wpis przeniesiony 28.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Przedwczoraj. Na rehab i z powrotem. Z kulami niesionymi w ręku na wszelki wypadek, gdyby były potrzebne. Nie były. Dumna byłam, gdy po wszystkim stanęłam pod drzwiami naszego ula.
Wczoraj. Załatwić coś w Śródmieściu, a potem na Ochocie. Decyzja zapadła. Kule zostały w domu. I duma, i szczęście, i wolne ręce. Czekałam na ten dzień, marzyłam. A on przyszedł po cichutku. Reks! A wieczorem czytałam słowa, pod którymi kryje się doświadczenie, którego smak wciąż poznaję.
Teraz znalazłem się w środku czegoś zupełnie nowego. Stojąc przed lustrem, widziałem zmiany zachodzące w moim ciele. Nocą, w ciszy mógłbym przysiąc, że słyszę, jak to ciało się rozwija. Niedługo odzieję się w nowe ja, znajdę się w miejscu, gdzie nie byłem nigdy przedtem.
*
Lubiłem samo doznanie poruszania się po mieście na własnych nogach.
*
Żadnych „jeżeli”, „i” czy „ale” — wpadłem jak śliwka w kompot.
Haruki Murakami, Na południe od granicy, na zachód od słońca,
przeł. Aldona Możdżyńska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.
(wyróżnienie własne)
mój aktualny stan posiadania:
licznik: 5400 powtórzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz