niedziela, października 23, 2022

4789. Z oazy (LXXIII)

Dwuniedzielne odliczanie literek, dwa. Okładka w przepięknym „dziewczyńskim”, poli­tycz­nie niepoprawnym, kolorze!

Od początku do końca kongenialna rozmowa córki (–, Maria) z ojcem (•, Jan), artystki z artystą, człowieka z człowiekiem, wrażliwej z wrażliwym, myślącej z myślą­cym — na przekór wszystkiemu. I pomyśleć, że gdyby nie miłość kochanej przeze mnie Osoby do artystki, to nie pilnowałabym dnia premiery, by mieć pew­ność, że owa Osoba tego samego dnia będzie miała tę książkę na swoim kundlu. Miała. Miałam i ja. Obie pilnowałyśmy, by czytać jak najdłużej. Niespecjalnie nam się udało.

Ta ksi­ążka jest w ja­ki­mś sen­sie o tym sa­mym, o czym wszyst­kie moje pio­sen­ki, a wcze­śniej moje ak­tor­skie wcie­le­nia – o pra­wie do by­cia in­nym. O pra­wie do wła­snej dro­gi. O tym, że od­sta­wa­nie, choć bo­le­sne, może być źró­dłem siły.

*

     –  Co to jest to „kon­ge­nial­ne”?
     •  Kon­ge­nial­ne? To jest spe­cjal­ny ro­dzaj ge­nial­no­ści. To jest coś wi­ęcej niż ge­nial­ne.
     –  Ro­zu­miem.
     •  Ale twój Edek mówi, że to nie jest po­praw­ne uży­cie. Więc ja już to wy­rzu­ci­łem ze słow­ni­ka.

*

     •   Cie­ka­we, jak przez te py­ta­nia i to, jak się to­czy ta roz­mo­wa, czło­wiek uzmy­sła­wia so­bie pew­ne rze­czy. Albo na­zy­wa je po imie­niu, cze­go nie był w sta­nie zro­bić wcze­śniej.
     –   To jest bar­dzo cha­rak­te­ry­stycz­na na­sza ce­cha, wiesz, że nie ma pier­do­le­nia. Jak mó­wisz, to mó­wisz. Je­że­li jest coś wa­żne­go, trze­ba to po­wie­dzieć ja­sno i wy­ra­źnie, dru­ko­wa­ny­mi li­te­ra­mi.
     •  Tak. A jed­no­cze­śnie cały czas jest w tym coś nie­uchwyt­ne­go, coś trud­ne­go do zde­fi­nio­wa­nia.
     –   I ni­g­dy te roz­mo­wy nie ko­ńczą się po­czu­ciem, że mamy odpowiedź.

*

     •  […]  eks­tre­mal­ne prze­ży­cia prędzej czy pó­źniej pro­wo­ku­ją w czło­wie­ku py­ta­nia, na któ­re ni­g­dy by nie zna­la­zł od­po­wie­dzi, gdy­by jego ży­cie było do­sko­na­łe.

*

     •  […]  Na jed­nym z pierw­szych spo­tkań [Bogusław Scha­ef­fe­r]  pod­sze­dł do mnie i po­wie­dział: „Dla­cze­go za­cho­wu­jesz się jak idio­ta?”. Ja mó­wię: „Ale o co cho­dzi?”. „Je­że­li pro­wa­dzisz roz­mo­wę, któ­ra ci nie od­po­wia­da, któ­ra cię męczy, fru­stru­je, na­tych­miast ją ko­ńcz pod byle po­wo­dem. Że pa­pież za­dzwo­nił, że przy­po­mnia­łeś so­bie o po­grze­bie ciot­ki, co­kol­wiek. Tnij, bo zło­gi i stre­sy, któ­re wy­twa­rza ko­niecz­no­ść prze­dłu­ża­nia tej roz­mo­wy, są tak wiel­kie, że się ni­g­dy z tego nie wy­do­sta­niesz”. Ja na to: „Ale o czym ty mó­wisz?”. Sta­łem na ko­ry­ta­rzu mi­ędzy szko­łą te­atral­ną a aka­de­mią. „Roz­ma­wia­łeś z kimś. Nie znam fa­ce­ta, ale wiem, że to jest ja­kiś pro­fe­sor czy dzie­kan. I wi­dzia­łem, jak ki­wasz gło­wą, jak je­steś spi­ęty, jak ci ręce si­nie­ją, ale sto­isz tam cały czas i do ko­ńca je­steś. Za­pa­mi­ętaj so­bie na całe ży­cie, że tego ci nie wol­no ro­bić”.

*

Czniam na rady tych, któ­rzy twier­dzą, że wie­dzą, co dla mnie do­bre.
     Won.

*

     –  Też cię wkur­wia­ją lu­dzie, któ­rzy z żalu ro­bią sens ży­cia? Bo u nas cier­pie­nie, naj­le­piej zbio­ro­we, jest to­żsa­mo­ścią na­ro­do­wą. […] 
     •  […]  Po­lak, cier­pi­ąc, ma po­czu­cie, że po­sia­dł strasz­li­wą wła­dzę i ta wła­dza go opa­no­wu­je. I nisz­czy wszyst­ko. To się bie­rze oczy­wi­ście z na­szej strasz­nej hi­sto­rii ka­to­li­cy­zmu, któ­ry jest naj­ciem­niej­szą re­li­gią na świe­cie. A w pol­skim wy­da­niu to jest w ogó­le pie­kło. I je­że­li sza­tan ist­nie­je, to jest nim in­sty­tu­cja pol­skie­go Ko­ścio­ła.

*

     •  Ab­so­lut­nie tak! Ko­ściół to gło­sząca naj­bar­dziej nie­to­le­ran­cyj­ne tezy in­sty­tu­cja. I re­li­gia ka­to­lic­ka rów­nież, pe­łna py­chy, za­śle­pie­nia, ale da­jąca do ręki upraw­nie­nia do my­śle­nia o so­bie jako o ple­mie­niu wy­jąt­ko­wym, o ple­mie­niu ma­jącym mi­sję, będącym wła­śnie Chry­stu­sem na­ro­dów.
     Nie mogę się oprzeć wra­że­niu, że cały sys­tem i cha­rak­ter tej re­li­gii, mó­wię o ka­to­li­cy­zmie pol­skim, jest do­sko­na­le prze­my­śla­ną stra­te­gią. […] 
     –  Wiesz, dla mnie naj­gor­sze w ka­to­li­cy­zmie jest prze­ko­na­nie, że czło­wiek sam z sie­bie jest po­zba­wio­ny ja­kiej­kol­wiek war­to­ści i do­pie­ro dzi­ęki chrzto­wi, ak­ce­so­wi do or­ga­ni­za­cji, sta­je się kimś. I że ka­pła­nom za­le­ży na tym, że­by­śmy żyli w sta­nie wiel­kie­go eg­zy­sten­cjal­ne­go uszko­dze­nia, bra­ku, grze­chu, że tyl­ko Ko­ściół, Bóg mogą spra­wić, że będzie­my szczęśli­wi. To od­bie­ra war­to­ść ży­ciu, a czło­wie­ko­wi god­no­ść. To okrut­ne i znie­wa­la­jące.

*

     •  […]  Tym czy­mś, na czym ja się opie­ram, jest po­czu­cie, że naj­wa­żniej­szą rze­czą w ży­ciu jest samo ży­cie. I nie mo­żna go w żad­nym punk­cie mar­no­wać. W kon­se­kwen­cji, żeby nie wiem jak było trud­no, to sko­ro ży­cie jest naj­wa­żniej­sze, za­wsze się ma prze­ko­na­nie, że je­śli nie dziś, to ju­tro albo po­ju­trze, albo w naj­bli­ższej przy­szło­ści na­stąpi po­zy­tyw­ne roz­wi­ąza­nie.

*

     •  […]  Za­wsze wi­dzę ja­kieś wy­jście, nie wiem ja­kie, ale wiem, że jest.

*

     •  Ty się bar­dzo szyb­ko na­uczy­łaś czy­tać. I kie­dyś przy­cho­dzisz do mnie, mia­łaś pięć lat, i mó­wisz: „Prze­czy­ta­łam Fau­sta Mar­lo­we’a i nic nie zro­zu­mia­łam. A te­raz zo­bacz, co mam pi­ęk­ne­go! Patrz, ile ma ob­raz­ków!”. Ja pa­trzę, a to Ka­ma­su­tra.

*


[dostęp: 23.10.2022], źródło.

     Kie­dy za­my­kam oczy, wi­dzę to, co po tam­tej stro­nie po­wiek.
     Moje ga­łki oczne ro­bią fi­ko­łka i przy­glądam się wnętrzu swo­jej gło­wy od środ­ka.
     Wi­dzę pa­ru­jące za­go­ny my­śli, ob­ra­zy cze­ka­jące w ci­szy na swo­ją ko­lej.
     Ide­al­nie po­se­gre­go­wa­ne, wil­got­ne grząd­ki słów, kie­łku­jące idee.
     Zu­chwa­łe po­my­sły od­sta­wio­ne do fer­men­ta­cji.
     Zero cha­osu, zero przy­pad­ku.

*

Ura­to­wa­ła mnie po­trze­ba zro­zu­mie­nia. Za­gląd­ni­ęcia za te ku­li­sy, za któ­ry­mi jest ciem­no­ść.

*

     •  […]  Nie ma sy­tu­acji bez wy­jścia. […]  Tak na­praw­dę nie ma sy­tu­acji ide­al­nych.
     –   Ale często kry­zy­sy, po­ra­żki prze­su­wa­ją nas w re­jo­ny fan­ta­stycz­ne, do któ­rych by­śmy ni­g­dy nie tra­fi­li.

*

     •  […]  de­cy­zje. Trze­ba je po­dej­mo­wać w spo­sób pro­sty i zde­cy­do­wa­ny. Jest ce­zu­ra: wi­ęcej nie mam cza­su. Albo: tu się z fa­ce­tem nie do­ga­dam.
     –   Albo chcę to zro­bić mimo wszyst­ko.
     •   I ro­bię. Nie uża­la­jąc się. I pa­trzę, co z tego wy­ni­ka. I po­wiem te­raz coś in­fan­tyl­ne­go: jak się my­śli w tym sen­sie po­zy­tyw­nie, to roz­wi­ąza­nia naj­zwy­czaj­niej w świe­cie przy­cho­dzą do czło­wie­ka. I dzia­ła­ją.

Maria Peszek, Naku•wiam zen,
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

     •  […]  Wiem, że je­że­li coś się za­pa­da i wcho­dzi w stan na przy­kład obo­jęt­no­ści czy tak zwa­ne­go nie­uda­nia, to gwa­łtow­ne pró­by na­pra­wie­nia tego są błędem. Moim zda­niem naj­pierw trze­ba się temu pod­dać i nie bać się, że to się sta­cza w inną stro­nę; uczy­nić z tego wa­lor i od tego się od­bić.

*

     –  …jak chce.
     •  Wła­śnie. Ale tego nie mo­żna roz­pa­mi­ęty­wać. Więc te­raz idziesz na ba­gna, tam zbie­rasz siły, bo po to się idzie na ba­gna. Nie żeby się izo­lo­wać i gar­dzić świa­tem. Tyl­ko po to, żeby zro­zu­mieć, któ­ry dla cie­bie tor jest naj­wła­ściw­szy, na któ­ry masz wsko­czyć i za­pier­da­lać z pręd­ko­ścią, za któ­rą nikt nie nadąży.

*

     – Chy­ba wiem, co by to mia­ło być, ale nie wiem, jak do tego do­jść. Chcesz, żeby ci o tym mó­wić?
     • Bar­dzo.
     – Jed­nak chy­ba nie wiem. Czy to, co mó­wię, jest jasne?
     • Ab­so­lut­nie.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz