Dwuniedzielne odliczanie literek, dwa. Okładka w przepięknym „dziewczyńskim”, politycznie niepoprawnym, kolorze!
Od początku do końca kongenialna rozmowa córki (–, Maria) z ojcem (•, Jan), artystki z artystą, człowieka z człowiekiem, wrażliwej z wrażliwym, myślącej z myślącym — na przekór wszystkiemu. I pomyśleć, że gdyby nie miłość kochanej przeze mnie Osoby do artystki, to nie pilnowałabym dnia premiery, by mieć pewność, że owa Osoba tego samego dnia będzie miała tę książkę na swoim kundlu. Miała. Miałam i ja. Obie pilnowałyśmy, by czytać jak najdłużej. Niespecjalnie nam się udało.
Ta książka jest w jakimś sensie o tym samym, o czym wszystkie moje piosenki, a wcześniej moje aktorskie wcielenia – o prawie do bycia innym. O prawie do własnej drogi. O tym, że odstawanie, choć bolesne, może być źródłem siły.
*
– Co to jest to „kongenialne”?
• Kongenialne? To jest specjalny rodzaj genialności. To jest coś więcej niż genialne.
– Rozumiem.
• Ale twój Edek mówi, że to nie jest poprawne użycie. Więc ja już to wyrzuciłem ze słownika.
*
• Ciekawe, jak przez te pytania i to, jak się toczy ta rozmowa, człowiek uzmysławia sobie pewne rzeczy. Albo nazywa je po imieniu, czego nie był w stanie zrobić wcześniej.
– To jest bardzo charakterystyczna nasza cecha, wiesz, że nie ma pierdolenia. Jak mówisz, to mówisz. Jeżeli jest coś ważnego, trzeba to powiedzieć jasno i wyraźnie, drukowanymi literami.
• Tak. A jednocześnie cały czas jest w tym coś nieuchwytnego, coś trudnego do zdefiniowania.
– I nigdy te rozmowy nie kończą się poczuciem, że mamy odpowiedź.
*
• […] ekstremalne przeżycia prędzej czy później prowokują w człowieku pytania, na które nigdy by nie znalazł odpowiedzi, gdyby jego życie było doskonałe.
*
• […] Na jednym z pierwszych spotkań [Bogusław Schaeffer] podszedł do mnie i powiedział: „Dlaczego zachowujesz się jak idiota?”. Ja mówię: „Ale o co chodzi?”. „Jeżeli prowadzisz rozmowę, która ci nie odpowiada, która cię męczy, frustruje, natychmiast ją kończ pod byle powodem. Że papież zadzwonił, że przypomniałeś sobie o pogrzebie ciotki, cokolwiek. Tnij, bo złogi i stresy, które wytwarza konieczność przedłużania tej rozmowy, są tak wielkie, że się nigdy z tego nie wydostaniesz”. Ja na to: „Ale o czym ty mówisz?”. Stałem na korytarzu między szkołą teatralną a akademią. „Rozmawiałeś z kimś. Nie znam faceta, ale wiem, że to jest jakiś profesor czy dziekan. I widziałem, jak kiwasz głową, jak jesteś spięty, jak ci ręce sinieją, ale stoisz tam cały czas i do końca jesteś. Zapamiętaj sobie na całe życie, że tego ci nie wolno robić”.
*
Czniam na rady tych, którzy twierdzą, że wiedzą, co dla mnie dobre.
Won.
*
– Też cię wkurwiają ludzie, którzy z żalu robią sens życia? Bo u nas cierpienie, najlepiej zbiorowe, jest tożsamością narodową. […]
• […] Polak, cierpiąc, ma poczucie, że posiadł straszliwą władzę i ta władza go opanowuje. I niszczy wszystko. To się bierze oczywiście z naszej strasznej historii katolicyzmu, który jest najciemniejszą religią na świecie. A w polskim wydaniu to jest w ogóle piekło. I jeżeli szatan istnieje, to jest nim instytucja polskiego Kościoła.
*
• Absolutnie tak! Kościół to głosząca najbardziej nietolerancyjne tezy instytucja. I religia katolicka również, pełna pychy, zaślepienia, ale dająca do ręki uprawnienia do myślenia o sobie jako o plemieniu wyjątkowym, o plemieniu mającym misję, będącym właśnie Chrystusem narodów.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że cały system i charakter tej religii, mówię o katolicyzmie polskim, jest doskonale przemyślaną strategią.
[…]
– Wiesz, dla mnie najgorsze w katolicyzmie jest przekonanie, że człowiek sam z siebie jest pozbawiony jakiejkolwiek wartości i dopiero dzięki chrztowi, akcesowi do organizacji, staje się kimś. I że kapłanom zależy na tym, żebyśmy żyli w stanie wielkiego egzystencjalnego uszkodzenia, braku, grzechu, że tylko Kościół, Bóg mogą sprawić, że będziemy szczęśliwi. To odbiera wartość życiu, a człowiekowi godność. To okrutne i zniewalające.
*
• […] Tym czymś, na czym ja się opieram, jest poczucie, że najważniejszą rzeczą w życiu jest samo życie. I nie można go w żadnym punkcie marnować. W konsekwencji, żeby nie wiem jak było trudno, to skoro życie jest najważniejsze, zawsze się ma przekonanie, że jeśli nie dziś, to jutro albo pojutrze, albo w najbliższej przyszłości nastąpi pozytywne rozwiązanie.
*
• […] Zawsze widzę jakieś wyjście, nie wiem jakie, ale wiem, że jest.
*
• Ty się bardzo szybko nauczyłaś czytać. I kiedyś przychodzisz do mnie, miałaś pięć lat, i mówisz: „Przeczytałam Fausta Marlowe’a i nic nie zrozumiałam. A teraz zobacz, co mam pięknego! Patrz, ile ma obrazków!”. Ja patrzę, a to Kamasutra.
*
[dostęp: 23.10.2022], źródło.
Kiedy zamykam oczy, widzę to, co po tamtej stronie powiek.
Moje gałki oczne robią fikołka i przyglądam się wnętrzu swojej głowy od środka.
Widzę parujące zagony myśli, obrazy czekające w ciszy na swoją kolej.
Idealnie posegregowane, wilgotne grządki słów, kiełkujące idee.
Zuchwałe pomysły odstawione do fermentacji.
Zero chaosu, zero przypadku.
*
Uratowała mnie potrzeba zrozumienia. Zaglądnięcia za te kulisy, za którymi jest ciemność.
*
• […]
Nie ma sytuacji bez wyjścia. […] Tak naprawdę nie ma sytuacji idealnych.
–
Ale często kryzysy, porażki przesuwają nas w rejony fantastyczne, do których byśmy nigdy nie trafili.
*
•
[…]
decyzje. Trzeba je podejmować w sposób prosty i zdecydowany. Jest cezura: więcej nie mam czasu. Albo: tu się z facetem nie dogadam.
– Albo chcę to zrobić mimo wszystko.
• I robię. Nie użalając się. I patrzę, co z tego wynika. I powiem teraz coś infantylnego: jak się myśli w tym sensie pozytywnie, to rozwiązania najzwyczajniej w świecie przychodzą do człowieka. I działają.
Maria Peszek, Naku•wiam zen,
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)
• […] Wiem, że jeżeli coś się zapada i wchodzi w stan na przykład obojętności czy tak zwanego nieudania, to gwałtowne próby naprawienia tego są błędem. Moim zdaniem najpierw trzeba się temu poddać i nie bać się, że to się stacza w inną stronę; uczynić z tego walor i od tego się odbić.
*
– …jak chce.
• Właśnie. Ale tego nie można rozpamiętywać. Więc teraz idziesz na bagna, tam zbierasz siły, bo po to się idzie na bagna. Nie żeby się izolować i gardzić światem. Tylko po to, żeby zrozumieć, który dla ciebie tor jest najwłaściwszy, na który masz wskoczyć i zapierdalać z prędkością, za którą nikt nie nadąży.
*
– Chyba wiem, co by to miało być, ale nie wiem, jak do tego dojść. Chcesz, żeby ci o tym mówić?
• Bardzo.
– Jednak chyba nie wiem. Czy to, co mówię, jest jasne?
• Absolutnie.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz