wczoraj i przedwczoraj na ścianie w sypialni o piątej rano niewinnie umieszczało szkice z roślinnymi motywami. potem już tylko bezszelestnie zabijało (który już dzień?). dziś (chwilowo) już nie.
178–180/365
Jabłoń, która nie rodzi, należy wyciąć, usłyszałam.
Jak to jest: żyć, być, śnić i nieprzerwanie marzyć,
gdy prawie ci wmówiono, że jesteś taką Jabłonią?
Jak to jest kwitnąć przez cały rok? Rozkwitać każdego dnia?
wczoraj i przedwczoraj na ścianie w sypialni o piątej rano niewinnie umieszczało szkice z roślinnymi motywami. potem już tylko bezszelestnie zabijało (który już dzień?). dziś (chwilowo) już nie.
178–180/365
Zachwycając się tym zdjęciem, zastanawiałam się, jak długo będzie czekariuszem. Okazało się, że niedługo. Piękno przyciągnęło szybciutko piękno i zaklętą w literki mądrość.
fot. Saxifraga.
[…]
nie martw się o przegraną.
Jeśli tak ma być, to tak będzie —
najważniejsze, żeby się nie spieszyć.
Dobre rzeczy nigdy nam nie umykają.
John Steinbeck
(1902–1968)
il nostro amore è un po’ vecchio.
anch’io, anche Sadownik. che fortuna!*
173/365
__________
* nasza miłość jest troszkę stara.
tak jak ja i Sadownik. co za szczęście!
*
Trzeci tydzień nie wypuszczam z rąk dwóch piosenek. Potrzebuję upuścić choć jedną (druga), by zrobić miejsce na nową dostawę, która może już dziś. Jeden z moich ulubionych poetów, wrażliwy obserwator świata odmienia Włochy nie tylko przez przypadki, miasta czy poetów, ale również przez architekturę, sztukę i muzykę. Dzieli się tą ostatnią w cośrodowych audycjach radiowych. Tę piękną piosenkę o niemłodej miłości wyjęłam z tej świeżutko odkrytej (dobrą chwilę temu) audycji i… łomolę.
Ex-Otago, Solo una canzone.
abbracciami per favore
a te posso dire tutto
tutto ciò che sento
Doczytałam w stopce redakcyjnej, że mój egzemplarz należy do jedenastego wydania tej książki. Urodzinowa traktuje o złości. Choć model radzenia sobie z nią — idź do swojego pokoju, wróć, jak się uspokoisz — trąci myszką, to samo przedstawienie złości jest fantastyczne i ponadczasowe. Kamieniem mogą rzucić tylko ci, których w dzieciństwie nauczono dobrego sposobu radzenia sobie z nią. Nie znam zbyt dużo takich, dlatego tytuł przetłumaczyłam dla niedzieci dość pojemnie, bo duzi też sobie średnio ze złością radzą.
I pomyśleć, że przydział na jedną włoską książeczkę w tym miesiącu nie został przeze mnie jeszcze wykorzystany. Z tego, co wiem, to jeszcze nie koniec urodzinowych literek. Potrzebuję tylko poczekać, ale z każdym dniem jest tego czekania coraz mniej.
[RRRRRRRHAA,
COŚ pojawiło się nagle.]
*
[ — Cześć — mówi COŚ. — Co robimy?
— Ww… wszystko, co chcesz — odpowiedział Roberto.]
[ — Rozumiesz? Przestań!]
*
[I moja ulubiona książka!
Ma sponiewierane wszystkie strony, / biedaczka.]
[Teraz, / tak jest lepiej.]
Che rabbia!
[Co za wkurw!]
Mireille d'Allancé, Che rabbia!,
z j. francuskiego przeł. Anna Morpurgo,
Bababum di Babalibri, Milano 2019.
[ — Tato, zostało trochę deseru?]
(tamże)
*
Po tę książkę sięgnął zachwyt okładką i ciekawość dotycząca wątków plecionych bliskimi relacjami — tymi z wyboru i tymi, z których nie można się wymiksować. I był to strzał w dziesiątkę, w szczególności jeśli chodzi o relacje rodzinne, te nie z wyboru. Dla mnie to książka o tym, że ludzie najczęściej mają dobre intencje i starają się, jak tylko mogą. A nieporozumienia? Czasem te grube, często te przez dziesięciolecia omijane, biorą się w szczególny sposób z tego starania.
Zakończenie historii? Takie, jaki lubię najbardziej.
Znajdziecie rozwiązanie. Nic nie jest jeszcze stracone, o to mi chodzi. Nic nigdy nie jest stracone. Albo nic nie jest stratą, albo jest nią wszystko. Ale wam dwóm mogło się przydarzyć coś gorszego niż to, że ty stałeś się częścią życia Mike’a, a on stał się częścią twojego życia. Rozumiesz?
Rozumiem.
Więc nie martw się.
*
[…] próbował robić to samodzielnie, ale potem się poddawał. Prawie przez cztery tysiące dni swojego życia.
*
No właśnie, mówi Mitsuko. Więc powiedz mu o tym. Użyj dokładnie tych słów.
I wtedy zmieni zdanie?
Tego nie wiem. Może być bardzo różnie. Ale podejmie taką decyzję, jaką będzie chciał, a nie taką, jaką wydawałoby się mu, że tylko powinien podjąć. Albo taką, która jest po prostu najłatwiejszą ścieżką w wędrówce naprzód.
Poradzisz sobie, mówi Mitsuko. Wszystko będzie dobrze. Przyrzekam ci.
Może i tak.
Na pewno.
*
Mówisz bez sensu.
Po prostu nie chcesz go dostrzec.
*
Na razie nic mi nie trzeba.
Jasne. Ale czasami odpowiednia chwila po prostu mija.
*
To tyle. Ważne, że wiesz. I ważne, że ja wiem, że ty wiesz.
Wiem, odpowiadam.
*
Nie wiem, co ojciec by zrobił.
Zaakceptowałby to albo nie. To nie zależy od ciebie.
*
Ważne chwile nigdy nie są ważne w tym momencie, kiedy, kurwa, przychodzą.
*
Zmilczałem to. Ale pomimo wszystko nastawiłem uszu.
Nie było jednak czego słuchać.
Więc staliśmy tak, słuchając niczego.
Jak gdyby czytając mi w myślach, Eiju odezwał się: Cisza to także dźwięk.
Będzie ci jej brakowało, kiedy zniknie, dodał i popił piwo.
*
[…] wszyscy mamy bardzo niewiele czasu, dodałem. Wiesz? I bardzo bym nie chciał, żebyś go zmarnował.
*
Co teraz? zapytałem i przysięgam bogu, że o mało nie wzruszył ramionami.
Nic, odrzekł.
Chodzi mi o to, co ja mogę zrobić, powiedziałem.
Wiem, o co ci chodziło.
Wszystkim się wydaje, że mogą zrobić coś więcej, dodał. Ale prawda wygląda tak, że czasami właściwie już to robią.
*
Po prostu przytul go od czasu do czasu. Niech wie, że nie jest przezroczysty.
Bryan Washington, Upamiętnienie,
przeł. Maciej Świerkocki,
Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)
Każdy ma kogoś, dla kogo jest szwarccharakterem.
*
To nic nie znaczy, mówię.
Nic nie znaczy nic, mówi Mike.
(tamże)
Czerwiec jest dla mnie szczególnym miesiącem, bo dostaję urodzinowe prezenty. Wszystko, czego potrzebuję do dobrego życia, mam od lat, ale… W tym roku rozbłysło mi oko. Wiem, wiem, jestem pewna, czym chcę być obdarowana!
Od miłości trudno się Drzewku oderwać, pierwsza propozycja rozłożyła mnie już samą okładką, a potem, gdy już prawnie należały się tej książce moje dłonie i uwaga, zachwyciła mnie każda ilustracja.
To książka z lekkim smrodkiem wychowawczym, jakby czytanie książek nie mogło służyć tylko i wyłącznie przyjemności. W wolnym tłumaczenie brzmi tak: miłość miłością, ja ciebie też, ale czas spać i nie ma takiego zaklęcia, które odwoła ten stan rzeczy, śpij już, mała cholero dowolnego gatunku, śpij!
Wisienką na torcie było odkrycie wersji czytanej tej książki. Przeczytana jest po prostu fenomenalnie. Nie trzeba rozumieć żadnego włoskiego słowa, by wyłapać w tonie głosu mistrzosko odtworzone rodzicielskie zniecierpliwienie. Popłakałam się ze śmiechu.
*
— Mamo, nie śpij!
— Dlaczego?
— Bo jeszcze ci nie powiedziałem, że kocham cię jak…
*
Cristina Petit, Carlotta Passarini,
Ti voglio bene come…,
Pulce Edizioni, Santarcangelo di Romagna 2020.
*
Nie czekałam na nią dwa lata — taki czas dzieli drugą i trzecią książkę od odpowiedniej dla niej poprzedniczki. Czekałam na tę prawie dwa razy dłużej, ale było warto. Byłam zachwycona, gdy pojawiła się w zapowiedziach. Wystarczyło poczekać, a to już prawie umiem.
To książka o tym, co cywilizacja, demokracja i inne zdobycze białego, kulturalnego, chcącego dobrze a nawet lepiej człowieka robią całemu światu, choć na Grendlandii absurd tych działań widać jak na dłoni. To opowieść o tym, że większy i silniejszy może więcej, może bezkarnie, a konsekwencje sa tym, z czym mierzą się ci mali. To książka o tym, że choć czasem wydaje nam się, że jesteśmy duzi, sprytni i silni, to jesteśmy — każda i każdy z nas — malutcy i bezbronni niczym Ziemia. To książka o małych, ale ważnych, arcyważnych jak każde jednostkowe życie.
Najpierw czekałam, aby się ukazała. Potem kolejne rozdziały wydawałam niczym druki ścisłego zarachowania, powoli, z namysłem. A gdy było po książce musiałam poczekać, aż opadną wrażenia, aż nadejdzie właściwa dla tej książki niedziela. Nadeszła dwa dni temu, ale okazało się, że najpierw trzeba ograniczającą rzeczywistość ogarnąć, przytulić, nie zabić, obłaskawić, by dała żyć. Zaleganie wrażeń nie robi mi dobrze w żadnym języku. Dlatego też dziś udaję, że jest niedziela.
alternatywny tytuł wpisu:
(3004+11+1+1656). Czwarta
Mimo wiatru nadal słyszę śpiew Juaanny. To kołysanka dla wszystkich, do których tego dnia nie będą prowadziły świeże ślady. Na grobie Gerta nie pali się światło. Widać, że ktoś był, ale doszedł tylko do tyłu krzyża, stanął mu za plecami. Wygrzebuję spod śniegu kilka kamieni, buduję osłonę dla płomieni i stawiam znicz. Jest mi tak zimno, że nie mam się czym rozpłakać. Juaanna podchodzi i obejmuje mnie wpół.
*
„Człowieku, czemu jesteś taki szczęśliwy? Bo tacy powinniśmy być. Nasza przyszłość? Nic o niej nie wiemy. Bądź szczęśliwy”. Coś takiego – śmieje się. – Proste.
*
[Aleqatsiaq Peary] Dobrze mi idzie ze słowami. Dopiero niedawno nauczyłem się mówić to, co myślę, i niektórzy uważają, że jestem zbyt bezpośredni… Przez całe życie tylko słuchałem. Pamiętam dobrze, że kiedy ojciec powtarzał: „Nigdy nie wskazuj palcem na białego człowieka”, pytałem: „Dlaczego nie?”, ale nie doczekałem się odpowiedzi.
*
Widok za oknem to opowieść nie dla języka pisanego.
*
Początek nocy polarnej to czas odwiedzin. Idziesz ty albo przychodzą do ciebie.
Sąsiedzi rozpoznają się po głosach. Na pytanie „kinauna?”, kto to?, odpowiadają „uanga”, to ja, i już wiadomo.
*
W ciemności ciało mniej się boi. Idziemy po prostu za saniami, a one nie pozwalają się przewrócić. Kilometr po kilometrze, w zgodzie na to, że we wszystkim, co nas różni, potrafimy bez słowa wyrównać krok.
*
Czasem myślę, że w ciemności jest wszystko i że nie można bez niej żyć.
A innym razem – jak teraz – że można od niej ochujeć.
*
Nasza kultura bazuje na wzorcach osobowych i opowieściach. Tylko tak można dotrzeć do ludzi: opowiadając własne historie, dzieląc się trudnymi doświadczeniami, swoimi upadkami.
*
[…] reszta świata potrzebuje tutejszego sposobu myślenia, ograniczania się, milczenia.
*
[…] ugguk – foka wąsata.
– G czytamy jak h, więc wymawiasz „uh-huk”.
Wymawiam.
– Nie, wymawiasz „uhhuk”. Wymawiaj „uh-huk”.
Wymawiam. Ilannguaq się śmieje.
– To brzmi jak uhuk, czyli penis. „Uh-huk”.
*
Wywodzę się z kultury słowa pisanego, a ono upraszcza i definiuje, odbiera opowieściom kontekst, narzuca wstęp, rozwinięcie i zakończenie, więc na pewno do tego miejsca użyłam już bezwiednie iluś krzywdzących określeń, mimo że ważę słowa i ucinam przymiotniki.
*
Ja chcę wrócić choć raz i mam nadzieję zastać wszystkich w tych miejscach, w których będą sobie życzyli być zastani.
*
Pytam o przyszłość.
– Przyszłość to luksus – odpowiada mężczyzna. – Również dla cywilizowanych ludzi, tyle że my o niej nie myślimy, bo zakładamy, że będzie częścią naszego życia.
Ilona Wiśniewska, Migot. Z krańca Grenlandii,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022.
(wyróżnienie własne)
Tu wszystko zależy od nastawienia. Ja wybrałem bycie szczęśliwym.
(tamże)
a jeśli myli* się moja złość, proponując mi tunelowe widzenie? a jeśli moje: bezsilność i poczucie beznadziei mylą** się? może to tylko ostry zakręt albo nieoznakowane rozwidlenie losu.
__________
* w ocenie sytuacji.
** w ocenie mojego stanu i potencjalnej przyszłości.
171/365
[suplement: 23.06.2022],
pozostałe dwie ilustracje tu.
Jabłoń:
(wciąż w porannym łóżeczku)
Dacie mi jeszcze pięć minut?
Biały Kruk:
(do Sadownika)
Dasz jej pięć minut?
Sadownik:
Dałem jej całe swoje życie,
dam i pięć minut.
Jabłoń:
(gotowa oskarżyć Sadownika
o podlizywanie się jego teściowi)
Zbierasz punkty?
Kocie, nie jestem Żabką!
Rozkochał nas w labradorach. Stał się ojcem pomysłu, by czarną labradorską kuleczkę przynieść do ula. Z wdziękiem i bez żadnego wysiłku zrobił obie te rzeczy. Fidus.
Wczoraj zwaliła nas z nóg informacja, że dzień wcześniej pożegnali Go Jego Ludzie. Tak trudno znaleźć sobie miejsce, wiedząc, że Fidusa nie ma już po tej stronie tęczy. Jego Duch — to pewne — pozostanie z nami na zawsze. Świadczy o tym każda łza.
Fidus
(2007–2022)
fot. Człowiek Fidusa.
Na gigancie wpadłam na pomysł, że o książkach będzie tu tylko w niedziele. Byłoby to niczym porozumiewawcze mrygnięcie okiem do tych, którzy wpisów o książkach nie znoszą. Pomysł przedni, ale już na początku niesubordynacja książkowa. Prawie trzy tygodnie chodzę z wrażeniami na temat tej książki i nijak nie mogę ich upuścić. Poczekałabym do niedzieli, najbliższej lub kolejnej, ale nieupuszczenie tej książki zatkało mnie, zatrzymało i jedynym ratunkiem dla mej Duszy jest zostawić tę książkę tu, zrobić to jak najszybciej.
Nie wiem, co zachęciło mnie do sięgnięcia po tę lekturę. Na pewno nie okładka, na pewno nie jamnik, a w zasadzie jamniczka, ale pies mógł mieć z tym coś wspólnego, może starość Heniutki. Nie mam pojęcia. Sięgnęłam. Szybko wsiąkłam w opowieść i długo po tej książce szukałam pionu.
Proszę, nigdy nie przestawajcie kochać książek, bo one zabiorą Was, gdzie tylko zechcecie.
*
Życie w chwilach największego uniesienia nawet w połowie nie ekscytowało mnie tak jak ją.
Najwspanialsze w psach jest to, że zdają się po prostu wiedzieć, kiedy są najbardziej potrzebne. Rzucają wtedy wszystko, aby być przy człowieku.
*
Poczekalnie weterynaryjne czasami aż kipią od emocji. Koty w transporterach są zawsze wystraszone, a ich właściciele równie nerwowi. Zdarzają się zadowolone psy, którym nic szczególnego nie dolega, przyszły na rutynową kontrolę i nie posiadają się z radości, że mają okazję zwiedzić kawałek świata i dostać ciastko za odwagę. Zdarzają się psy niespokojne, które nienawidzą weterynarzy bez względu na okoliczności.
*
Nie wierzę w przeznaczenie. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie wierzę w anioły. Nie wierzę w Niebo ani w to, że nasi bliscy patrzą na nas z góry. Niemniej słońce tak miło przygrzewa, wiatr tak przyjemnie chłodzi, towarzystwo jest tak doskonałe, a całe popołudnie tak upajające, że trudno nie usłyszeć niesionego wiatrem głosu Lily.
– NIE! WOLNO! SIĘ! SMUCIĆ! DŁUŻEJ! NIŻ! MIESIĄC!
Nie, miesiąc to o wiele za mało na uporanie się z żałobą, chcę zaprotestować. Niemniej według psiego kalendarza minęło już siedem miesięcy. Ponad dwieście dni. A to i tak nie ma znaczenia, bowiem dla Lily każdy dzień mojego smutku był dniem straconym.
*
Śmierć jest częścią życia. Im wcześniej się to zrozumie, tym więcej czasu zostaje na cieszenie się jego pełnią.
*
[…] jak to możliwe, że dajemy radę żyć ze świadomością nieuchronnej śmierci swojej i bliskich. Jaki jest sens tego wszystkiego. Po co w ogóle wstawać z łóżka w obliczu takiej beznadziei. A może właśnie obietnica śmierci pobudza do życia. Trzeba korzystać z tego, co mamy, dopóki trwa. Czy wiedza, że każdy dzień może być tym ostatnim, wzmacnia w nas wolę życia?
*
Chyba zdołałem zażegnać kryzys, ale z doświadczenia na morzu wiem, że duże statki obracają się powoli.
*
Czy to dobry moment na szczerość? Nie mam nic innego do zaofiarowania.
*
Myśl o niesprawiedliwości losu jest jedynie zwróceniem uwagi na pewien fakt. Obserwacją. Takie po prostu jest życie. Tak funkcjonuje świat. Rządzi nami przypadek. Tak naprawdę nikt niczego nie rozdziela. Nikt nie pilnuje, by każdy dostał wszystkiego po równo.
Mieliśmy tak wiele przygód. Wszystkie były cudowne.
Były.
Czas przeszły.
[…] Życie jest największą z przygód. Czuć w sobie siłę huraganu – to dopiero niezwykłe poczucie.
*
Pytanie: Jaki jest twój ulubiony dźwięk lub odgłos?
Odpowiedź: Wzdychanie szczeniaczków.
*
[…] jakoś przetrwałem i idę dalej. Dołączenie do świata żywych wydaje mi się absolutną koniecznością. Za długo mnie tu nie było.
*
– Co masz do stracenia? – pyta.
– Co mam do zyskania? – ripostuję.
*
Za każdym rogiem kryje się nowa szansa na zaczęcie wszystkiego od nowa, z czystą kartą. Każde odbicie piłeczki przynosi radość i obietnicę kolejnej pogoni.
Steven Rowley, Do widzenia, Lilly,
przeł. Magdalena Rychlik,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)
Nie utrzymasz psa na dystans, to niewykonalne. Będzie uparcie wdzierać się do twojego życia, czy ci się to podoba, czy nie. Trudno jest też przed nim cokolwiek udawać, tak jak ludzie często to robią w relacjach ze sobą nawzajem. Psy zazwyczaj widzą cię całego i kochają bezwarunkowo.
*
Chyba wiedziałem, że ta chwila nadejdzie. Jeden rozdział się kończy i zaczyna drugi.
*
O wiele łatwiej jest się podnieść i stanąć na nogi, kiedy się naprawdę wie, kim się jest.
*
Słuszna decyzja. Zła decyzja. Szczęśliwe wspomnienia. Smutna rzeczywistość. Dobrze. Niedobrze. Góra. Dół. Wygrana. Przegrana. Życie. Śmierć.
(tamże)
Pojechała na plener. Malowała. Wróciła, a kolejka pociągnięć pędzlem czekała i czekała cierpliwie (tak czekać umieją tylko obrazy), nie starzejąc się ani trochę. Dłużej czekać nie mogła kolejka, nie mogły obrazy. Nie mogłam i ja ruszyć w nowy tydzień, bez upuszczenia tych cichych czekariuszy tu, by mieć je pod ręką już zawsze.
Kaan.
Do drugiej lokalizacji festiwalowej drugi rok nie mam już dostępu. Jako wysłannik idzie tam Sadownik, a ja w tym samym czasie przy kawie czytam sobie. W zeszłym roku wrócił po dwudziestu minutach zdegustowany. W tym roku wrócił po godzinie z hakiem, czyli działo się dobrze.
Umowę mamy następującą: jeśli coś będzie się Sadownikowi podobać, zrobi cyk, by gdy zejdzie na dół mi pokazać. Było tego całkiem sporo, ale jeden projekt, w szczególności jego dwa zdjęcia wyjęły mnie z bucików. W temacie było — jak zeznał Sadownik — coś z rzeką, a połączenie żywiołu z ludzkim ciałem, poza tym, że zachwyciło, natychmiast przypomniało o innym fotografie, który zrobił na mnie podobne, piorunujące wrażenie. Bonusem w oglądaniu zdjęć w ten sposób okazały się dla mnie portrety niewprost Sadownika, które muszę tu mieć razem z rzeką.
Korekta w obsłudze tej festiwalowej miejscówki od przyszłego roku będzie dotyczyła robienia cyk informacjom o Autorkach i Autorach oraz tytułom projektów. Tu też ustalenie szczegółów post factum nie jest łatwe.
Zahipnotyzowały. Pierwsze zdjęcie i Sadownika, i mnie. Drugie tylko mnie. Zahipnotyzowały mocą. Mocą życia. Oboje natychmiast wiedzieliśmy, że żadne inne zdjęcie pokazywane na festiwalu nie będzie dla nas lepsze, mocniejsze, bardziej wyraziste, gadające non stop.
Z wrażenia — niepotrzebny był nam opis, by nas porwały — nie wiemy, kto jest ich Autorką/Autorem. Nie jest łatwo to ustalić.
[suplement: 13.06.2022] Dzięki Organizatorom wszystko już wiemy. Sadownik zapytał i otrzymał odpowiedź. Zdjęcia robił Autor i mogą być tu podpisane.
*
Balázs Turós, The Nature of Things.
Nikogo nie powinno dziwić, że pojawią się na festiwalu zdjęcia, projekty związane z Ukrainą. Większość wyciskała łzy.
Duch czasów, w których przyszło nam żyć? Projekt dotyczący sytuacji zwierząt na Ukrainie zmiótł mnie niczym hipotetyczna wizyta na Paluchu.
[Wzajemne wsparcie] ma miejsce wtedy, gdy ludzie łączą siły, by nawzajem realizować swoje podstawowe potrzeby. Polega na wspólnym zrozumieniu, że systemy, w których żyjemy, nie spełnią tych potrzeb, ale możemy zrobić to razem, tu i teraz.
// Dean Spade
Słowo wstępne do wystawy Solidarność, Protest, Troska.
*
Yulia Krivich, Słownik.
* * *
Optymistyczny tytuł projektu. Według mnie izmy w Polsce nie są ciche, choć strukturalnie są zawsze przemilczane i zbyte. Rasizm, seksizm, ableizm, ageizm mają się w Polsce doskonale i kwitnąco. A ludzie? Wielu stara się kwitnąć pomimo tych izmów, które ich nie tylko dotykają, lecz czasem próbują powalić.
To pierwszy festiwal, z którego wzięłam dla siebie więcej literek niż pikseli. Ten projekt jest jednym z dwóch w kategorii must see.
Rasizm symbolizuje w Polsce powszechnie używane słowo Murzyn […].
*
Dlaczego warto zwiększać świadomość na temat negatywnego wpływu języka na tożsamość? Język jest odwzorowaniem rzeczywistości i zmieni się tylko wtedy, gdy zmienią się ci, którzy go używają. Cichy rasizm jest głosem pokolenia, które chce tej zmiany.
*
[Murzyn] Określenie używane w branżowym slangu filmowym. Oznacza czarną flagę lub ekran, wykorzystywany do wysłaniania światła na planie filmowym.
*
Teoretycznie możesz wszystko. Tylko pytanie, po co to robisz i co ci to zabiera, jeżeli tego nie zrobisz? Co ci zabiera to, że nie będziesz używał słowa Murzyn?
// Oliwia Oladigbolu
*
Bardzo znamienne jest to, że w związku z różnymi problemami [z rówieśnikami] nauczyciele stwierdzili, że zapiszą mnie do psychologa […]. Jak myślę o tym teraz, to zastanawiam się, czemu ja, a nie oni?
// Mateusz Małkowski
Julia Klewaniec, Cichy rasizm,
(wyróżnienie własne).
Umami w związku to przedmiot projektu, którego dwa zdjęcia chcę tu mieć na wyciągnięcie ręki. Umami w długoletnim związku? Subtelny bywa, wykwintny jest zawsze i nie da się z niczym porównać — to naprawdę coś innego niż trzeci wspólny rok piątego związku. A umami życia z wyzwaniami? Ma czasem nie tylko smak bezsilności, ale również niebywałej mocy.
Umami z jap. 旨味 […] → coś pysznego. Piąty smak, niepodobny do żadnego innego.
*
*
fot. na fot. Agata Puławska, [z:] Umami.
Książki na festiwalu. Zawsze i obowiązkowo. Nie chcemy ich mieć, ale chcemy dać im szansę, by nas dotknęły. Ta przykuła moją uwagę okładką, na której w pionowych liniach znalazły się literka po literce poniższe wiersze. I wpadłam jak śliwka w kompot, dwie fotografie z tego albumu potrzebuję tu mieć.
I wil not show you anything
you have not seen before
I wil not tell you anything
you have not heard before
words create limitations
but silence oh silence
you are so rich and limitless
*
[…] experience is immortal.
*
Silvia Pogoda, Butterflies,
Tajfuny, Warszawa 2021.