Dwuniedzielne odliczanie literek, raz. Pierwsza z pięciu książek i książeczek, napisanych przez kobiety i ukrytych pod okładką w „dziewczyńskim” kolorze od bezdyskusyjnej czerwieni do bladego różu. Było warto! Jest moc.
Rozgrzeszyła ta książka ten kawałek mnie, co zawsze marudzi i widzi szklankę do połowy pustą. A nawet zaryzykowałabym, że uwolniła mnie od tego kawałka, gdy postanowiłam spędzić z nim tyle czasu, ile potrzebował w moim towarzystwie. Dlatego dla mnie te nieprzypadkowo ułożone literki uważam za — absolutnie! bezwzględnie! — bezcenne.
– O co tobie w ogóle chodziło? – spytał zmęczonym głosem.
– Skarbie – odpowiedziałam – to się nie mogło udać. Ja zmierzałam… do miejsca, w którym jestem teraz.
*
W czasach, gdy zbliżałam się coraz bardziej do marginesu społecznego, nic tak nie koiło bólu i złości w sercu jak spacer przez miasto. Obserwując ludzi, którzy na pięćdziesiąt różnych sposobów próbują pozostać ludźmi, widząc różnorodność i pomysłowość technik przetrwania, czułam, jak schodzi ze mnie napięcie. Odbierałam przez skórę zbiorowy opór przed pójściem na dno.
*
– To czym ostatnio jest dla ciebie życie? – pytam.
– Kością stojącą w gardle – odpowiada. – Ani nie mogę jej połknąć, ani wykasłać. Mogę tylko próbować się nie udławić.
*
Lecz jak właściwie wytłumaczyć wrażliwość, która nabiera kształtu pod wpływem takich, a nie innych doświadczeń? I dlaczego w ogóle jeden ciąg zdarzeń staje się doświadczeniem, a inny nie? Pewne jest, że koniec końców człowieka zawsze czeka głębokie zaskoczenie („Nie tak to sobie wyobrażałam!”) obrotem życiowych spraw i że to zaskoczenie w sposób nieunikniony staje się dla niego surowym tworzywem.
*
– Co to, u licha, znaczy?
– Sama nie wiem.
– A kiedy będziesz wiedzieć?
– Nie wiem.
– I co zamierzasz w międzyczasie?
– Robić notatki.
*
– Nie ma tu nikogo, z kim dałoby się porozmawiać? – spytałam ją kiedyś.
– Nie, kochana – odparła Alice. – Popaplać, to tak. Ale porozmawiać? Nie. Na pewno nie tak jak z tobą.
Czuła się otępiona gadką szmatką, która dzień w dzień wypełniała jej uszy. To gorsze niż cisza, powiedziała. O wiele gorsze.
*
To, czego byliśmy świadkami jako dzieci, było naszym pierwszym wglądem w pewien rodzaj wewnętrznego oddalenia, które w późniejszym życiu człowiek postrzega jako coś zgoła pierwotnego.
*
– Jak mogłaś to zrobić dziecku? – pytałam ją najpierw, gdy miałam osiemnaście lat, potem trzydzieści, a potem czterdzieści osiem.
Zdumiewające, że ilekroć wracałam do tamtego zdarzenia, mama oznajmiała:
– Niczego takiego nie było.
*
Miłość bez równości? To ja podziękuję! Dzieci i macierzyństwo? Obejdę się bez! Społeczne potępienie? Bzdura! Pomiędzy żarliwością jej retoryki a nakazami pełnokrwistej rzeczywistości rozciąga się ziemia niczyja niesprawdzonych przekonań. Jak łatwo było – Rhodzie, ale i nam – wykrzykiwać ze złością: do diabła z tym wszystkim! I jak bardzo temperowało nas doświadczenie nieokiełznanej siły uczucia, które z uporem podkopuje te buntownicze uproszczenia. Zbliżając się nieuchronnie do punktu, w którym sama sprawi sobie zawód, Rhoda staje się żywym ucieleśnieniem luki między teorią i praktyką: miejsca dobrze znanego tak wielu spośród nas.
Nieraz sobie myślę, że dla mnie ta luka stała się głęboką przepaścią, po której dnie wędruję niczym pielgrzym, nie tracąc nadziei, że uda mi się przed śmiercią wdrapać na górę.
*
[…] na drodze do samowiedzy po każdych dwóch krokach naprzód robią jeden krok wstecz – rzecz znamienna dla żółwiego tempa, w jakim postępuje zmiana społeczna.
*
„Tak, tak, tak!” – krzyczą błyszczące oczy, rozchylone usta. Patrząc na to ich rozedrganie i czując jednocześnie, jak moja własna twarz tężeje, myślę sobie: tego się nie da ominąć, każdy musi przez to przejść.
To gen anarchii, obecny w każdym człowieku, który urodził się w gorszej klasie, z gorszym kolorem skóry, z gorszą płcią – tyle że u niektórych pozostaje uśpiony, a u innych sieje spustoszenie – nikt nie wie tego lepiej niż ja.
*
Spytałam kiedyś Manny’ego, czy jest zaskoczony przebiegiem swojego życia. Odpowiedział:
– Zawsze się czułem, jakby popychały mnie siły, nad którymi nie mam żadnej kontroli. Robiłem to, czego ode mnie oczekiwano, a potem ogarniał mnie lęk. Przez lata nie znałem innego stanu niż niepokój. Pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że ten niepokój mnie uformował. Od tamtej pory nic mnie już nie zaskoczyło.
*
– To proste – odpowiada Leonard. – Gdy konflikt staje się publiczny, polityka na tym zyskuje, a sztuka schodzi na psy. Ludziom takim jak my pozostaje gapienie się na obrazki w internecie: uniesioną pięść, różową wstążkę, tatuaż ze słusznym hasłem.
*
[…] słowa wciąż trzymały w napięciu. Powoli zdałam sobie sprawę, dlaczego tak jest: ponieważ John [Dylan] nie walczył z utratą kontroli. Tak jakby się jej spodziewał i zawczasu obmyślił metodę przetrwania. Zamierzał poddać się własnej słabości, zobaczyć, dokąd go ona zaprowadzi.
*
Na Park Avenue dobrze ubrana matrona mówi znajomej:
– Za moich czasów mężczyzna był daniem głównym, a dziś jest przyprawą.
*
Im jednak dłużej spotykałyśmy się i rozmawiałyśmy, tym silniej do nas docierało, że naszym głównym zamierzeniem jest zrozumieć, w jaki sposób stałyśmy się takie, jakie jesteśmy.
*
Nasze życie wewnętrzne, pisał William James, jest płynne, ruchome, zmiennokształtne, zawsze w stadium przejściowym. Te przejścia, uważał, stanowią naszą rzeczywistość; wszelkie doświadczenie „tkwi w przemianach”.
Vivian Gornick, Kobieta osobna i miasto, przeł. Łukasz Witczak,
Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)
[…]
przywiązane lub przywiązujące się do mężczyzn umysłowo i duchowo nijakich, do mężczyzn, którzy nieuchronnie ciągnęli je w dół. Widmo takiego losu wisiało nad nami wszystkimi. Każda drżała na myśl, że mogłaby się stać jedną z tych kobiet.
Mnie to nie spotka, postanowiłam. Poprzysięgłam sobie, że jeśli nie znajdę właściwego mężczyzny, obejdę się bez niego.
*
– Nie interesuję ich. Ta część mnie, która jest interesująca, to część, której się boją.
*
Przyjaźń dzieli się na dwie kategorie: taką, w której ludzie spotykają się ze sobą, bo potrzebują swojej energii, i taką, w której ludzie potrzebują energii, żeby się spotkać. W pierwszym przypadku człowiek stanie na głowie, by móc spędzić trochę czasu z przyjacielem, w drugim – szuka dla niego miejsca w swoim kalendarzu.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz