niedziela, października 30, 2022

4802. Z oazy (LXXVIII)

Niedzielne odliczanie literek, dwa. Tomik wyjęty z którejś z przeczytanych do tej pory książek (na pewno w tym roku) pisanych prozą (tego jestem dziwnie pewna, więc może to być tylko mylne przekonanie). Wyjęty i zaznaczony do upolowania tak dawno temu, że gdy w końcu ibukosknera dał zielone światło, zwyczajnie nie pa­mię­tam proweniencji zaistnienia w mej świadomości faktu istnienia tego zbioru wier­szy. Szkoda.

Piękny. Piękny pęczek wierszy wyrośniętych na gruncie nieuniknionego. Chyba nic więcej dodać nie umiem poza opowieścią, która wyłania się z wy­boru i porządku, w jaki ułożyłam wybrane przez siebie fragmenty wierszy, by mieć tu je już zawsze pod ręką.

I ten na kartce zapisany wzór
na nieskończoność
,
którego nigdy nie pamiętam,
a który mi ojciec objaśniał w trzeciej lub czwartej klasie.
(Wtedy, gdy człowieka uczą o nieskończoności,
a zaraz potem się okazuje, że wszystkie wybory
są ograniczone
.)

*

(światło, nawet zgaszone, zawsze daje nadzieję)

*

Podstawy konstrukcji maszyn.
Drgania oraz obciążenia. To ojca kręciło.
Ojciec wierzył w psychologię mostów
i maszyn.

*

Ojciec perwersyjnie lubił te swoje drgania mostów.
Sam trwał w miejscu jak beton.
Obciążony – kiedyś myślałam – strachem,
dzisiaj – myślę – głębszym namysłem.

*

Moja latami szlifowana
odwaga do życia
zbiegła się z czasem,
gdy życie w ojcu zaczęło
ogłaszać
upadłość.

*

Zdradzę panu, kaloryfer cieplejszą jest martwą
naturą teraz
niż ja żywą.
Zima dla kaloryfera to
jego przeznaczenie.
Rozmyślam nad swoim.
Ryzykowne ćwiczenie.
Ale się podjęłam.
 //  [z wiersza]  Szósty list do patomorfologa

*

Łzy, niedowierzanie i łzy.
Damy z tym radę bez prądu.

*

Czy ktoś kiedykolwiek panu wstał?
Rozgrzał się od pańskich dłoni i nagle
zupełnie
zupełnie
znienacka
podniósł głowę i rzekł:
a gdzie ja do cholery jestem? I zszedł
ze stołu i wrócił do domu?
A pan wtedy co?
 //  [z wiersza]  List ósmy do patomorfologa

*

Zajmij się sobą,
radzą, na równi
z umierającym mężem.
Ale ja wiem, że to nie takie proste dla kogoś,
kto zanurzył stopę
w wojnie
.

*

Ojej, mówi mama,
ale ja jej nie wierzę. Nasza mama to spryciula.
Jak wtedy gdy wpychała w nas z sukcesem różne przekonania albo
pierogi z mięsem, mówiąc, że nie ma w nich grama mięsa.

*

Przedmioty z różnych etapów życia zapadają
w nas, a potem się nam
śnią. Często zepsute. Jakby w snach płynął
też czas. […]

*

W końcu pyta, jak się czuję.
Zadaje to pytanie z chicagowskim akcentem,
podczas gdy ja najlepiej rozumiem akcent z Netflixa.
Proszę ją, żeby powtórzyła bez
akcentu.
Pierwszy raz proszę,
drugi,
trzeci,
czwarty,
piąty.
W końcu dziewczyna nie wytrzymuje
i krzyczy
do you want to kill yourself?
 //  [z wiersza]
  Innymi słowy

Justyna Tomska, List do patomorfologa,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)

Idę usiąść, żeby do mnie doszło, że nie wiem,
w co mam ręce włożyć
. Więc wstaję i idę
je włożyć w ziemię
w ogródku.
I trzymam
trzymam
trzymam.
Podobno stres prowokuje
rośliny
do kwitnienia.

*

Pośród tylu zmian brak zmiany
jest przyjemny.
 //  [z wiersza]  Drugi list do patomorfologa

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz