Jabłoń, która nie rodzi, należy wyciąć, usłyszałam.
Jak to jest: żyć, być, śnić i nieprzerwanie marzyć,
gdy prawie ci wmówiono, że jesteś taką Jabłonią?
Jak to jest kwitnąć przez cały rok? Rozkwitać każdego dnia?
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Pod kasą zbyt długo chyba staliśmy. Wypatrzyłam i nie omieszkałam pokazać Sadownikowi. — Zobacz — powiedziałam — nieletnim, ale trzeźwym alkohol sprzedać mogą. Sadownik westchnął i dodał: — Nooo. Nietrzeźwym, ale pełnoletnim też. — Pełnoletni i trzeźwi to tylko ⅓ potencjalnej klienteli.
Nie ma to jak spotkanie ściśniętych umysłów.
*
A może morał tej historii jest taki, że edukowanie kobiet jest kontrproduktywne. Nic, tylko się czepiają...
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Jabłoń:
(dzwoni do...)
Sadownik: Słucham.
Jabłoń: W zasadzie to ja nie dzwonię do Ciebie, tylko do fotografa w Tobie. Myślę, że warto by poszedł do kina na film. Grają go już tylko dziś i jutro. Ty pójdziesz dziś, ja jutro.
(po seansie, po pracy, po obiedzie)
Jabłoń: Jakbyś miał opisać ten film jednym słowem, to jakie ono by było?
Sadownik: Jednym słowem się nie da.
Jabłoń: No to dwoma...
Sadownik: Straciłem dziewictwo.
Jabłoń: (chichocze) To ja też jutro stracę?
Sadownik: Tego nie wiem, ale chichoczesz, jakbyś miała ochotę...
Jabłoń: (stara się nie umrzeć z ciekawości i mamrocze pod nosem) Byle do jutra, byle jutra...
Sadownik: Myślałaś o psach czytając zdanie na górze zdjęcia, prawda?
Jabłoń: Oczywista!
*
Refleksje dnia dzisiejszego: Niektórych dobrze wychowanych ludzi trochę się boję... Dobrze wychowani ludzie czasem potrzebują pomocy, by móc żyć własne życie...
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
— Do czego służy śmierć? — By nie musieć przez wieczność patrzeć jak świat dziadzieje — pomyślałam znów.
*
W związku z ustawą śmieciową otrzymaliśmy pismo o wysokości opłat za Przytulisko. I stoi tam jak wół:
[...] zmianie ulega sposób naliczania z „od osoby” „na ilość osób w gospodarstwie domowym”.
Jasna dupa, przecież w administracji nie pracują ludzie z nową maturą tylko ze starymi studiami. Od kiedy osoby są niepoliczalne?
Z drugiej strony, coś, co za moich czasów szkolnych, uznane byłoby za błąd, teraz odzwierciedla rzeczywistość. Podobno oficjalnie w stolicy mieszka, z okazji spisu śmieciowego, jeszcze mniej ludzi niż wynikałoby z prostej różnicy równej mieszkańcy minus słoiki. Arytmetyka to jednak magia.
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Nie płakałam na filmie. Mogłam być dumna, że nie żyję w państwie wyznaniowym, że w moim kraju kobiety są podmiotowo traktowane, mogą nie tylko jeździć na rowerach, mogą wszystko — po ulicach same chodzić, w kapeluszach i bez...
Nie płakałam. Mogłam być dumna, ale nie byłam. Pomijając fakt, że prawo naturalne czy boskie w polskich dyskusjach społecznych argumentem jest najwyższym, odkryłam smutny mechanizm potwierdzony empirią.
Obrzezanie kobiet, choć wymyślone przez mężczyzn, ma stałe orędowniczki w... kobietach. Postacie kobiet-nauczycielek w filmie należą do tego samego klubu wspierających przedmiotowość kobiet. Moglibyśmy z pogardą stwierdzić, że takie rzeczy dzieją się tylko w niecywilizowanych krajach, nie u nas.
Przebiegłam swe dorosłe życie pamięciowym truchcikiem i okazało się, że moja bezdzietność tylko kobietom przeszkadza. Mężczyźni mówili zwykle coś w stylu „rób, co chcesz, to twoje życie” lub stwierdzali otwarcie, że takiej kobiety jak ja za żadne skarby by nie chcieli. Nie było dramatu, ja za nich też grosika bym nie dała. Obrzucały mnie błotem tylko... kobiety. Smutne, prawda? Pomyślałam o kobietach, które na tym blogu dały czadu, by należeć do tej niechlubnej grupy kobiet. Na myśl przyszły mi tylko słowa Dziewczynki z filmu:
Dogoń mnie! Jeśli dasz radę.
*
Film. Pogodny. Pozostałam z marzeniem, by mężczyźni z łatwością odnaleźli drogę do chłopca-bohatera filmu, którego wewnątrz siebie mają; by kobiety odkryły w sobie Wadjdę — dziewczynkę, która nie tylko marzyła. Tylko takich Ludzi wart jest ten świat...
kadr z filmu Dziewczynka w trampkach scenariusz/reżyseria: Haifaa Al-Mansour
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Kobiecości odsłona I. Zobaczyłam to zdjęcie po raz pierwszy w poniedziałek. Wracam do niego niezmiennie kilka razy dziennie. Zatrzymuje mnie. Dotyka we mnie czegoś dobrego, czystego i prawdziwego. Patrzę i... widzę wielowymiarowość, głębię, bezkres i wspaniałą nieogarnialność... kobiecości. Zachwyt we mnie się budzi.
Kobiecości odsłona II. Sadownik zawalony nauką potrzebuje wolnego wieczoru i wolnej chaty, by swe myśli rozrzucić, uporządkować i pozbierać. Z samego rana zaplanowałam dzisiejszy wieczór. Postanowiłam wrócić do kinowej samotni. Wybrałam film. Zarezerwowałam bilet. Obejrzałam zwiastun. Uroniłam łzę. I nastąpiła... poranna wymiana zdań:
Jabłoń: (ciut zapłakana) Masz wolną chatę. Wieczorem idę do kina.
Sadownik: (patrzy na zapłakaną) Znowu wrócisz zapłakana... Ja nie wiem, co ty widzisz w tym płakaniu.
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Skojarzenia. Całkiem złe. Miałam. Ćwierć wieku. Własnego życia. Dałam radę. Znalazłam funt odwagi. Przed trzydziestką. Pamiętam ten dzień. Warszawskie zoo. Sadownik w swej dłoni moją miał. Skręciliśmy. W alejkę prowadzącą do zwierząt, których szyja ma tyle samo kręgów co moja czy twoja. Oniemiałam. Na ich widok. Żyrafy! Skojarzenia. Dobre. Zaczęłam mieć. Gdyby ktoś pokazał mi żywą żyrafę, gdy byłam dzieckiem. Majestatyczne zwierzę. Może nie byłoby mi tak źle, podle, beznadziejnie, gdy wytykano mnie palcami i krzyczano za mną. Żyrafa! Skojarzenia. Już tylko cudne. Mam. Co roku w urodzinowym tygodniu wolno mi więcej. Odnalazła mnie książka. Zagubiona. Od razu wiedziałam, że chcę ją mieć dla fantastycznych, pełnych poczucia humoru ilustracji. Chcę przeczytać z ciekawości, podejmując ryzyko, że nie zachwycę się książeczką. Tak właśnie zaczęła się nowa odsłona hasła: żyrafa. Ach, żyrafa! Żyrafami bądźmy, bo wygląda na to, że szczęśliwe życie ma bardzo długą szyję!
Dla wielu osób stawanie się świadomym własnych uczuć i potrzeb jest jak odkrywanie nieznanego kontynentu.
*
Żyrafa nie szuka konkretnych rozwiązań, lecz w pierwszym rzędzie chodzi jej o spotkanie z drugim człowiekiem.
*
[...] bycie żyrafą niekoniecznie oznacza bycie łagodnym i cichym! To oznacza obchodzić się samemu ze sobą z życzliwością i zaciekawieniem, żyć w bezpośrednim kontakcie ze swoimi uczuciami i potrzebami, i wchodzić w relacje z innymi.
Serena Rust, Tańcowała żyrafa z szakalem. Cztery kroki empatycznej komunikacji, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2010.
Właśnie takie kręte drogi doprowadziły mnie do wydanej ludziom w zeszłym tygodniu książki Marshalla B. Rosenberga. Czytam. Bardzo powolutku. Zachwyciły mnie dzisiaj umieszczone w niej słowa Harolda Whitmana:
Nie pytaj siebie o to, czego potrzebuje świat. Zapytaj, co sprawia, iż czujesz, że żyjesz? I zrób to. Ponieważ świat potrzebuje ludzi, którzy czują, że żyją.
Marshall B. Rosenberg, To, co powiesz, może zmienić świat. O języku pokoju w świecie konfliktów, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2013. (wyróżnienie własne)
Ciekawostką oczywistą jest siła tłumaczenia. W obu książkach pojawia się powyższy cytat. Tyle, że w książce Rust jest on efektem tłumaczenia z angielskiego na niemiecki a potem na polski. W książce Rosenberga tłumaczenie jest jednokrotne z angielskiego na polski. Nie dziwi, że lepsze, mniej przegadane. Fajnie jest móc na to zwrócić uwagę. Houk!
PS. Jeśli wiesz, kto jest Autorem lub Autorką fotografii żyrafek, proszę, podziel się ze mną tą informacją.
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Heniutka ma za sobą pierwszy raz na warsztacie. Chyba była zachwycona. Z pewnością była padnięta pod koniec każdego dnia z powodu pięciu godzin spacerów po lesie i plaży. Była jedyną chrapiącą babeczką w pokoju.
Po warsztacie zostało kilka kudłatych pamiątek...
Uczestniczka warsztatu: (na widok Jabłoni, z entuzjazmem) Jesteś tu z mężem?
Jabłoń: (zdziwiona treścią pytania, z jeszcze większym entuzjazmem) Nie! Z suką!
*
Nek, gdy całą ferajną szliśmy na plażę wydeklamował:
Czyś ty Hexe, czyś te Henia, uczuć moich to nie zmienia!
Wzywa znów...
Czas na POP-owską magię... Czas na Hogwarts by the Sea (part II)... W doborowym towarzystwie z Bliźniaczą Liczbą, Jej Synkiem — co w magicznej drodze od dłuższego czasu już jest — i Henią na pokładzie ruszamy w oddelegowany Czas.
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Smutek. Zachwyt. Dystans. W smacznych proporcjach w sobie miał. Jego Smutek. Zachwyt. Dystans. Dotykały mojego wewnętrznego, odwiecznego Smutku. Zachwytu. Dystansu. Miał w sobie zgodę na ukryte w nich bogactwo.
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Nie można mieć w życiu wszystkiego, można mieć ogromnie dużo. Choć w skończonym czasie, to w nieskończonej liczbie form.
Przyszły dziś do mnie nagle te słowa. Gdy siedziałam na trawie. Oparta o drzewo. Z Heniutką leżącą obok mnie. Westchnęłam wzruszona. Życie jest magią. I już.
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Osiem lat temu, gdy wyjeżdżałam na samotne pięć tygodni, pozostający w domu Sadownik odgrażał się, że tęsknić nie zamierza... pożyczy telewizor, kupi skrzynkę piwa i zaprosi kolegów.
*
Pojutrze Henia w charakterze osoby towarzyszącej jedzie ze mną na warsztat. Pozostający w domu Sadownik cieszy się na absolutną abstrakcję — pierwsze pięć dni od prawie trzech lat, gdy nie pójdzie na żaden spacer z żadnym Sierściem.
Jabłoń: (relacjonuje przez telefon radość Sadownika na jego nadchodzącą samotnię)
Tata Jabłoni: Uważaj, jak wrócisz do domu w niedzielę, zastaniesz w nim Motonga.
Jabłoń: Bo?(po chwili dodaje) Myślisz, że będzie bał się spać sam w pustym domu?
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Spotykam ludzi, którzy przekonani są, że ich pies bywa złośliwy. Spotykam takich, co święcie wierzą w to, że ich sierściuch ma poczucie winy, gdy zrobi coś „nie tak”. Spotykam też tych, co ciężko pracują co dnia, by nie dać okazji swojemu pupilowi, by ich zdominował. Spotykam wielbicieli Cesara. Staram się z tymi wszystkimi ludźmi nie wchodzić w dyskusje, bo zwykle i tak wszystko wiedzą najlepiej, a siła ich przekonań powoduje czasem, że zaczynam zastanawiać się, czy jestem aby na pewno normalna w swoich psich poglądach.
Na koncie mam przeczytanych naście książek o psach, ale poniższa jest moją pierwszą, napisaną przez antrozoologa. Oczywiście jest wiele książek, które warto przeczytać zanim przyniesie się do domu szczenię. Okrutna prawda jest taka, że liczba przeczytanych książek nie ma znaczenia — twoje puchate maleństwo i tak cię zaskoczy — hi, hi, coś o tym wiem. Tak czy inaczej ta jest warta przeczytania bez względu na to, czy ma się już psa, czy się go dopiero będzie miało, ponieważ dobrze jest, gdy miłość do psa jest mądra.
Nowe odkrycia pokazują, że psy są jednocześnie mądrzejsze i głupsze, niż sądzimy. Na przykład mają niesamowitą zdolność zgadywania, co człowiek zamierza zrobić. Dzieje się tak, ponieważ są niezwykle wrażliwe na język naszego ciała. Ale zarazem psy nie potrafią przewidywać konsekwencji własnych czynów, czy to przyszłych, czy też przeszłych — są „uwięzione” w chwili bieżącej.
*
[...] zdolność psów do tworzenia więzi z dwoma lub więcej gatunkami jest dla wszystkich tak jasna, że uznajemy ją za oczywistą. A jednak umiejętność ta jest niezwykła w królestwie zwierząt.
*
[...]psy mają skłonność do tworzenia silniejszych więzów z ludźmi niż z innymi psami.
*
[...] emocje nie są luksusem, który potrafią docenić tylko ludzie, lecz podstawową częścią biologicznego systemu regulującego zachowania.
*
Fakt, że ewolucja wspiera pewien stopień blefowania, kiedy pojawia się konflikt między dwoma zwierzętami, tłumaczy, dlaczego czasem trudno zmierzyć emocjonalny stan zwierzęcia. Lecz psy, będące wysoko uspołecznionymi zwierzętami, bardziej otwarcie komunikują swoje uczucia niż jakikolwiek inny gatunek.
*
Na poziomie fizjologicznym miłość różni się od innych pozytywnych emocji tym, że tylko ona wiąże się z wydzielaniem hormonu zwanego oksytocyną. Kiedyś uważano, że jego wydzielanie pobudzała u matki jedynie opieka nad nowo narodzonym dzieckiem (zachowania opiekuńcze), ale teraz sądzi się, iż wiąże się ono ze wszelkiego rodzaju więziami. Psy doświadczają przypływu oksytocyny w trakcie przyjacielskich kontaktów z ludźmi. Uważa się także, iż takie przyjacielskie kontakty z psami są świetnym pogromcą stresu dla ludzi i prawdopodobnie także dla psów.
*
Psy żyją w tej samej przestrzeni co my, ale doświadczają świata w inny sposób. Mamy skłonność do myślenia, że nasze postrzeganie świata jest tym właściwym, ale nie jest to prawdą.
*
Dyscyplina w sensie kontroli, a nie w sensie karania, jest tym, czego psy potrzebują. Zwierzę nie nauczy się odpowiedniego zachowania tylko dlatego, że właściciel je kocha.
*
Osobiście jestem szczęśliwy, że ostatnie naukowe dowody wspierają podejście do psów, które jest mi bliskie. Jako naukowiec a jednocześnie miłośnik psów angażuję się w ocenianie dostępnych dowodów i decydowanie o przyjęciu najbardziej racjonalnego podejścia. Gdyby stada dzikich wilków okazały się równie pełne napięć, jak ich odpowiedniki w ogrodach zoologicznych, musiałbym się zgodzić, że podejście mówiące o dominacji miało jakąś wartość. Ale nadal trudno by mi było zaakceptować karanie zamiast nagradzania jako filozofię szkolenia mojego psa, ponieważ dla mnie sednem posiadania psa jest bliskość z nim i przyjaźń, a one nie idą w parze z dominacją. Jako właściciel psa odczułem ulgę, gdy podważono wiarygodność obiegowych poglądów na temat funkcjonowania stada wilków. Mogłem wreszcie wytłumaczyć sobie, a co ważniejsze wielu innym ludziom, dlaczego rutynowe karanie psa jest nie tylko niekonieczne, lecz nawet kontrproduktywne.
John Bradshaw, Zrozumieć psa. Jak być jego lepszym przyjacielem, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2012. (wyróżnienie własne)
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Zobaczyłam ją dziś. Kolejny raz. Myślę o niej źle, bardzo źle...
*
Epizod #1. Henia była malutkim, dziewięciokilowym szczeniaczkiem. Wszystkie dzieci darzyła miłością, której nie byłam w stanie podzielać. Byłyśmy na spacerku. Pani X, jej dwóch synów, na oko 6 i 9 lat. Zaczęło się miło. Czy mogą pogłaskać? Ależ proszę. Zaczęli głaskać a potem popychać. Już prawie zabierałam Henię, bo przestało mi się to podobać, ale ta traktowała to jako świetną zabawę i skoczyła; przewróciła chłopca i się zaczęło. W skrócie, pani X postraszyła mnie strażą miejską. Ta scena nauczyła mnie bardzo szybko, że nie wszystkie dzieci; a te, na które się zgodzę, mogą mieć kontakt z Henią tylko i wyłącznie na moich warunkach. Nie wszystkie dzieci są słodkie wobec zwierząt. Nie wszyscy rodzice widzą coś więcej niż potencjalną słodycz swoich dzieci.
Epizod #2. Pani X rok później zaczepia mnie i opowiada o tym, ze zamówiła psa, setera. Prosiła, żeby opowiedzieć jej, co jest ważne w wychowaniu malucha. Miesiąc później z oburzeniem opowiadała mi, że pani hodowczyni zwróciła jej pieniądze i nie da jej szczeniaka. Po kilku kolejnych minutach opadła mi szczęka. Pani X zapowiedziała pani hodowczyni, że weźmie szczeniaka, ale istnieje możliwość, że po dwóch tygodniach go zwróci, bo nie wie, czy jej dzieci nie mają alergii na psią sierść. Pani hodowczyni miała nosa.
*
W zasadzie te dwa epizody powinny wystarczyć, by odpowiedzieć na pytanie, czy rodzina pani X potrafi mieć psa?
*
Epizod #3. U państwa X na jesieni zeszłego roku pojawiła się śliczna, młodziutka kundelka. Wesoła, otwarta, ciekawa, delikatna, śliczna. Na własne oczy przez zimowe miesiące oglądałam przekleństwo, jakim bywa dla psa mieszkanie z ogródkiem. Gdy szłam rano do pracy, mijałam sunię, która w ogródku szczęścia „zażywała”. Wracałam po kilku godzinach a sunia wciąż w ogródku, trzęsła się z zimna, towarzystwa ludzkiego potrzebowała, a miała minus dwadzieścia i śniegu na lata. Głaskałam, gadałam do niej i serce złamane miałam, gdy piszczała, gdy odchodziłam. W styczniu zaczęłam się zastanawiać nad tym, żeby może ukraść tego psa, bo sunia była cudna i było mi jej szkoda. Nie zdążyłam dojrzeć do czynu. Sunia zniknęła, choć jej nie ukradłam. W kwietniu spotkałam sąsiadkę-psiarę, z którą trochę kombinowałyśmy, by zrobić coś dla suni. Wtedy dowiedziałam się, że kobieta oddała psa, bo... zaszła w ciążę.
*
Pani X wróciła do świata. Minęłam kobietę w tym tygodniu dwa razy. Za każdym razem myślę sobie „podła suka” i czuję jak się we mnie gotuje. Zaraz potem skreślam słowo „suka”, bo nie każda ludzka baba, a już na pewno nie pani X, ma w sobie choć procent mądrości i serca psich dziewczynek.
Finał. Dobre w tym, że jest nadzieja, że sunia ma teraz dobry, kochający dom. Przykre natomiast, że epizod #3 oglądały dzieci. Czego się nauczyły? Pies to rzecz, bierzesz, nie dbasz, oddajesz.
Idzie sezon wakacyjny psów przywiązywanych do drzew, wyrzucanych z samochodów. „Człowiek”, to nie musi dumnie brzmieć. Piszę o pani X z nadzieją, że historia ta ode mnie się odczepi i będę mogła znów stawać się prawdziwym człowiekiem, a nie mieć ochotę powiedzieć pani X, co o niej myślę. Myślę źle, bardzo źle...
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Są prezenty, z którymi nie wiesz, co zrobić.
Są prezenty, przy których czujesz się adresatem całkiem pomylonym.
Są prezenty zamówione i prezenty-niespodzianki. I są...
...prezenty-samo-mistrzostwo-świata — podarować komuś coś, czego się nie lubi, ale ma się pewność, że osobie obdarowywanej sprawi to przyjemność nie byle jaką. Uświadomił mi to Sadownik dając mi Maleńczuka...
Maciej Maleńczuk & Psychodancing, Sprzedaj mnie faktowi.
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Między urodzinami Sadownika a urodzinami Jabłoni jest kilkadziesiąt dni, gdy różnica wieku między Dwunożnymi wynosi tylko dwa lata. W dniu urodzin Jabłoni, na dłuższą chwilę, różnica ta wzrasta do trzech lat. Ale wczoraj było inaczej…
Dwunożne: (wrócone do domu przed północą)
Sadownik: Wiesz kochanie, co? Różnica wieku między nami teraz to… nie trzy lata… to dekada! (zaczyna się śmiać)
Jabłoń: I znowu jestem szczęściarą. Po czterdziestce, a młodego motocyklistę mam! (kuguary zawsze spadają na cztery łapy!)
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Tydzień temu zapytał mnie Sadownik, czy jest coś szczególnego, co chciałabym robić w okrągłe, czterdzieste urodziny. Chciałam.
*
A dostałam dużo więcej niż chciałam.
*
Pobyć w domku na kocio-psich łapkach z Altówkami chciałam. Dostałam minitrening dla piesów. Poznałam pięciomiesięczną labradorkę Helę. I… ku memu absolutnemu zaskoczeniu, z okazji moich urodzin, jedliśmy… tort!
Gdy dziś myślę o ludziach, którzy wczoraj ze mną byli, którzy zadzwonili nie mogąc być, myślę… że są najwspanialszą Rodziną, jaką mogę mieć. Zadziwiające, że z żadnym z nich nie łączy mnie ani jedna kropla krwi, ale za to łączy całe serce.
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Dotyka człowieczeństwa. Dotyka najskrytszych marzeń. Porusza istotę rzeczy. Nie wolno czytać tej książki, jeśli nie ma się zgody na dotyk, co poruszy do łez; zmieni na zawsze perspektywę; wyśmieje to, co jeszcze wczoraj nazwane było niemożliwym.
— Gdzie mój buziak? — pyta mężczyzna. — Gdzie mój buziak, wielkoludzie? Słysząc to, Tom wychyla się i dysząc z radości, składa wielki, mokry całus na policzku Pata Ringa. […] Pat nie był raczej typem „bojownika o prawa zwierząt”. — Kiedyś — mówi — jeżeli nie spodobało mi się, jak wyglądasz, po prostu nie podawałem ci ręki. A jeśli wyglądałeś inaczej niż ja, albo co gorsza wyglądałeś na geja… zapomnij. Gloria jeszcze ostrzej opisuje zachowanie ranczera na początkowym etapie ich znajomości: — Pat był po prostu burakiem. I chyba nie przeszkadzałoby mu, że używam tego określenia. Był kowbojem, myśliwych i homofobem. I panicznie bał się AIDS. Kiedy Gloria wyznała Patowi, że planuje ratować szympansy, lekko go to zaskoczyło, ale mimo to przyrzekł, że jej pomoże. Kiedy się jednak dowiedział, że niektóre z małp będą seropozytywne, zaczął się wycofywać. — Wtedy się wszystko zaczęło — mówi. — Powiedziałem Glorii, że nie potrzebujemy tu żadnych szympansów z HIV. Nie zamierzałem zbliżać się do takich małp. Bałem się wtedy, że zarażę się HIV od ukąszenia komara. Byłem kompletnie ciemny. Podczas jednej z pierwszych wizyt w LEMSIP [laboratorium biomedyczne] Gloria poznała Toma. Coś w tym szympansie — jego silna osobowość, surowa powierzchowność — natychmiast skojarzyło jej się z Patem. — Wróciłam do domu i po prostu powiedziałam: „Pat, musisz go poznać. On jest dokładnie taki jak ty!”. Podczas następnej wizyty Pat towarzyszył Glorii, a ta wyprawa całkowicie zmieniła jego życie. […] Ten szympans różnił się od pozostałych, które Pat poznał wcześniej. […] Upór, z jakim [Tom] odmawiał tego, czego żądali od niego technicy, poruszył w Pacie jakąś strunę. […] Pat Ring podszedł więc do pustej klatki, która sąsiadowała z klatką Toma i zawołał: „Tommie! Chodź, wielkoludzie! Chodź tu chłopie!”. Ku kompletnemu zdziwieniu techników laboratoryjnych, na dźwięk głębokiego barytonu Pata Tom po prostu wstał, przeszedł wolnym krokiem przez korytarz do nowej klatki, po czym usiadł obok tego szorstkiego, bezpośredniego nieznajomego, jakby znali się od zawsze. — Natychmiast zawiązała się między nimi nić porozumienia — mówi Gloria. — Od razu przypadli sobie do gustu. Ich relacja rozkwitła na farmie Fauna. Tom i Pat stali się nierozłączni, a Gloria zaczęła dostrzegać w Pacie cechy, których nigdy by się po nim nie spodziewała. — Szympansy widzą w nas rzeczy, z których sami nie zdajemy sobie sprawy — tłumaczy Gloria. — Wyglądało na to, że Pat znalazł bratnią duszę. Jego najlepszym przyjacielem został seropozytywny szympans. Teraz, ponad siedem lat po opuszczeniu Fauny, Pat nadal odwiedza Toma i jego szympansią rodzinę przynajmniej raz w miesiącu. Pat przyznaje, że bardzo zmiękł, odkąd poznał Toma. Stał się zdecydowanie bardziej otwarty na różne typy ludzi, wrażliwszy na cudze problemy. Zaczął też dostrzegać własne wady. — Ktoś taki jak Tom… Po tym wszystkim, co mu zrobiliśmy, nadal potrafi nam przebaczyć? Mówię ci, tylko niesamowite zwierzę byłoby w stanie to zrobić. Gdybyś kazał mi przejść choćby połowę tego, co przeszedł Tom, szukałbym cię przez resztę życia. Tropiłbym cię bez wytchnienia. Myślałbym tylko o zemście. Ale nie Tom. — Pat znowu wyciąga dłoń, żeby połaskotać przyjaciela. — Nie ty, wielkoludzie, prawda? — Tom sapie, a Pat go naśladuje. — Szympansy są lepsze od nas — mówi. Właśnie to mnie zmieniło.
Andrew Westoll,Szympansy z azylu Fauna. O przetrwaniu i woli życia, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013. (wyróżnienie własne)
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Przed oczami stanęły mi trzy tomy André Malrauxa wraz ze swoimi wymownymi tytułami: Nadprzyrodzone, Nierzeczywiste, Ponadczasowe. Odkryłam Nieoczywiste… Ale najpierw wydarzyło się poniższe.
*
W czwartek. Po pracy. U Francuza. Przycupnęłam w niewybrednym towarzystwie. Croissant z czekoladą. Niesłodzona kawa. Chwila tylko dla mnie przeznaczona.
Zagapiłam się na rytm podjeżdżających na przystanek autobusów. I usiadła przy moim stoliku… świadomość Nieoczywistego.
Nieoczywiste, że ja u Francuza z croissantem i kawą w czasie pokoju.
Nieoczywiste, że w ręku z takim czy innym fachem, z pracą tu i tam, z tym mężczyzną.
Życie uznane za nieoczywiste w cud istnienia się zamienia, w baśń, piękny sen, w gwiazdkę z nieba, w wielki dar…
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Na czarną godzinę zachować potrzebuję znaleziony u Ojca cytat, kóry pięknie parafrazuje znane mi powiedzenie Churchilla. Wpis do działu S.O.S. dodałam.
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Jabłoń: Wierzysz we mnie?
Sadownik: Tak. Wierzę.
Jabłoń: To cudnie.
Sadownik: Skąd takie pytanie?
Jabłoń: (czyta na głos poniższy fragment)
*
— Powiedziałem Glorii, że nie ma rzeczy niemożliwych — opowiada dziś Richard. I tego właśnie potrzebowała. (...) — Wierzył we mnie — powtarza Gloria. — A jeśli ktoś w ciebie wierzy, jesteś w stanie osiągnąć niemal wszystko. Trzeba mieć w życiu ludzi, którzy w ciebie wierzą, wtedy sobie poradzisz. Nawet jeśli marzysz o czymś najdziwaczniejszym na świecie.
Andrew Westoll, Szympansy z azylu Fauna. O przetrwaniu i woli życia, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013.
*
Jabłoń: (gdy skończyła czytać) Ja też w Ciebie wierzę.
Najdziwaczniejsze Marzenia Sadownika i Jabłoni: (ucieszone ogromnie)
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Błysło się dzisiaj pewnej, nieznanej mi Pani w komentarzu do wpisu:
Szczerze Pani współczuję! Doświadczenia związane z macierzyństwem warte są wszystkich skarbów świata, także tych niematerialnych. Rozumiem kobiety, które gotowe są poświęcić wszystko, byle urodzić swoje dziecko. Kobiety bezdzietne są ułomne, mają defekt, wadę. Mogą temu zaprzeczać oczywiście, ale im głośniej krzyczą, tym bardziej słychać hipokryzję i rozpacz. Kobieta, która nie rodzi, chociaż może to gwałt zadawany naturze.
Nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować. Zachwyciły mnie te słowa. Wadliwa, ułomna lecę gwałcić dalej Naturę...
Obśmiałam się, gdy czytałam te słowa. Mamy bowiem z Sadownikiem ulubioną samochodową grę. Polega ona na tym by, gdy jest to możliwe, ustąpić kierowcy, który jedzie za nami — zjechać, by łatwiej było mu nas wyprzedzić. Gdy obdarowany naszym gestem kierowca podziękuje mrygając awaryjkami, zdobywamy 1 punkt. Jeśli samochód, który nas minął jest samochodem na warszawskich blachach… i mrygnął… zdobywamy 5 punktów. Jeśli samochód, który nas wyprzedził jest samochodem marki BMW… i mrygnął… uzyskujemy 10 punktów. Jeśli jest to BMW na warszawskich blachach… i mrygnęło… zdobywamy 20 punktów. Jeśli jest to czarne BMW na warszawskich blachach… i mrygnęło… łączna pula naszej wygranej wzrasta o 50 punktów. Piękna gra. Zawsze wygrywamy!
*
W środę ruszyliśmy w pierwszą w naszym życiu podróż innego typu. Dziewczynki wsiadły do samochodu i pojechały na wieś. Sadownik na motongu przemierzał tę samą drogę dwie godziny później. Wróciliśmy w tym samym, seksistowskim układzie w czwartek. Dziś przy śniadanku rozmawialiśmy o naszych wygranych.
Jabłoń: Wiesz, zdobyłam za jednym razem 100 punktów.
Sadownik: ???
Jabłoń: (z dumą, że wie troszkę o etykiecie motocyklistów) Ustąpiłam kierowcy na motorze. Mrygnął… i „powiedział” dziękuję używając motocyklowej etykiety.
Sadownik: A ile punktów dostaje motocyklista, który ustąpi czarnemu BMW na warszawskich blachach, którego kierowca podziękuje mryganiem?
wpis przeniesiony 7.03.2019. (oryginał z zawieszkami)
Jak zwykle przypadek, ciekawość i odrobina dobrej woli.
Prolog. Służbowe maile od czasu do czasu w temacie mają słowo kaizen. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale na kilometr śmierdziało mi na nieobowiązkowe szkolenie, którego głównym składnikiem będzie obowiązkowe tracenie czasu. W świetle przyjętych w ten sposób założeń kasowałam każdy taki mail bez czytania i nadal mam zamiar tak robić.
Akcja. Dostaję mail z nowościami książkowymi, wznowieniami. I co? Przypadek, oczywiście, widzę tam znajome, nieznane mi słowo. Dobijał się do mojego mózgu „dwusylab” tak długo, że w końcu postanowiłam chociaż go intelektualnie obwąchać. Wynalazłam w zapasach jednej z internetowych księgarni. Uznałam, że mogę zaryzykować siedemnaście złotych i pięćdziesiąt groszy. Odczekałam swoje. Odebrałam.
Reakcja. Gdy tylko dostałam ją w swe ręce, natychmiast przed oczami stanął mi mój zamierzchły znajomy, który mawiał, że książki poniżej dwustu stron to broszury i on po nie sięgać nie zamierza. No więc, nie jest to książka. Można powiedzieć, że jest to broszurka. Malutka, chudziutka i inaczej być nie może.
Epilog. Broszurkę tę zaczęłam czytać po raz drugi zaraz po tym, jak tylko ją skończyłam. Jest wspaniałym antidotum na wyniesione z domu przekonania dotyczące zmiany, dyscypliny, wysiłku. Pokochałam tę książeczkę.
*
Podejmowanie małych kroków z wiedzą, że za ich pomocą opanowuje się strach i buduje nowe nawyki, wymaga zaufania i optymizmu. Ludzie zmagający się z kaizen mają problemy nie dlatego, że kroki są tak trudne, a właśnie dlatego, że są one łatwe. W ich przypadku przeszkodą jest wpojona im przez kulturę zasada, że zmiana musi być natychmiastowa, musi wymagać żelaznej dyscypliny i nigdy nie może być przyjemna. Sądzimy, że osiągniemy lepsze wyniki, gdy jesteśmy dla siebie surowi, zmuszając się do szybszego i bardziej wyczerpującego działania.
*
Zwracanie uwagi na małe szczegóły wydaje się czymś łatwym, lecz w istocie wymaga dużo szacunku, wyobraźni i ciekawości.
*
(…) jednym z najlepszych wskaźników sukcesu życiowego jest umiejętność zwrócenia się do innego człowieka w trudnych chwilach.
*
(…) małe kroki naprawdę się liczą i nawet najkrótszy kontakt z inną osobą jest niezwykle istotny.
Robert Maurer, Filozofia
kaizen, Helion, Gliwice 2007.
***
Pobiegłam do mojej ulubionej Nauczycielki języka japońskiego. O napisanie w edytorze i znaczenie każdego znaku poprosiłam. Zmieniać się na lepsze — czyż nie brzmi to pięknie?
kaizen = zmiana/poprawa na lepsze (zmiana + dobroć)