poniedziałek, listopada 08, 2010

121. Spełnienie marzenia

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 

W zeszły czwartek Kudłata skończyła pół roku. Dokładnie tego dnia udało się w końcu Sadownikowi upolować miskę dla dorosłego psa, więc w pewnym sensie miała prezent. W sobotę, przy okazji, przyszedł czas na spełnienie największego marzenia Kudłatej, by mogła z bliska poznać jakieś małe dziecko.

Całym Stadem rano ruszyliśmy do Zkemi, mojej najcudowniejszej przyjaciółki, wspaniałej i najlepszej Mamy dwojga brzdąców. Starsza, prawie pięcioletnia dziewczynka była już niestety po pierwszych w tym życiu nieprzyjemnych przejściach z psem i w związku z tym próbowaliśmy odkryć przed nią pojęcie psa na nowo. W pewnym sensie nam się to udało, Mała pod koniec naszej wizyty mówiła do Heńki słodkim głosikiem i nawet parę razy ją pogłaskała, ale tylko w sprzyjających okolicznościach, czyli gdy Henia nie próbowała patrzeć jej w oczy.

Mały, niespełna dwuletni chłopiec, swoim zachwytem do psów wprawił nas wszystkich w osłupienie. Nigdy w życiu nie widziałam cieszącego się w ten sposób dziecka, które próbuje nawiązać kontakt ze zwierzęciem. Przez pierwsze dwie godziny kontrolowaliśmy, by przypadkiem Kudłata nie zrobiła krzywdy Małemu, ponieważ 28 kg psiej czułości i niespotykanej potrzeby kontaktu fizycznego, może małemu dziecku sprawić fizyczny uraz. Małemu jednak udawało się wywijać z opresji w pięknym, pełnym wdzięku stylu. Kudłata była w siódmym niebie. Miała dziecko na odległość zaledwie kilku centymetrów, mogła za nim chodzić do woli, i nieraz udało jej się skraść całuska od Małego rezolutnego człowieka, którego twarz co jakiś czas była dokładnie wylizana. Po kilku godzinach nie musieliśmy się już martwić o dzieci, a zaczynaliśmy myśleć o Heńce. Z przyjemnością odnotowaliśmy fakt, że są ludzie, i to całkiem malutcy jeszcze, którzy Kudłatą potrafią zmęczyć, co nam dorosłym jeszcze się nie udało. Zabrakło nam chwilami empatii, ponieważ chwile, w których Henia próbowała ukryć się przed dziećmi, były dla nas wyjątkowo zabawne --- po raz pierwszy widzieliśmy jak Kudłata stara się uniknąć spotkania z człowiekiem, niespotykane, wręcz księżycowe.

Zanim wróciliśmy do domu, nie ruszając się z mieszkania Zkemi, Kudłata udała się w smakową podróż na inną, nieznaną dotąd planetę, ponieważ… pierwszy raz w życiu jadła upuszczony przez dziecko (specjalnie dla niej) makaron, paluszki upuszczone przez Małą wcale nie przez przypadek, kawałki drożdżowych bułeczek… ze smakiem oblizała również paluszki Małego, „wykremowane” serkiem waniliowym.

Kudłata wróciła do domu wykończona. Złapała lekki oddech i na widok psów na wieczornym spacerze sprawiała wrażenie, że jest wyjątkowo szczęśliwa, że to czworonogi a nie ludzkie dzieci.

W niedzielę śmialiśmy się, pytając niby Kudłatą: to co, zostajesz sama w domu czy do dzieci? Chętnie odpoczęła od gatunku ludzkiego, gdy my poszliśmy na kawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz