poniedziałek, sierpnia 12, 2013

820. Zachwyt (I)... człowieczeństwo (I)

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Mam półkę, na której trzymałam książki „kudłate”. Skończyłam w ten weekend książkę, której na tej półce nie postawię, bo nie jest moja.

Zgadałyśmy się jakiś czas temu z Altówką na temat szympansów, od słowa do słowa i tego samego dnia wieczorem miałam już w ręku pożyczoną, altówkową książkę. Zachwyciłam się nią od pierwszych stron. Ryczałam jak bóbr, pociągałam nosem, wzdychałam co chwilę, śmiałam się do łez.

W środku czytania zapytałam Altówkę, jak na tę książkę wpadła. Odpowiedziała, w punkcie taniej książki... To dla mnie bardzo smutne, że tak głęboko ludzkie książki kończą w punktach taniej książki.

Sprawdziłam. Na dzień dzisiejszy nie da jej się kupić. Nie znalazłam jej w żadnej księgarni, co nie dziwi, była wydana bardzo dawno. Nie znalazłam w żadnym antykwariacie, w żadnym punkcie taniej książki. Ostatnia ostoja umożliwiająca zdobycie niezdobywalnego, czyli allegro, też nie mogło mi pomóc. Nie ma i już.

Przeczytałam. Miałam to szczęście, że mogłam. Przepisałam zachwycające mnie, często również zadziwiające, fragmenty i mam zamiar wiele z nich tu zostawić, by zachować od zapomnienia piękne człowieczeństwo... by podarować je tym, którzy tak jak ja, nie wiedzieli o istnieniu tej książki, bo budżet na reklamę pewnie miała żaden, a szczęścia mieli ciut mniej i nie mieli okazji poczytać całości.

[...] małpy człekokształtne i ludzie są o wiele bardziej ze sobą spokrewnione niż na przykład słonie afrykańskie ze słoniami indyjskimi.

*

Ciągle pytano mnie: „Dlaczego nie zostawisz szympansów i nie poświęcisz się całkowicie pracy z autystycznymi dziećmi?”
     — Dlatego, że te dzieci mają rodziny — odpowiadałem. — Te szympansy natomiast nie mają rodzin. Mają tylko mnie.

*

[…] pięć szympansów rozmawiających w języku migowym o kolorach farb, ubraniach i zdjęciach w czasopismach.

*

Prawie codziennie Debbi i ja powtarzaliśmy jak modlitwę tę oto mowę albo przynajmniej niektóre jej ustępy:

To laboratorium jest domem Washoe. Jesteście tu gośćmi. Zachowujcie się tak, jak chcielibyście, by zachowywali się wasi goście. Nie macie prawa karać jej dzieci, grozić żadnemu członkowi jej rodziny ani nawet dotykać ich, jeśli sami o to nie poproszą. W tym zakładzie na pierwszym miejscu stawiamy dobro szympansów, na drugim badania naukowe, a na ostatnim wasze potrzeby. Każde z was może stąd wyjść, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota, natomiast nikt z rodziny Washoe nigdy nie opuści tego miejsca. Są więźniami w swoim własnym domu. Wasze zadanie jest proste — macie starać się o to, by ich życie było tak przyjemne, towarzyskie i ciekawe, jak tylko będzie możliwe.

Zresztą ochotnicy do pracy w laboratorium i tak szybko odkrywali, zwykle już pierwszego dnia, że nie mają nad szympansami żadnej kontroli. […]

Wytrwali tylko ci ochotnicy, którzy pogodzili się z myślą, że są gośćmi u włochatych ludzi o bardzo złożonych osobowościach, przypadkiem będących szympansami. Pozbyli się oni swoich wcześniejszych wyobrażeń o szympansach i nawiązali nacechowane wzajemnym szacunkiem stosunki z poszczególnymi członkami rodziny Washoe. W nagrodę otrzymali tylko jedno — ich przyjaźń.
     Jednak z ochotniczek, które pracowały tam najdłużej, Kat Beach, wyznała mi kiedyś, że gdy po raz pierwszy spotkała się z Washoe, była zdumiona, że szympans potrafi posługiwac się ludzkim językiem. Kiedy jednak poznała ją bliżej, zdumiało ją to, co Washoe komunikowała. Latem 1982 roku Kat była w dość zaawansowanej już ciąży i Washoe bardzo troszczyła się o nią, pokazując na jej brzuch i pytając o DZIECKO
. Niestety, Kat poroniła i przez kilkanaście dni nie przychodziła do laboratorium. Kiedy pojawiła się ponownie, Washoe ciepło ją przywitała, ale potem odsunęła się, dając Kat do zrozumienia, że jest urażona jej wielodniową nieobecnością. Wiedząc, że Washoe sama straciła dwoje dzieci, Kat postanowiła jej powiedzieć, co było powodem tej nieobecności.
     MOJE DZIECKO NIE ŻYJE — poinformowała ją na migi. Washoe wbiła spojrzenie w ziemię. Potem spojrzała Kat prosto w oczy i dała znak PŁACZ, dotykając jej policzka pod okiem. To jedno słowo, PŁACZ — oznajmiła Kat — powiedziało jej o Washoe więcej niż wszystkie jej o wiele dłuższe, bardziej gramatycznie poprawne zdania. Kiedy tego dnia Kat wychodziła do domu, Washoe nie chciała jej puścić. PROSZĘ, OBEJMIJ OSOBĘ — sygnalizowała.

*

Każdy z szympansów miał inny gust. Loulis bardzo lubił maski noszone przez dzieci na Halloween, szczególnie maski potworów i Samotnego Jeźdźca. Założywszy maskę, biegał po wszystkich pomieszczeniach, goniąc pozostałych członków rodziny. Potem prosił laboranta, żeby on też założył maskę i śmiał się z niego. Siedmioletni Dar miał słabość do figurek dinozaurów, które łaskotał i do których „gadał” językiem migowym. Czasami razem z Louisem, nadal w masce Samotnego Jeźdźca, bawił się w chowanego w tunelach łączących wszystkie pomieszczenia, nie rozstając się z dinozaurami.
     Washoe, Moja i Tatu uwielbiały się stroić. Moja, najbardziej dbała o swój wygląd, owiązywała sobie szal wokół głowy, zakładała pasek w talii, a potem, używając małej puderniczki z lusterkiem, nakładała sobie na wargi jasnoróżową szminkę. Była też zafascynowana Velcro. Mogła godzinami otwierać i zamykać to, leżąc na podłodze. Po pewnym czasie laboranci zaczęli nazywać ją KOBIETA VELCRO.
     Tatu miała fioła na punkcie koloru czarnego — CZARNEJ PORTMONETKI, CZARNEJ SZMINKI czy CZARNYCH BUTÓW. Do makijażu wybierała zawsze nietoksyczne tłuste czarne pastele. Ta fascynacja czernią zaczęła się jeszcze w dzieciństwie, kiedy znakiem CZARNY określała wszystko, co było ładne, atrakcyjne, „fajne”, na przykład TO CZARNE JEDZENIE albo ONA CZARNA.
     Washoe preferowała czerwień, szczególnie jako kolor obuwia. Nic nie sprawiało jej większej przyjemności niż picie kawy z laborantką i wyszukiwanie ulubionych czerwonych butów w KSIĄŻCE BUTÓW, jak nazywała część magazynu mody poświęconą obuwiu. Jeśli chodzi o czasopisma, to miała bardzo eklektyczny gust. Wskazuje na to chociażby poniższa rozmowa z Debbi:

Washoe: WIĘCEJ KSIĄŻKI!
(Debbi wyjmuje dwa katalogi — jeden z ubraniami dla mężczyzn, a drugi mebli domowych.)
Debbi (po angielsku): Który chcesz?
Washoe: KSIĄŻKĘ DLA CHŁOPCÓW.
(Debbi daje katalog dla mężczyzn. Washoe kartkuje go przez chwilę, po czym odkłada na bok.)
Washoe: KSIĄŻKĘ DLA DZIEWCZYN, DALEJ!
(Debbi przegląda czasopisma, ale nie zdjaduje żadnego katalogu damskiej odzieży.)
Debbi (w języku migowym): NIE MOGĘ ZNALEŹĆ KSIĄŻKI DLA DZIEWCZYN.
Washoe: KSIĄŻKĘ O MIĘSIE!
(Debbi wraca z katalogiem Williama-Sonomy, w którym są zdjęcia różnych przysmaków. Washoe studiuje katalog bardzo uważnie.)

*

Loulis nauczył się języka migowe od Washoe i to przekazywanie znajomości znaków z pokolenia na pokolenie jest dowodem na to, że język narodził się prawdopodobnie w rodzinie. Ale ludzkie dzieci wychodzą kiedyś z domu rodzinnego i rozmawiają z rówieśnikami, wyrażając za pomocą mowy lub znaków swoje myśli i uczucia, aby nawiązywać przyjaźnie, snuć plany, rozwiązywać spory. A zatem choć języka uczymy się w rodzinie to najpełniejszy wyraz znajduje on w szerszym otoczeniu społecznym, w którym rozmowa ożywia każde spotkanie i ułatwia rozwój kultury, handlu i oświaty.

*

Najważniejszym odkryciem, którego dokonaliśmy podczas tych badań szympansich rozmów, było stwierdzenie, że szympansy bynajmniej nie używają języka, po to, by — jak zarzucali nam i im Terrace i inni — uzyskać nagrodę. Mogąc swobodnie rozmawiać w otoczeniu kochających i służących pomocą osobników, rodzina Washoe używała języka tak samo jak rodzina ludzka — po to, by podczas codziennych czynności tworzyć i podtrzymywać wzajemne stosunki. Znaczna część rozmów odnosiła się do zabaw, dyscyplinowania, czyszczenia domu i wzajemnego zapewniania się o trosce i życzliwości. Szympansy dawały dużo znaków, mówiąc same do siebie podczas oglądania zdjęć, malowania obrazów albo wyglądania przez okno i obserwowania ludzi czy przedmiotów. Tylko pięć procent ich rozmów związanych było z jedzeniem.

*

Od czasów Platona jest truizmem, że tylko ludzie mogą pamiętać przeszłość i snuć plany na przyszłość. Jeśli jednak chodzi o święta i jedzenie, Tatu nie tylko pamięta je, ale wydaje się wiedzieć, kiedy wypadają. Po zakończeniu zabawy w Halloween Tatu pyta o PTASIE MIĘSO, dając do zrozumienia, że niedaleko już do Dnia Dziękczynienia. Pewnego razu, po uroczystym przyjęciu z okazji urodzin Debbi, Tatu zadręczała nas pytaniem: LODY DAR? LODY DAR? Następnego dnia przypadają urodziny Dara.

*

Głównym celem naukowym Instytutu Porozumienia Ludzi i Szympansów jest studiowanie korzystania przez rodzinę Washoe z języka migowego. Nasi studenci nadal zbierają dane na ten temat […] Jeśli konieczny jest bezpośredni kontakt z którymś z członków rodziny, może do niego dojść tylko za jego zgodą. Jeśli chcą rozmawiać z ludźmi, to dobrze. Jeśli natomiast badania ich nie interesują — jeśli odchodzą i oddają się przeglądaniu czasopism albo wspinają na słupy — to trudno. Od czasu do czasu jakiś magistrant czy doktorant skarży się, że nie może nakłonić tego czy innego szympansa do współpracy.
     — Nie ma rady — mówię wtedy. — Wymyśl jakiś temat, który będzie dla nich ciekawszy.

*

Z wszystkich odwiedzających jej [Washoe] rodzinę pierwsze rozpoznają w szympansach naszych najbliższych kuzynów niesłyszące1 dzieci. Widząc takie dziecko, które codziennie dokonuje wielkich wysiłków, by porozumieć się ze słyszącymi, rozmawiające z ożywieniem na migi z szympansem, dostrzega się absurdalność odwiecznego podziału na „ludzi myślących” i „bezrozumne zwierzęta”. Patrząc na Washoe, niesłyszące dziecko nie widzi w niej zwierzęcia, ale osobę. Mam nadzieję, że pewnego dnia dostrzeże to tak samo wyraźnie każdy naukowiec.

Roger Fouts, Stephen Tukel Mills,
Najbliżsi krewni. Jak szympansy uświadomiły mi kim jesteśmy,
Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 1999.

____________________
1 przepisując fragmenty dotyczące osób niesłyszących, w tłumaczeniu zamieniłam każdą frazę „głuche” na „niesłyszące” dziecko i wybaczam Tłumaczowi tylko dlatego, że był to rok 1999... namyśliłam się, nie wybaczam, panie Jankowski!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz