wpis przeniesiony 27.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Chwyta za jaja i trzyma w garści. Od początku do końca. O tej książce nie chce się gadać. Chce się ją czytać, być w tej opowieści, zadumać się, wzruszyć, a potem wrócić do własnego, zwyczajnie niezwykłego, życia.
Ważne jest tylko, żeby znaleźć nadzieję tam, gdzie z obiektywnego punktu widzenia żadnej nadziei nie ma. Taką nadzieję „a jednak”. A jednak nadzieję — wbrew wszystkiemu. A jednak szczęście.
*
Zrozumiałem, że przyszliśmy na ten świat niezbyt wielcy i niezbyt potężni. Jest wiele rzeczy, których nie damy rady zrobić, a jeszcze więcej tych, które zepsujemy, starając się o nich decydować, mieć na nie wpływ, zaznaczyć, że jesteśmy ważni.
*
Był to taki moment, w którym niebo dotyka źdźbeł trawy, a przyszłość łączy się z przeszłością w jedną wieczną teraźniejszość. […] Nie miałem ani pytań, ani słów.
*
Powinienem pamiętać, że dzieci nie porównują, że przyjmują wszystko jako oczywiste i jako to najlepsze.
*
[…] jeśli będzie w jakikolwiek sposób różnił się od rówieśników, oni mu tego nie darują. Człowiek dopiero wtedy, kiedy jest dorosły, może sobie pozwolić na bycie innym. W dorosłości da się unikać wielu rzeczy, wybierać nawet najbardziej wyrafinowane drogi przez życie. Można nie iść za tłumem, nie podawać ręki sprawcom przemocy, nie otwierać serca przed cynikami. I tak jest to niełatwe i mało komu się udaje…
Martin Vopěnka, Podróżowanie z Beniaminem,
przeł. Elżbieta Zimna, Dowody na Istnienie, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz