wpis przeniesiony 8.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Typ A. Ona. 40–, 40+. Stanu bardzo wolnego. Pragnąca miłości. Deklaruje, że gotowa jest oddać wszystko, by w końcu spotkać tę właściwą, drugą połówkę pomarańczy. Ale... Lista. On ma być taki, siaki i owaki. Wykształcenie musi mieć, najlepiej takie, siakie lub owakie. Mieszkanie też mieć powinien, najlepiej takie, siakie lub owakie. No i pozycję zawodową. Przecież Ona nie będzie mogła pokazać się z Nim w żadnym ze swoich miejsc, jeśli On nie będzie miał właściwego stanowiska, właściwego portfolio i odpowiedniej historii osobistej. Lista jest długa i bardzo konkretna. Nie podlega renegocjacjom. Z listą w mentalnej garści usycha sobie Ona z braku miłości. Nie ma sensu jej mówić, że kręci się obok niej taki jeden. Kręci się od lat. Gotowy, by pomóc. Gotowy, by być. Wielu punktów z listy nie spełnia, wielu programowo nie zamierza spełniać, ale za to gotowy jest na wiele szaleństw w jej towarzystwie. Ona listy z ręki nie wypuści, usycha i utyskuje na świat i życie, co podłe jest nad wyraz. Nie mam prawa głosu, bo ja mam TAAAAAAKIEGO Mężczyznę, co jest i taki, i siaki, i owaki. Ona nigdy nie uwierzy, że gdy połączyliśmy swoje losy, nie mieliśmy nic poza sobą i wspólnymi marzeniami. Ani On, ani ja nie byliśmy tacy, siacy lub owacy.
Typ B. Ona. 40–. 40+. Mężatka. Mówi, że miało być inaczej, a tu, proszę, mąż nudny powoli się robi. Ona by chciała, by On bardziej męski i zdecydowany był, by Ona nie musiała tych wszystkich decyzji podejmować sama. Może by jakieś hobby miał, co? Męskie hobby byłoby super, nie? Ale... Niech to będzie hobby bezpieczne, w końcu głową rodziny jest. I czyste to hobby musi być, żeby brudów do domu nie znosił. I żeby był, tak jak do tej pory, osiągalny dla rodziny, pod telefonem, na wyciągnięcie ręki, zawsze. Tak, Ona chce, by On się rozwijał, miał swoje życie i tylko swój czas, ale pod warunkiem, że Ona mu tę nową rzeczywistość zdefiniuje, bo wiadomo, bezpieczna i czysta powinna być. Ona mi mówi z lekkim wyrzutem, że ja to nigdy jej nie zrozumiem, bo ja mam TAAAAAAKIEGO Mężczyznę. Wiadomo, ślepej kurze trafiło się ziarno. Tylko Ona, ta w typie B, zadaje mi do znudzenia to samo pytanie:
— Nie boisz się go puszczać na motor?
* * *
Sadownik, Henia & Jabłoń:
(wyjeżdżają na długi weekend
w lekkim, jak na ten dzień, korku)
Sadownik:
Widziałaś? Taki jak mój!
Jabłoń:
Tylko światła tylne widziałam. Daj mi znać wcześniej,
jak będzie jechał jakiś motor, dobrze? Chętnie sobie popatrzę.
Sadownik:
(z lekkim wyrzutem)
Mówi się motocykl.
* * *
— Nie boisz się go puszczać na motor?
— Nie mówi się motor, ale motocykl.
Dwa tygodnie temu, Sadownik zrobił mi niespodziankę i, wracając z południa, zajechał na psie seminarium. Wracaliśmy do domu na dwa pojazdy. My z Henią sukowozem. On na Motongu. Jechał przodem. Podziwiałam piękno tej Pary — Sadownik i Motong, Motong i Sadownik. Myślałam o tym, że mam TAAAAAAKIEGO Mężczyznę. Myślałam o tym, że wszystko to by mnie ominęło, gdybym miała listę, gdybym uparła się, by zawsze było bezpiecznie, czysto i na porę. A przecież na znaczki przyjdzie jeszcze czas.
*
— Nie boisz się go puszczać na motor?
— Nie mówi się motor, ale motocykl.
Ja go nie puszczam, bo nie jest dzieckiem. Jest Mężczyzną. Nie, nie boję się, gdy jeździ motocyklem. Samochód ma przyrośnięty do dłoni. Prawo jazdy kategorii B miał, zanim stał się pełnoletni. Chwilami, samochód staje się dla niego ciut niebezpieczną, zbyt oczywistą oczywistością. Motong wymaga od Sadownika bardziej niż Ona typu A czy typu B. Uwaga. Teraz. Skupienie. Teraz. Chwila po chwili. Tutaj. Margines na błędy prawie żaden. Z katarem nie jeździ się motocyklem...
* * *
Podróżowanie samochodem letnią porą z Motocyklistą jest Świętem samym w sobie. Mogliśmy z Sadownikiem porozmawiać, pomarzyć na głos, powspominać. To był fantastyczny długi weekend na Dzikim Zachodzie z TAAAAAAKIM Mężczyzną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz