Jabłoń:
(niepoprawnie odczytała
intencje Sadownika)
Sadownik:
(rozbawiony, z czułością)
Ty głąbie!
Jabłoń:
Ale kalafiorowy, prawda?
Sadownik:
Nie! Kapuściany!
Jabłoń:
Wolałabym być kalafiorowym…
Byłabym wtedy
Twoim kwiatuszkiem!
*
Zawsze uważała, że małżeństwo to pestka, trzeba tylko wybrać jeden temat kłótni, w którym jest się naprawdę dobrym, i już do końca życia powtarzać go przynajmniej raz w tygodniu.
*
„Dom”.
Powinno istnieć więcej słów do nazwania go – jedno określające miejsce, a drugie ludzi, ponieważ po pewnym czasie relacja z rodzinnym miastem przypomina raczej małżeństwo. Trzymają nas razem wspólne historie, drobne opowiastki, których nikt nie zna, śmieszne tylko dla nas żarciki i ten specyficzny śmiech, ten, którym śmiejesz się tylko do mnie. Zauroczenie miejscem i człowiekiem to powiązane ze sobą przygody. Początkowo chichocząc, biegniemy za róg i odkrywamy nawzajem każdy centymetr swojej skóry, z biegiem lat uczymy się każdego kociego łba, każdego kosmyka włosów i pochrapywania, w ten sposób czas zamienia namiętność w oddaną miłość, aż w końcu oczy, przy których budzimy się każdego dnia, i horyzont za oknem opisujemy tym samym słowem: „dom”.
Tak więc powinny w tej sytuacji funkcjonować dwa słowa, jedno na to, co potrafi cię przenieść przez najciemniejsze nawet chwile, a drugie, które potrafi cię przywiązać.
*
Kiedy jest się młodym i świeżo zakochanym, to przyznanie się do tego, że się potrzebuje pomocy, wydaje się najtrudniejsze. Tymczasem pół życia po ślubie już się wie, że najtrudniejsze jest przyznanie się przed sobą, że się tej pomocy nie potrzebuje. Nie trzeba pomocy, by czuć się niewystarczającym, wybrakowanym i bezwartościowym. Nikt tak dobrze jak ty sam nie potrafi cię wpędzić właśnie w takie uczucia.
*
Jedną z niemożliwych do przeskoczenia rzeczy w małżeństwie jest to, że nawet jeśli wszystko robisz dobrze, to zawsze pojawia się jeszcze coś innego.
*
„[…] to, co jest ważne w małżeństwie, to wspólne cele i nieustanne spoglądanie w tym samym kierunku”. Często rozmyśla o tym, że tutaj rodzi się problem, bo jeśli zawsze patrzy się w tym samym kierunku, to nigdy nie patrzy się na siebie nawzajem.
*
„Każdy porządny człowiek, jakiego znam, ma dwie rodziny, tę, którą dostał, i tę, którą wybrał. Na tę pierwszą nic nie poradzisz, ale za tą drugą bierzesz, do jasnej ciasnej, odpowiedzialność!”, wrzeszczała na niego Ramona za każdym razem, gdy ktoś z Grupy nabroił coś po meczu […].
*
Pochyla się więc w jego stronę i z dłonią na jego policzku szepcze:
– Robimy, co możemy. Dobrze? A to, czego nie jesteśmy w stanie kontrolować, musimy olać. Skup się na tym, na co masz wpływ.
Johnny kiwa głową, kąciki ust pod zarostem nadal się jeszcze lekko zaciskają.
– Okej, Dalajlamo.
Hannah uderza go w ramię, a on całuje ją nieco dłużej, niż przystoi w miejscu pracy.
*
„Małżeństwo”.
Powinno istnieć jakieś inne słowo na określenie małżeństwa z wystarczająco długim stażem. Gdy już dawno temu minęło się ten punkt, w którym jeszcze się czuło, że to wybór. Już nie wybieram cię każdego poranka, to, co powiedzieliśmy sobie w dniu swojego ślubu, było bardzo miłe, nie mogę sobie wyobrazić życia bez ciebie. Nie jesteśmy świeżymi kwiatami, tylko dwoma drzewami ze zrośniętymi korzeniami, dojrzewasz we mnie.
Za młodu człowiek myśli, że miłość to zakochanie, ale zakochanie jest proste, każdy dzieciak może się zakochać. Ale miłość? To robota dla dorosłego. Miłość wymaga całego człowieka, wszystkiego, co w tobie najlepsze, i wszystkiego, co w tobie najgorsze.
*
Małżeństwo? Powinno na to z czasem istnieć inne słowo. Bo nie ma czegoś takiego jak „wieczne zakochanie”, tylko miłość wystarcza na tak długo, a ta nigdy nie jest prosta. Wymaga całego człowieka. Wszystkiego, co masz. Wszystkiego.
*
– Mówisz, jakby to była jedna długa walka.
– A czy miłość właśnie taka nie jest? Kochać kogoś to jedno, ale kto, do chuja, ma siłę być KOCHANYM przez dwadzieścia lat?
Fredrik Backman, Zwycięzcy,
przeł. Anna Kicka,
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz