Niedzielne odliczanie literek, raz. Nie, nie zainteresowałam się nominacjami do Nike. Nie zajrzałam do listy finalistów i nie oglądałam gali wręczenia nagrody. Nie miałam poczucia krzywdy, straty czy pustki. Dyskryminuję dyskryminujących.
W radiowych wiadomościach w poniedziałek podano informację, że wygrała poezja. Poezja? Zdziwiłam się tylko trochę, bo co innego ma wygrać w tak trudnych czasach. Klik, klik, jest wersja elektroniczna. Klik, klik, miałam. Hmm, włoski tytuł, mniam, mniam!
A dlaczego taki tytuł tomiku? Nurtowało mnie to pytanie, a odpowiedni wiersz w tomiku nie udzielał odpowiedzi. Znalazłam ten film z 1962 roku. Wytrzymałam 14 minut: pierwsza scena przenicowała mnie na lewą stronę, druga powaliła patriarchatem, trzecia dorzuciła kolonialną wyższość białego człowieka, czwarta była tak okrutna, że powiedziałam: dość i starczy! Będę, niczym Kaczyński, miała zdanie na temat filmu bez jego obejrzenia. Potem doczytałam, że film ten jest reprezentantem nurtu filmowego mondo, który charakteryzuje się przedstawianiem śmierci — nie jako symbol, opowieść, rytuał przejścia, tylko w postaci realnych scen.
Jak dobrze, że chłopca nie wpuszczono na ten film do kina. Jeśli ta strata była zaczątkiem rodzącego się poety, to wszyscy wygraliśmy. A ten tomik wierszy? W kontekście tytułu? Cały o śmierciach: małych i dużych, śmierciach chwil, gestów, uczuć i spojrzeń. Ot, poetyckie mondo dla wrażliwców.
[…] i plakat, że film
„szokujący”, że „szokujący najbardziej”. Tak, to był pierwszy raz,
kiedy aż tak zapragnąłem: widzieć, zobaczyć, popatrzeć.
[…]
niezapisana niczym, nieletnia wyobraźnia, próbując,
wbrew pierwszemu w życiu niespełnieniu, rozgryźć słowa
z plakatu, miał tytuł Mondo Cane.
*
Po dniu wczorajszym, po chwili już nieobecnej,
za kim, dziś pytam, tak popędliwie biegłem? A za kim
dziś, stojąc w miejscu, biegnę w tym pokoju –
[…] nic się tu nie działo,
ani dziś, ani w przyszłości.
*
wyjąłem ręce z kieszeni i zostałem, powiedzmy,
mężczyzną. […]
*
Popatrz, jak się całują, ci dwaj,
w jakim zapamiętaniu, jakby mieli po naście lat
i ledwo meszek pod nosem,
a cała oceaniczna rozłożystość świata,
z obietnicą gęsiej skórki
na karku, tylko na nich
czeka, by zawrzeć przymierze.
*
[…] Kimkolwiek jesteś, twój wybór
do niczego cię nie zobowiązuje:
to historia miłosna. […]
*
a jednorożec, którego zabiliśmy w ramach przywracania porządku, ty
kamieniem, ja dwoma, był ostatnim okazem tego gatunku
na wschód od naszego języka.
*
O tym się w wierszu, jeśli ma być wierszem,
nie pisze? A znasz coś intymniejszego
po tej stronie Odry? Coś
nad bezradniejącą cielesność
pod cudzym spojrzeniem?
*
Rzecz jasna nic nie stoi na przeszko-
dzie, abyśmy prywatnie pozostawali
optymistami
*
Znowu nas spisali. Pies ich trącał. I tak nikt
w tym kraju nie czyta, choć zdania coraz krótsze
i szybsze niż rozwody tych, którzy jeszcze zdążyli
przed lockdownem zalajkować sobie wzajem
zdjęcia profilowe i znikli ze znajomych.
*
Mój błąd, moja pomyłka, a siedział tak blisko,
że chłonąłem zapach jego gęstych włosów,
by po chwili wprowadzić korektę: nie jest chłopcem.
Może zbyt długo i zbyt jednoznacznie na nią patrzyłem,
o tę jedną myśl, o kwant zachwytu za dużo, bo dziewczyna wstała,
pokazała mi faka i wysiadła na Żwirki.
*
ulotne są nasze ciała […]
[…] zostań
w tej nietrwałości.
*
Język, którym do siebie mówili,
a którym zdawało mu się, że przeciw sobie mówią,
domagał się zrozumienia.
Jerzy Jarniewicz, Mondo cane,
Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2021.
(wyróżnienie własne)
czterysta, pięćset kilometrów stąd, tyle,
ile mam do niej, gdy stoi przede mną, patrzy i
czeka na powietrze.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz