czwartek, stycznia 05, 2012

(403+1). Uznałam wagę swoich 10 gramów

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Dwa dni plackiem w łóżku. Niebieskie ściany sypialni i, gdy brak Sadownika w domu, Henia wisząca nade mną od czasu do czasu z pytaniem wypisanym na pysku: już? czy już się wyspałaś. Heniu ja nie śpię, ja ledwo żyję. Nowe doświadczenie mnie przez to chorowanie dopadło, bo gdy Sadownik jest w domu, to staję się niczym w europejskim społeczeństwie kobieta w okolicach sześćdziesiątki --- całkiem przezroczysta. Sierściuch nawet okiem na mnie nie rzuci, bo nie pełnię żadnej użytecznej roli, nie wyprowadzam, nie karmię, nie bawię się. Sadownik staje się Kimś i Kudłata chodzi za nim krok w krok. A ja? Ja nie żyję.

Dwa dni plackiem w łóżku. Deprywacja sensoryczna jak nic --- pomyślałam dzisiaj z rana. Ale nie! Komentarze pod ostatnim wpisem dostarczyły mi surowca do przemyśleń. I doszłam do wniosku, że to było też tak:

Obrażony siedmiolatek w skórze trzydziestolatka nie może zrozumieć, że za piątkę, którą dostał w szkolę nie będę się nim zachwycać i nie kupię mu hulajnogi na benzynę. Dwunastoletnia dziewczynka w ciele prawie czterdziestoletniej kobiety wytresowana i wyrównana już wielokrotnie przez świat reguł, zasad i obowiązków nie może zrozumieć dlaczego ten w białym fartuchu ma w dupie prawo, które go obowiązuje, a jej przecież należy się jak psu micha.

Gdy jestem przy zdrowych zmysłach balansujących w temperaturze 36,6, wiem, że najważniejsze rzeczy związane z moim zdrowiem --- oliwienie aparatu ruchu i ginekologiczny przegląd techniczny --- to moja prywatna sprawa. Chucham, dmucham, wszystkiego pilnuję i... płacę. Nawet nie myślę, że mogłoby być inaczej. Więc skąd w mej głowie powstała myśl, że mi się coś należy? Przecież doskonale wiem, że państwo, w którym żyje to wciąż wielka prowizorka.

Wywód logiczny szedł tak. Skoro płacę tysiące całe i wielokrotne w ciągu roku, to wymyśliłam sobie, że raz na trzy lata mogłabym skorzystać z „darmowego wizyta”. Logiczne, ale i pozwalające na wyciągnięcie jeszcze jednego, ciut zaskakującego, wniosku, że traktuję swoje migdałki jako coś mniej istotnego niż przyrząd do przemieszczania się lub do kochania.

Przeprosiłam migdałki. Nawet jeśli ważą tylko 10 gramów, to ważne są bardzo, bo przez ich niemoc, o zgrozo, nie całowałam się z Sadownikiem od 72 godzin. Przez to wszystko zapomniałam jak cudownie jest być Boginią...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz