Tak. Wiele miesięcy temu widziałam w sieci zajawki neurografiki. Przyciągnęły moją uwagę kolory i kształty. Niosły obietnicę czegoś porywającego, ale zrezygnowałam, nie próbując nawet, gdy tylko doczytałam o akcesoriach, które trzeba mieć*, by zacząć. Brzmiały jak wymóg posiadania karategi, by przyjść na pierwsze zajęcia karate, gdy jeszcze nie masz pojęcia, czy będziesz chciał_a wrócić na kolejne.
Nie. Książeczkom do kolorowania dla dorosłych w każdych okolicznościach mówię stanowcze: nie! Potrzeba anarchii, stanowiąca immanentny składnik mojej Duszy, wyklucza grzeczne kolorowanie po cyferkach. Nie są w stanie do tej formy aktywności przekonać mnie żadne ludzkie tłumy wielbicieli_ek.
Tak. Aku wspomniała, że Ona wsiąkła. Ponieważ Jej zdanie ma dla mnie znaczenie, zaryzykowałam. W stylu ziosio-samosiowym nabyłam kredki i pisaki. Kilka dni poczekałam. Przyszły i… porwało mnie!
Nie. To poniżej to nie neurografika per se. Neurografika to określone procedury, których poszczególne kroki mają właściwe sobie znaczenie i cel. To poniżej to efekt wyśmienicie spędzonego przeze mnie czasu z moją wewnętrzną anarchistką, która, jak się okazało, uwielbia zaprzęgać elementy neurografiki, by zatrzymać w kresce wrażenia.
Tak. Pojawił się na blogu nowy znacznik (1:1). Pomyślało mi się, że choć sztuką bywa wybranie cytatów z przeczytanych książek, to tylko czasem jest to ogromne wyzwanie. A gdyby tak, strzeliło mi do łba… No? Podwyższyć sobie poprzeczkę ku własnej radości i… Tak, tak, tak! Spodobał mi się ten pomysł. 1:1 to wpisy, w których jest tylko jeden fragment (dla mnie osobiście najbardziej znaczący, ważny, poruszający) i tylko jedno, zaklęte w neurograficzne linie i kształty, wrażenie na temat całej książki.
Nie. Zosio-samosiowanie to nie był dobry pomysł: kredki mnie rozczarowały, mazak był zbyt gruby, o pędzelku nawet nie ma co wspominać. Sadownik, doświadczeniem Kaan pchnięty ku właściwemu miejscu, podarował mi kredki. Wczoraj dorzucił pisaki i dwa pędzelki. Sklepy dla plastyków to nie sklepy dla snobów, lecz miejsca, gdzie źródło potencjalnego szczęścia przybiera realny kształt kredek, farb, pisaków i papieru o szlachetnej gramaturze. Niech!
Tak. Wczoraj testowałam nowe pisaki i wyłam z zachwytu. Na tapet trafiło wrażenie kwietniowych włoskich literek, które jest moją odpowiedzią na pytanie, z którym pozostawiła mnie Autorka książeczki: E tu… di che colore pensi siano i baci? [A ty… jak myślisz, jakiego koloru są buziaki?]. Ja? Takiego!
[i baci]
___________
* w rzeczywistości, moim skromnym zdaniem, by spróbować, wystarczy czarny pisak i kilka najzwyklejszych kredek.
Jakie to piękne! :))) Serio :)
OdpowiedzUsuń