wpis przeniesiony 27.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
W weekend dotarło do mnie, że gdy otwieram usta, nie mówię, nie wyrażam swojego zdania, nie przedstawiam swojego subiektywnego stanowiska. Ci, do których mówię, czują się atakowani, postawieni pod ścianą, idzie powódź, nawet jeśli pytam o coś z najczystszej ciekawości. Nie słyszą wcale argumentów, opinii, perspektywy, oni słyszą szum nadciągającej groźnej wody, która zaraz ich dopadnie, zatopi, a jak nie zatopi, to przynajmniej niebezpiecznie podtopi. Temat rozmowy całkowicie nieistotny, role rozdane nim wydam z siebie jakikolwiek dźwięk. Napieram, a oni walczą o życie, tożsamość i sens.
Dla siebie tajemnicę postanowiłam rozwikłać. Zapytałam wprost Sadownika, jakim cudem On mnie słyszy, rozmawia i nie tonie, bo miłością nie wszystko można wytłumaczyć. Długo się śmiał, nim odpowiedział.
Taka już jesteś, masz naturę walca — dodał na koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz