Na gigancie pięćdziesiąt parę osób. W naturalny sposób podzieliliśmy się na grupy, podgrupy i duety. Wszystkie grupy mają swoje rytuały. Podgrupa, do której przynależę, wśród kilku swoich rytuałów ma picie kawy w słońcu na tarasie godzinkę po obiedzie. I gadamy, gadamy, gadamy. Przerobiliśmy już temat urn, trumien i młynków do kości. Na tym teoretycznym podkładzie przyśnił mi się ostatniej nocy kompensujący, „kulinarny” sen, który rozbawił dziś wszystkich przy popołudniowej kawie. Śmiech każdego, nomen omen, członka grupy był fantastycznie znaczący. ★
*
[sen]
Moja podgrupa:
(w słonku wygrzewa kości)
(niedaleko)
Starsza Pani na wózku:
(nieznana nam, ewidentnie ma ochotę
przyłączyć się do naszej grupy
i, gdy u nas zapada cisza, głośno mówi)
Nigdy nie miałam w ustach penisa…
Komuś z mojej grupy:
(wyrwała się gwiazdka Michelin)
Żałuj!
Zygmunt:
(byłby zachwycony)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz