czwartek, czerwca 14, 2018

2909. Jak On się rozbiera…

Wieczór i noc z wtorku na środę Sadownik spędził ze mną na SORze. Ćwiczenia praktyczne z Małych Bogów 2 mamy zaliczone — zapity do nieprzytomności, którego poszukiwała roztrzęsiona kobieta, starsza pani ucząca małżonka, co go boli i że wcale nie od roku tylko od upadku dwa dni temu, młodzieniec chcący symulować, by przeskoczyć triage, pańcia-bomiś awanturująca się, że przecież płaci składki.

Przy zakładaniu gipsu koło drugiej trzydzieści Pan Gipsiarz chciał się ze mną zamienić, bo odpocząłby i spokojnie obejrzałby sobie mistrzostwa w kopaną piłkę. Sadownik kazał mi się cieszyć, że NFZ gotów jest zużyć na mnie ponadnormatywną ilość gipsu i bandaży — Jabłoń, nie porzeczka, długie ma wokół stawu kolanowego. Pan Doktor płakał ze śmiechu i z Pana Gipsiarza, i z Sadownika. Mnie ogarniała czarna rozpacz.

(fot. Sadownik podczas czekania)

*

Pan Ciasteczko & Heniutka:
(wczoraj po powrocie z pracy)

Sadownik:
(rosoli się)
O! Mogę się bezpiecznie rozebrać…

Jabłoń:
(w roli demon-seksu-w-gipsie ryczy ze śmiechu,
choć do śmiechu od kilkudziesięciu godzin nie było jej wcale
)

*

Dziś na usg zobaczyłam piorun — niczym owad w bursztynie — odciśnięty w mojej rzepce. W domu na spokojnie doczytałam, że troczki i więzadło rzepki oraz ścięgno mięśnia czterogłowego nieuszkodzone. Mam troczki rzepki! Wróciła nadzieja. Dziś, dzięki Oj Tè i Sadownikowi, który powiózł, przywiózl, rozładował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz