sobota, kwietnia 29, 2017

2344. Majówkowe kąski (I)

 wpis przeniesiony 30.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Fraza: spotkajmy się na schodach w hallu tuż przy drzwiach zachwyciła mnie sposobem, w jaki rozwija się — powoli, w każdej kolejnej sylabie precyzując koordynaty spotkania. Ma podobny charakter jak fraza: przy narożnym stoliku w słynnej kawiarni na zabytkowej ulicy stolicy europejskiego kraju spojrzeli na siebie znad filiżanek z kawą. Ten zachwyt był tylko prologiem do zachwytu czytaniem spowodowanego.

Nim jednak tak się stało, było dziwnie, bardzo dziwnie. Jedna książka, nie. Druga książka, nie. Trzecia, czwarta, piąta, szósta i siódma też nie. Może czytanie mi się przeżarło, czkawką się odbija lub alergen na literki aktywowało?

Aż trafiam na tę książkę stu opowieści i trafiam do nieba zachwytu. Ten pan, pewien pan — dokładniej kilkudziesięciu panów, kilka pań, kilku rycerzy, smoków, duchów oraz jeden pomnik i antysystemowiec i anarchistka we mnie wyli z zachwytu, podziwiając ironię, spostrzegawczość, niebywałą zabawę słowem, stereotypem, sceną i rekwizytami.

Słów kilka od tłumaczki na koniec (dzięki Bogu, że na końcu umieszczonych), niczym dobrze skrojona praca maturalna oceniona na sześć na temat analizy i interpretacji utworu, nijak nie mogło odnaleźć się w moim osobistym doświadczaniu tej książki.

Jaka szkoda, że nie będzie można nigdy już przeczytać nowych centurii o ludziach, wróżkach, duchach próbujących odnaleźć się w dwudziestym pierwszym wieku w jakimś pochłoniętym neokapitalizmem kraju.

Ten pan z miną osoby drażliwej, całym swym wyglądem zdradzający napięcie, jak gdyby bez ustanku musiał stawiać czoło sytuacjom niezwykle trudnym, jest właściwie zakochany; a ściślej, w ten sposób określiłby się w tym momencie, jako że jest dziesiąta rano i od tej chwili aż do jedenastej, najpóźniej jedenastej piętnaście, kocha on pewną panią dystyngowaną, szlachetną, wykształconą, lekko despotyczną, milczącą i nieco słabego zdrowia.

*

Tam, gdzie się nie rozumie, jest się bliskim punktu kluczowego, gdzie się rozumie, jest się na dalekich peryferiach, poza nawiasem.

*

Otóż zawodowemu mordercy potrzeba niewiele, ale chodzi tu o potrzeby szczególne. Musi posiadać broń wyborową i łatwą do ukrycia, niezawodne oko, zleceniodawcę i osobę do zabicia, zleceniodawca z kolei musi mieć odpowiednią dozę nienawiści, motyw i dużo pieniędzy. Trudność polega na tym, by wszystkie te warunki zostały spełnione jednocześnie.

*

Ten mężczyzna spotka się z kobietą, w której nie sądzi, by był zakochany, i w której, obawia się, jest zakochany. Będąc człowiekiem ostrożnym, czuwa nad swoimi uczuciami: analizuje je po kolei. Żadne z nich nie wskazuje na zakochanie, ale nieprzerwane poddawanie analizie i badanie nadają każdemu z nich jakiś odcień winy, który nie różni się od rumieńca miłości.

*

W tym mieście każdy posiada coś, co jest niezbędne drugiemu, a z czym posiadacz nie wie, co robić, albo nie wie wręcz, że to ma; wszyscy wiedzą, że brakuje im czegoś absolutnie niezbędnego, ale nikt nie wie, kto to posiada, ani nawet czy wie, że to posiada, a jeśli wie, czy jest gotów to oddać. Trzeba dodać, że o ile wiadomo, nie zdarza się nigdy, aby dwie osoby miały to, co nawzajem jest im niezbędne […].

*

Jego zawodem jest być Postacią ze Snu; to zawód, który mu się podoba, bo pozwala mu nie mieć jednej stałej formy, ale oscylować między wszystkimi możliwymi formami, jakie może przyjmować we śnie, z jednym tylko zastrzeżeniem, że on jest Postacią Złowrogą, a więc należą do niego role związane z występkiem, od faszysty do czarownicy. […] Ma kilku przyjaciół wśród Koszmarów i jest z tego dumny, tak samo jak dumny jest z tego, że dopuszczany bywa czasami, przy kolacji, do stołu Znaczeń.

*

Ten młody mężczyzna, który siedzi zamyślony i smutny na ławce w parku […] znajduje się bowiem w trudnej sytuacji; jest zakochany w trzech kobietach, co samo w sobie byłoby już przesadą i ekstrawagancją; trzeba jednak dodać, że aczkolwiek on właściwie o tym nie wie, z owych trzech kobiet dwie żyły — jedna trzy wieki, druga wiek temu — a trzecia urodzi się dwa wieki po jego śmierci.

*

Czyż historia nie jest pełna nieustraszonych, którzy zabijali smoki i dostawali za to kobiety i pałace, i japońskie motocykle? Może pomylił smoka?

*

Od niedawna czuje się bardzo głupi. „Głupi też umierają”, mówi sobie na pociechę. Potrząsa głową, jakby chciał powiedzieć: „Czego to się nie mówi”.

*

[…] nie należy do tych mężczyzn, którzy mają dosyć żon tylko dlatego, że widują je codziennie. […] Przypomina sobie, że nie ma żadnej żony. Czemu służyć mają dobre postanowienia, skoro nie ma się żony? […] Stojąc w miarę możliwości bez ruchu, próbuje zrozumieć, jak to się stało, że nie ma żony. Wszyscy mają. A on niby kto, pies? Dlaczego jego żona zdołała nie dać się poślubić? A może to on jej nie poślubił?

*

Nie wie jednak o tym, że trzy duchy, dwie wróżki i widmo czekają na następnego lokatora, który pojawi się tu po jego bliskiej już śmierci; anioł i demony są tutaj, by dopilnować formalności biurokratycznych. W dalekiej prowincji przyszły lokator gorączkowo pakuje walizki, by opuścić definitywnie dom nawiedzony przez duchy.

*

[…] doświadczenie nauczyło go, że „tak” to nic innego jak „nie” odłożone na później.

Giorgio Manganelli, Centuria. Sto krótkich powieści rzek,
przeł. Halina Kralowa, PIW, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz