wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Chrześcijański, współczesny psychoanalityk — jaki piękny oksymoron, pomyślałam radośnie kilka miesięcy temu. Książeczka cieniutka. Ciekawość spora. Usprawiedliwienie w postaci egzaminów stało jak wół i głosowało „za”. Nabyłam. Jesienią, gdy ją czytałam, pomyślałam z nostalgią... szkoda, że nie trafiłam na tę książkę, gdy miałam dwadzieścia parę lat.
Zamiast nadal czuć się wstrząśniętym, trzeba zacząć przyglądać się pozytywnym stronom nowej sytuacji. Można pomyśleć o tym, czego się nauczyliśmy, o nabytym większym stopniu dojrzałości. Jednak to, co ja najusilniej radzę i co osobiście praktykuję, to odebranie tego wszystkiego, co dało się ukochanej osobie, pracy, określonej sytuacji. Trzeba pomyśleć o uczuciu, miłości, troskach, oczekiwaniach, nadziejach, jakimi otaczało się ukochaną osobę i przywłaszczyć je sobie. Przywrócić je gdzieś w głąb nas samych z dumą, że potrafiliśmy kochać. Ostrzegam, że jest to ważny punkt, ponieważ kiedy miałem mniej doświadczenia, zakończywszy jakąś przyjaźń, zawsze myślałem o tym, co dałem, i o tym, co utraciłem, że to już nigdy nie wróci. Odczuwałem pustkę, jak gdyby okradziono mnie z mojej miłości, umiejętności, z moich czułych zachowań. Myliłem się. To nie ta osoba mi je zabrała, ale to ja wszystko jej oddałem, pozostając w ten sposób pusty i zniszczony. Uwiedziony i porzucony. Odkąd po zakończeniu jakiejś historii odbieram to wszystko, co psychicznie dałem, czuję się jeszcze bardziej bogaty, jeszcze bardziej dojrzały niż wtedy, gdy zaczynałem.
V. Albisetti, Tęsknota serca,
Wydawnictwo JEDNOŚĆ, Kielce 2010.
(wyróżnienie własne)
***
On i ja. Ja i On. Jego obecność uciszała moje lęki. Lęki, które dopiero po kilku latach od rozstania byłam w stanie nazwać i oswoić.
Mama Onego pisała do niego: Zastanów się, czy cię na lepszą nie stać.
W innym liście dodała: Jest brzydka, rodzinka zwariowana.
Gdy było już wiadomo, że się rozstaniemy, ukradłam mu te listy. Nie byłam najlepsza. Nie byłam ani ładna, ani piękna. Nie przeszkadzało mi to jednak karmić swej dumy błędami ortograficznymi, składniowymi i stylistycznymi rozsianymi po tych dwóch listach Mamy Onego.
Przyszedł Sadownik. Zobaczył we mnie coś, czego nikt nie widział. Uparł się. Został. Poczekał. Zapomniałam o listach, co mą dumę leczyły. Nowe życie i nowe marzenia zaczęłam śnić.
***
Pod koniec czerwca odbył się ostatni warsztat z cyklu „Polityka relacji”. Było o rozstaniach i o tym, że często albo tylko czasem po miłościach, gdzieś w ciemnościach piwnic, w magicznej skrzyneczce jest... zdjęcie, pukiel włosów, muszelka. Potrzeba sporej siły, by umieć się z tym rozstać. Definitywnie skończyć to, co w świecie rzeczywistym jest już tylko wspomnieniem.
I masz! Przypomniało mi się, że w pewnym albumie ze zdjęciami, pod jedno z ostatnich wetknięte są Onego zdjęcia. Gdy w końcu złapałam chwilę wolnego, wyjęłam z zamiarem spalenia. Nie dałam rady, bo wśród zdjęć było jedno, zrobione w czasie, gdy Onego nie znałam. Słodki, niewinny, niepewny, miał może osiemnaście lat, wszystko było przed nim. Napisałam do Onego. Chciał je z powrotem. Dziś, razem z ukradzionymi listami, je oddałam.
On beze mnie. Ja bez niego. Plus dwie kawy. Dwa cudowne życia. W czasie, gdy Mama Onego pisała niezgrabne zdania, żadne z Nas Dwojga nie wiedziało, nie przeczuwało nawet, że tak piękne czasy są przed nami. Dziękować! Dziękować! Z dumą, że potrafimy kochać!