piątek, czerwca 14, 2013

767. Podła baba, nie człowiek

 wpis przeniesiony 7.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zobaczyłam ją dziś. Kolejny raz. Myślę o niej źle, bardzo źle...

*

Epizod #1. Henia była malutkim, dziewięciokilowym szczeniaczkiem. Wszystkie dzieci darzyła miłością, której nie byłam w stanie podzielać. Byłyśmy na spacerku. Pani X, jej dwóch synów, na oko 6 i 9 lat. Zaczęło się miło. Czy mogą pogłaskać? Ależ proszę. Zaczęli głaskać a potem popychać. Już prawie zabierałam Henię, bo przestało mi się to podobać, ale ta traktowała to jako świetną zabawę i skoczyła; przewróciła chłopca i się zaczęło. W skrócie, pani X postraszyła mnie strażą miejską. Ta scena nauczyła mnie bardzo szybko, że nie wszystkie dzieci; a te, na które się zgodzę, mogą mieć kontakt z Henią tylko i wyłącznie na moich warunkach. Nie wszystkie dzieci są słodkie wobec zwierząt. Nie wszyscy rodzice widzą coś więcej niż potencjalną słodycz swoich dzieci.

Epizod #2. Pani X rok później zaczepia mnie i opowiada o tym, ze zamówiła psa, setera. Prosiła, żeby opowiedzieć jej, co jest ważne w wychowaniu malucha. Miesiąc później z oburzeniem opowiadała mi, że pani hodowczyni zwróciła jej pieniądze i nie da jej szczeniaka. Po kilku kolejnych minutach opadła mi szczęka. Pani X zapowiedziała pani hodowczyni, że weźmie szczeniaka, ale istnieje możliwość, że po dwóch tygodniach go zwróci, bo nie wie, czy jej dzieci nie mają alergii na psią sierść. Pani hodowczyni miała nosa.

*

W zasadzie te dwa epizody powinny wystarczyć, by odpowiedzieć na pytanie, czy rodzina pani X potrafi mieć psa?

*

Epizod #3. U państwa X na jesieni zeszłego roku pojawiła się śliczna, młodziutka kundelka. Wesoła, otwarta, ciekawa, delikatna, śliczna. Na własne oczy przez zimowe miesiące oglądałam przekleństwo, jakim bywa dla psa mieszkanie z ogródkiem. Gdy szłam rano do pracy, mijałam sunię, która w ogródku szczęścia „zażywała”. Wracałam po kilku godzinach a sunia wciąż w ogródku, trzęsła się z zimna, towarzystwa ludzkiego potrzebowała, a miała minus dwadzieścia i śniegu na lata. Głaskałam, gadałam do niej i serce złamane miałam, gdy piszczała, gdy odchodziłam. W styczniu zaczęłam się zastanawiać nad tym, żeby może ukraść tego psa, bo sunia była cudna i było mi jej szkoda. Nie zdążyłam dojrzeć do czynu. Sunia zniknęła, choć jej nie ukradłam. W kwietniu spotkałam sąsiadkę-psiarę, z którą trochę kombinowałyśmy, by zrobić coś dla suni. Wtedy dowiedziałam się, że kobieta oddała psa, bo... zaszła w ciążę.

*

Pani X wróciła do świata. Minęłam kobietę w tym tygodniu dwa razy. Za każdym razem myślę sobie „podła suka” i czuję jak się we mnie gotuje. Zaraz potem skreślam słowo „suka”, bo nie każda ludzka baba, a już na pewno nie pani X, ma w sobie choć procent mądrości i serca psich dziewczynek.

Finał. Dobre w tym, że jest nadzieja, że sunia ma teraz dobry, kochający dom. Przykre natomiast, że epizod #3 oglądały dzieci. Czego się nauczyły? Pies to rzecz, bierzesz, nie dbasz, oddajesz.

Idzie sezon wakacyjny psów przywiązywanych do drzew, wyrzucanych z samochodów. „Człowiek”, to nie musi dumnie brzmieć. Piszę o pani X z nadzieją, że historia ta ode mnie się odczepi i będę mogła znów stawać się prawdziwym człowiekiem, a nie mieć ochotę powiedzieć pani X, co o niej myślę. Myślę źle, bardzo źle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz