wpis przeniesiony 28.02.2019.
(oryginał)
Prawie pięć lat mieszkamy w Przytulisku. Dopóki nie zamieszkała w nim Kudłata, znaliśmy raptem kilku sąsiadów --- przemykaliśmy alejkami i pies z kulawą nogą nas nie rozpoznawał. Skończyło się. Wracając dziś z zajęć uświadomiłam sobie, że od tramwaju do domu kilkanaście razy powiedziałam dzień dobry. Spotkałam właścicieli psów, dwóch gospodarzy domu, którzy Heniutę uwielbiają, kilka dzieciaków, które mnie pytały, czy wyjdę z Sierściuchem zaraz na dwór. Cóż, stałam się dodatkiem. Na szczęście, dodatkiem do cudnego Psa.
Świąteczny wyjazd Sadownika na plener fotograficzny uchylił rąbka tajemnicy jeszcze jednego przedsięwzięcia budującego więzi wewnątrz osiedlowej społeczności. Od piątku wiem, że o 21.00 pod górką jest spotkanie zaprzyjaźnionych psów. O tej porze ludzie bez psów szybkim krokiem wracają do domu. Ludzie z psami podążają w odwrotnym kierunku, w miejsca, gdzie kundle mogą się wybiegać. Kudłata ma zegarek w swojej duszy, i choć przesunięcie czasu wprowadziło pewien zamęt, dokładnie o 20.50 Młoda zaczyna się ożywiać, kręcić i meldować, że czas na spotkanie z psimi przyjaciółmi, póki co, Perką i Korą. Przez mgłę, przypominam sobie, że Sadownik mi mówił, że takie psie imprezki towarzyskie mają miejsce wieczorem każdego dnia, ale zrozumiałam o co chodzi, dopiero wtedy, gdy kilka wieczorów z rzędu Kudłata z radością ciągnęła mnie (w zastępstwie Sadownika) w umówione miejsce. Rozczulało mnie, gdy pani Perki pytała: widzimy się jutro? Tak. Widzimy się dziś, jutro, pojutrze... :) Psy nie są dla ludzi nie lubiących spotykać innych ludzi. Takim pozostają tylko rybki i... żółwie. Pies jest personą publiczną --- przynajmniej Heńka tak ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz