego dnia z trudnoscią uznamy, ty i ja, to samo za przyjemne. Nie wiem, co dałbym, żeby móc usiąść z tobą w jakiejkolwiek chwili naszego życia przed tym samym pejzażem, po­dzie­la­jąc w ciszy jego piękno i harmonię.

🖇

Gdy około drugiej zeszliście, znaleźliście nas przy stole na werandzie, ra­czą­cych się winem, jedzących salami i to co pozostało z wczorajszego wieczoru. Pozdrowił was chór drwiący, ale mimo wszystko serdeczny. Dopiero gdy Pedro spytał, czy może zjeść śniadanie, miły ton bezpowrotnie ustąpił miej­sca oficjalnej deklaracji Carli. Pani domu odpowiedziała: „Pedro, mogę cię zapewnić w imieniu wszystkich, że w tym domu, o tej porze, nie jada się śnia­dań, lecz kończy obiad". Ja, będąc słabym ogniwem, już miałem zrobić wam kawę. Carla jednak zgromiła mnie wzrokiem.
     — Jeżeli chcecie cos zjeść, to tutaj jeszcze co nieco zostało. Kawa będzie później. Pije się ją po obiedzie.

🖇

Młodość może być wieczna — pomyślałem — pod warunkiem, że zaakceptuje się, iż dla nas przeminęła.

🖇

     — Pan mnie nie zna — powiedział — ale ja znam pana. Jestem tatuażystą pańskiego syna.
     — Dzień dobry — odparłem. Na szczęście wymyślono pozdrowienie, któ­re w swo­jej spo­koj­nej ogólności pozwala zyskać czas, otrząsnąć się z za­sko­cze­nia, zorganizować ewentualną obronę. Konwenanse społeczne — po­przez wieki i pokolenia — mniej więcej ustaliły, jak się zachowujemy wobec ginekologa żony, pedicurzystki matki, fryzjerki siostry, ale nie wobec ta­tu­a­żysty syna.

🖇

Patrzy sie na nich z perspektywy
wieku, osobistej formacji, uprzedzeń.

🖇

Jakie prawdopodobieństwo powodzenia ma przemiana ludzi w Całko­wi­tych Głup­ków (a zatem idealnych konsumentów i uniżonych poddanych) po­przez masowy narcyzm? Czy samouwielbienie ludzkości ma punkty prze­silenia? Czy jest to proces odwracalny?

Michele Serra, Leżący, przeł. Grzegorz Niedźwiedź,
Wydawnictwo Esteri, Wrocław 2016.
(wyróżnienie własne)

Może wyjątkowość tego dnia zasługiwała, żebyśmy unikali, zarówno ty, jak i ja, niepotrzebnych spięć. Jakbyśmy byli albo próbowaliśmy być, chociaż raz, właśnie dzisiaj, ja nieco mniej mną, a ty nieco mniej tobą.

🖇

Ruch jest uzdrawiający. Jest to doświadczenie duchowe. Uwierz mi.

🖇

Troska o świat jest nawykiem, który się dziedziczy.

(tamże)

­

niedziela, stycznia 19, 2025

5686. 19/365

odważyłam się, przewróciłam zaśniedziały klocek we­wnętrz­ne­go domino i obdarowano mnie dziś uwagą, uśmiechem, wzru­sze­niem. pu­ści­ło mi coś w środku. istnieję bar­dziej i moc­niej niż zwykle.

19/365

Nie wołam imienia Twojego
Szukam prawdziwego istnienia swego

Sylvia ❧

sobota, stycznia 18, 2025

5685. 18/365

gdyby mnie ktoś wczoraj zapytał, nie wa­ha­ła­bym się ani chwili, by udzielić jedno­znacz­nej odpowiedzi: nie znoszę organów Ham­monda.

i przyszedł do mnie ten utwór całkiem przez przypadek, na prze­kór, bez zobowiązań i jak­by całkiem od niechcenia. i, pro­szę bar­dzo, w każdej wolnej chwili delektuję się wciąż od nowa tą roz­mową instrumentów, tak pięknie w nią zaangażowanych, pod­słu­chu­ję ga­du­ły zachwycone swoim współ­brzmieniem!

18/365

Milt Buckner (1915–1977), The Beast.

piątek, stycznia 17, 2025

5684. 17/365

filmy mojego życia, ich ścież­ki dźwiękowe znam na wyrywki. dziś dowiedziałam się o śmierci reżysera jednego z nich, więc ło­mo­li­łam. kompozytor muzyki do tego filmu, doczytałam, pięć dni przed Tobą, Biały Kruku, opuścił bardo — szklą mi się tak bardzo oczy, gdy słucham rose’s theme, gada do mnie o bez­brzeż­nej tęsknocie.

17/365

Angelo Badalamenti (1937–2022), Laurens Walking,
[z filmu:] Prosta historia, 1999.

Angelo Badalamenti, Rose's Theme, [z:] Prosta historia, 1999.

czwartek, stycznia 16, 2025

5683. 16/365   // Łódeczka dla Białego Kruka

łańcuch skutków płynnie stających się przy­czy­na­mi: po­łamana w maju ręka na wiele ty­godni zatrzymała mnie w łóż­ku; uwię­zio­na w pozycji horyzontalnej oglądałam z fa­nem siatkówki mecz za meczem; oglą­da­nie siatkówki wyhodowało we mnie ki­bic­kę; ki­bicka w ze­szłym tygodniu tę konkretną aran­ża­cję naj­słynniejszej na świecie arii wy­dłu­bała z kanału sportowego, na którym śledzić można wszystkie siat­kar­skie po­tyczki.

nieprzypadkowo dobrane instrumenty tak pięknie i nie­śpiesz­nie za­bie­rają głos, by o głę­bi barwy dźwięków wspo­mnieć, wspa­nia­łe stac­ca­to, wy­śmie­ni­cie brzmiące pauzy. podobałoby Ci się, Biały Kruku?

16/365

Georges Bizet, Habanera [z:] Carmen,
Abaco Tango Club.


Autor(ka) nie do ustalenia.

środa, stycznia 15, 2025

5682. 15/365

tygodniowy sucharek: by­łam, widziałam, jak mogłaś*?

po pierwsze, re­ko­men­du­ję czytanie ze zro­zu­mie­niem. po dru­gie, wchodzisz tu na wła­sną odpowiedzialność — nie umiesz wziąć odpowiedzialności za własne reakcje, nie właź**, na­ka­zu­ję, nie proszę.

15/365

_________
   *  skoro tak zrobiłam, to znaczy, że mo­głam (cytując wspa­nia­łą anegdotę).
  **  dot. każdej osoby, uprzedzam jeszcze raz: to pornoblog i śle­pa kiszka Internetu.

5681. —





stay strong, stay positive, and keep moving.
Dom Thorpe

[…]  w twoim wnętrzu nie bra­ku­je paliwa i nie trzeba go oszczędzać.
Maxwell Maltz

🍆

niedziela, stycznia 12, 2025

5680. Zamieniając ziarnka piasku w perły (XIII)

w jaki sposób historia z przeszłości
dzieje się teraz?
*
łatwiej się wkurzyć czy obrazić, niż
powiedzieć czego się potrzebuje.
KD • Teachers
jaka jest istota zarzutu?
*
w zarzucie jest ziarno prawdy,
ale jest w nim też projekcja.

★ ★

środa, stycznia 08, 2025

5679. 8/365

po wszystkim wykrztusiłam* z siebie brak szacunku, or­ga­nicz­ną niechęć i wszystkie uspra­wie­dli­wie­nia, jakimi karmiono mnie przez dzie­się­cio­le­cia, wyplułam zatykające zrozumco ty tam wiesz.

od wczoraj biorę głęboki oddech, bo już mo­gę, i, nim ruszę z od­sie­czą, zadaję sobie pod­stawowe pytanie dia­gno­stycz­ne: czy to na pewno moja spra­wa? bo jeśli nie, czyli nie moja wo­kan­da, nie mo­je de­mo­ny, nie mój cyrk, nie moje za­wra­ca­nie rze­ki kijem, państwo wy­ba­czą, nie mam na to czasu.

8/365

__________
  *  co to było? psychologiczne aspekty krztuśca czy co? bo, że fizycznie mnie sponiewierał, to fakt.

poniedziałek, stycznia 06, 2025

5678. I po…

Nie wszystkie te rękodzieła zostały już pożarte, ale wszystkie zrobiły wra­że­nie na naszych ob­da­ro­wa­nych sercach. Befana raniutko, nim zadecydowała o końcu świą­tecz­ne­go czasu, wymogła, by cyk.