wpis przeniesiony 28.02.2019.
(oryginał)
Wczoraj wracałam do domu dwie i pół godziny, dzisiaj jechałam do pracy półtorej zamiast standardowych 35 minut. Nie są to wcale rekordy, raczej średnia miejska śnieżna. Plusem jest to, że jak już wsiądę i ulegnę metamorfozie z sardynki w pasażera, mogę wyjąć książkę i bez poczucia grzechu, --- że powinnam robić co innego --- mogę spokojnie oddać się lekturze.
Nie wiem, co się stało, żadna to rocznica urodzin, śmierci, ale… wróciła Elisabeth Kübler-Ross z impetem dwóch pozycji książkowych (o jednej już wspominałam). Nie chodzi o skąpe wydanie książki z 1969 roku, ale o wydanie jednej z jej ostatnich książek… wspomnień. Znów nie mogę się oderwać. Sama historia --- jak to się stało, że owa pani stała się taką a nie inną osobą --- jest nie tylko fascynująca, ale i uniemożliwia wierzenie w przypadek. :)
Znów muszę, bo inaczej się uduszę:
(…) Byłam znów zdana tylko na siebie i na tym polegał kłopot. Niczego jednak nie żałowałam. Przypomniałam sobie wiersz, jaki moja babka wyhaftowała na makatce wiszącej nad łóżkiem w pokoju gościnnym, w którym wiele razy spałam jako dziecko. W tłumaczeniu brzmiał on mniej więcej tak:
Zawsze, gdy myślisz
że już nie dajesz rady
i nic ci się nie udaje
pojawia się światełko.
To światełko
odnawia twoje siły
i dodaje ci energii,
byś zrobił jeszcze jeden krok.
Elisabeth Kübler-Ross, Koło życia,
Laurum, Warszawa 2010.
Tylko za jedną rzecz utłukłabym tłumacza. Jak można tytuł “THE WHEEL OF LIFE, A Memoir of Living and Dying” przetłumaczyć na: „Koło życia, Rozważania o życiu i umieraniu”.
Na szczęście w tej książce, jak i w pozostałych tej autorki, światełek jest multum i nie jest w stanie tego zepsuć nawet bezmyślny odrobinkę tłumacz.
Nie pozostaje nic innego jak wciąż nucić stadną mantrę: więcej śniegu, więcej! Będzie się wówczas więcej czytało.