wpis przeniesiony 2.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
„Nie rób swojemu ciału niczego byle jak”
Zanotowałam w środku nocy.
Kto mi zesłał ten sen?
Po co obdarował mnie tym zdaniem
co kategoryczne, poplątane, ale i uwodzące ciut?
***
No więc, byle jak, czyli jak? Na łapu capu śniadanie jeść. Prysznic szybko brać planując gorączkowo cały dzień. Kręgosłupowe ćwiczenia ciach, mach, zrobione, odhaczyć. Szybko tu, prędko tam, biegusiem przez dzień aż po zmierzch. Wytchnienie tylko przy Kudłatej łapać, bo Ta czuła na nastroje, zniecierpliwienie i pośpiech --- ściemy, że wszystko super nie łyknie. No i grzech największy, zaniedbania: z byle kim o byle czym prawić.
Wstałam dziś z postanowieniem poprawy, w końcu Bogu Radości Wszelkich, co taki sen zsyła nie można odmówić. Śniadanie powolutku zjadłam. Z planu dnia wykreśliłam 70 % absolutnych „musisz-mieć-zrobione”. Z sennym wsparciem uczę się nie robić swemu ciału byle jak, więc omijam również myśli w sople lodu zamienione, że nie dam rady, nie zdążę, nie starczy. W słońcu na kanapie wygrzewałam się późnym przedpołudniem, bo przecież jakoś będzie, dam radę, postaram się zdążyć, starczy czasu.
Dam z siebie wszystko, ale zgodnie z senną wskazówką, nie będę wypruwać sobie flaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz