#3. Z pewnością Amos Oz jest Żydem gorszego sortu. Przytomnie patrzy. Pięknie pisze przemyślane wystarczająco. Nie poniża werbalnie. Nie jest postrzelony pięcioma gramami racji najmojszej. Tylko czemu Jego fanatycy, choć w cieplejszym klimacie chowani, nie różnią się od naszych rodzimych? No czemu?
Nie, my i Palestyńczycy nie możemy stać się jutro „jedną szczęśliwą rodziną”. Potrzebujemy dwóch państw. Z czasem być może przyjdą współpraca, wspólny rynek, federacja. Ale na pierwszym etapie nasz kraj musi być domem dwurodzinnym, ponieważ my, izraelscy Żydzi, nigdzie się stąd nie ruszymy. Nie mamy dokąd. I ponieważ Palestyńczycy też nigdzie się stąd nie ruszą. Też nie mają dokąd. Nasza waśń z Palestyńczykami w swojej istocie nie jest hollywoodzkim westernem, gdzie dobrzy walczą ze złymi, lecz tragedią z konfliktem dwóch racji. Tak napisałem bez mała pięćdziesiąt lat temu i wierzę w to także dzisiaj. Konflikt dwóch racji, a często, niestety, również dwóch niesprawiedliwości.
*
Stojąc przed oznakowanym przejściem dla pieszych, z pewnością mam prawo przejść przez jezdnię. Jeśli jednak widzę ciężarówkę pędzącą ku mnie z prędkością stu kilometrów na godzinę, mam też pełne prawo odstąpić od swoich praw i nie przechodzić. Nasi fanatycy są przekonani, że jest naszym religijnym obowiązkiem zamknąć oczy na niebezpieczeństwa i przejść przez ulicę, a z nieba przyjdzie wybawienie.
*
Nasi fanatycy mówią, nie bez szczypty złośliwej uciechy: „Wy, żydowscy Izraelczycy, którym tak zależy na demokracji, będziecie teraz musieli o niej zapomnieć. Jeśli nie chcecie tu żyć w państwie arabskim pod rządami arabskiej większości, będziecie musieli w końcu zrezygnować z ukochanej demokracji, praworządności, Sądu Najwyższego i przywyknąć do życia pod żydowskimi rządami rabinów ze wzgórz. Nie podoba się? Możecie się stąd wynosić, dokąd chcecie. Znikajcie nam już z oczu”.
*
Ktoś, kto jak ja widział na własne oczy powstanie Państwa Izrael zaledwie trzy lata po ludobójstwie dokonanym na europejskich Żydach przez niemieckich nazistów, nie tak szybko kupi pojęcie „nieodwracalności”. Kto widział, jak Charles de Gaulle, bohater francuskiej prawicy, przyznaje niepodległość Algierii, która była przyłączona do Francji i gdzie mieszkały setki tysięcy fanatycznych francuskich osadników, nie tak szybko kupi pogróżki wygłaszane przez proroków „nieodwracalności”. […]
Nieodwracalna jest chyba tylko śmierć, a i o tym pewnego dnia jeszcze przyjdzie nam się przekonać na własnej skórze.
*
Teraz pora na małe wyznanie: kocham Izrael nawet wtedy, gdy nie mogę go ścierpieć. Jeżeli jest mi sądzone upaść któregoś dnia na ulicy, chcę, by się to stało w Izraelu. Nie w Londynie, nie w Paryżu, Berlinie ani Nowym Jorku. Tutaj zaraz podejdą obcy ludzie i mnie podniosą (a kiedy stanę z powrotem na nogi, z pewnością niemało będzie takich, co się ucieszą, widząc, jak znowu upadam).
Lękam się bardzo o przyszłość. Boję się i wstydzę polityki rządu. Boję się fanatyzmu i przemocy, które coraz bardziej się u nas panoszą, i również za nie mi wstyd. Ale dobrze mi być Izraelczykiem. Dobrze mi być obywatelem państwa, w którym żyje osiem i pół miliona premierów, osiem i pół miliona proroków, osiem i pół miliona mesjaszy. A każdy z nas ma własną receptę na odkupienie albo przynajmniej rozwiązanie. Wszyscy krzyczą, a tylko niewielu słucha. Nie jest tu nudno. Izrael bywa co prawda denerwujący, oburza, rozczarowuje, czasami rodzi frustrację i złość, ale nieraz fascynuje i porywa. Tego, co zobaczyłem tu w czasie swojego życia, jest i znacznie mniej, i znacznie więcej, niż śniło się moim rodzicom i dziadkom.
Amos Oz, Do fanatyków. Trzy refleksje,
przeł. Leszek Kwiatkowski, Rebis, Poznań 2018.
(wyróżnienie własne)
[#1,
#2]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz