wpis przeniesiony 6.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Czytając Osiatyńskiego dotarło do mnie, że jestem „współuzależniona”, pomimo nieposiadania rekwizytu, jakim jest uzależniony członek rodziny. To, co nazywałam swoim życiem, zawierało zbyt wiele elementów wyraźnie nacechowanych między innymi chronicznym cierpieniem na perfekcjonizm czy rzutami pracoholizmu. Postanowiłam podjąć kroki ku wyzdrowieniu...
Czysta przyjemność. Niezmącona żadnym celem czy półśrodkiem do celu. Nieograniczona czasem. Niezawierająca nawet grama sensu. Odkryłam Ją. Najczystszą, pierwotną Przyjemność nakryłam na istnieniu. A stało się to tak... Leżałam na kanapie. Obok mnie Heniutka, z głową na mym brzuchu, z przymkniętymi oczami, rozluźniona, ciepła, spokojna, pewna, że właśnie tak wygląda proste, dobre życie. Moja kudłata, wielka Nauczycielka i odrobina ludzkiej uważności. Uznałam to odkrycie za pierwszy krok...
*
Przypomniało mi się zdjęcie, które otrzymałam od Atagi. Czyżby wróżyło już wtedy zmianę?
(źródło)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz