wpis przeniesiony 2.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Statystyki różnej maści głoszą, że kobiety mają problemy z 3D.
Unoszę się wręcz teatralnie za każdym razem, gdy jakiś mężczyzna przy mnie zaczyna śpiewkę tego typu o różnicach międzygatunkowych. Nie cierpię na braki w tej kategorii, wypraszam sobie!
Mszczę się, kiedy tylko mogę, przypominając, że natura (rodzaju żeńskiego) odegrała się na mężczyznach za to ich swoiste, wielowiekowe zadufanie w sobie i obwieszczam, że mężczyźni w przeciwieństwie do kobiet --- które odróżniają cienie, półcienie różnych kolorów --- operują maksymalnie szesnastoma kolorami (więcej przecież nie da się zakodować na czterech bitach). Zwykle w tym miejscu kończymy dyskusję o wyższości świąt Bożego Narodzenia i właściwej pozycji społecznej kobiet.
Poszłam dalej i... z pewnością encyklopedii stwierdziłam, że mężczyźni rozpoznają co najwyżej cztery kolory, z czego dwa to ładny i brzydki.
Statystyki nie kłamią. Wyjątek od kolorowej reguły trafił mi się tylko raz w życiu. Zmaterializował się w postaci studenta, który jak sam powiedział, użył pięknego, mleczno-brzoskwiniowego koloru. Zatkało mnie wtedy na długo, bo zawsze wydawało mi się, że dla mężczyzn śliwka to owoc a nie kolor, nie wspominając o brzoskwiniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz