czwartek, marca 30, 2017

2290. Analogowe konsekwencje cyfrowego czytania

 wpis przeniesiony 29.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Prawie w drugą rocznicę używania kundla, jakiś miesiąc temu, zupełnie przez przypadek odkryłam jedyną wadę czytania książek w wersji elektronicznej. W skrócie polega ona na tym, że gubi się literkową pamięć przestrzenną. Mięśnie nieużywane zanikają, pamięć też.

Czytając na kundlu, nie wiesz, że ten znaczący akapit był na początku książki, bo większy jej ciężar opadał na prawą stronę. Nie wiesz, że był na parzystej stronie, bo po lewej stronie rozłożonej książki błąkał się twój wzrok. Nie powiesz już nigdy: ta książka jest na drugiej półce od góry, gdzieś w środku między Kołakowskim a Lecem. Cała geografia i astrologia układu literek względem siebie i innych książek w cyfrowym świecie nie istnieje.

Gdy to odkryłam, czułam się jak bez ręki, jakbym straciła znaczącą część siebie. Książki są teraz jak mosty w nieznanych miejscowościach, tylko przeprowadzają mnie z jednego brzegu zrozumienia i czucia na drugi.

Książki teraz przeze mnie przepływają. Nie zapadają we mnie jak kłody. Jestem niczym rzeka, porywam uczucia i odkryty dla siebie sens, upuszczam wrażenia, wczoraj tam, jutro tu, nic nie jest już takie samo — tak naprawdę zawsze tak było, ale teraz dzieje się jakoś bardziej.

A wada, o której wspomniałam, przestała być dla mnie wadą, jest cechą, własnością, prądem, który mnie porwał. Jestem rzeką — umiejętność zostawiania jest dla mnie dziś cenna. A może to kwestia wieku?

*

„To nie dla mnie — powtarzałam sobie wiele razy. — Nic z tego”. Ale świat się zmienił i ja też.

Helen Macdonald, J jak jastrząb,
przeł. Hanna Jankowska, Czarne, Wołowiec 2016.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz