niedziela, września 24, 2023

(5202+1). O miłości

Jabłoń:
(niepoprawnie odczytała
intencje Sadownika
)

Sadownik:
(rozbawiony, z czułością)
Ty głąbie!

Jabłoń:
Ale kalafiorowy, prawda?

Sadownik:
Nie! Kapuściany!

Jabłoń:
Wolałabym być kalafiorowym…
Byłabym wtedy
Twoim kwiatuszkiem!

*

Za­wsze uwa­żała, że mał­żeń­stwo to pestka, trzeba tylko wy­brać je­den te­mat kłótni, w któ­rym jest się na­prawdę do­brym, i już do końca ży­cia po­wta­rzać go przy­naj­mniej raz w ty­go­dniu.

*

Dom”.
     Po­winno ist­nieć wię­cej słów do na­zwa­nia gojedno okre­śla­jące miej­sce, a dru­gie lu­dzi, po­nie­waż po pew­nym cza­sie re­la­cja z ro­dzin­nym mia­stem przy­po­mina ra­czej mał­żeń­stwo. Trzy­mają nas ra­zem wspólne hi­sto­rie, drobne opo­wiastki, któ­rych nikt nie zna, śmieszne tylko dla nas żar­ciki i ten spe­cy­ficzny śmiech, ten, któ­rym śmie­jesz się tylko do mnie. Za­uro­cze­nie miej­scem i czło­wie­kiem to po­wią­zane ze sobą przy­gody. Po­cząt­kowo chi­cho­cząc, bie­gniemy za róg i od­kry­wamy na­wza­jem każdy cen­ty­metr swo­jej skóry, z bie­giem lat uczymy się każ­dego ko­ciego łba, każ­dego ko­smyka wło­sów i po­chra­py­wa­nia, w ten spo­sób czas za­mie­nia na­mięt­ność w od­daną mi­łość, aż w końcu oczy, przy któ­rych bu­dzimy się każ­dego dnia, i ho­ry­zont za oknem opi­su­jemy tym sa­mym sło­wem: „dom”.
     Tak więc po­winny w tej sy­tu­acji funk­cjo­no­wać dwa słowa, jedno na to, co po­trafi cię prze­nieść przez naj­ciem­niej­sze na­wet chwile, a dru­gie, które po­trafi cię przy­wią­zać.

*

Kiedy jest się mło­dym i świeżo za­ko­cha­nym, to przy­zna­nie się do tego, że się po­trze­buje po­mocy, wy­daje się naj­trud­niej­sze. Tym­cza­sem pół ży­cia po ślu­bie już się wie, że naj­trud­niej­sze jest przy­zna­nie się przed sobą, że się tej po­mocy nie po­trze­buje. Nie trzeba po­mocy, by czuć się nie­wy­star­cza­ją­cym, wy­bra­ko­wa­nym i bez­war­to­ścio­wym. Nikt tak do­brze jak ty sam nie po­trafi cię wpę­dzić wła­śnie w ta­kie uczu­cia.

*

Jedną z nie­moż­li­wych do prze­sko­cze­nia rze­czy w mał­żeń­stwie jest to, że na­wet je­śli wszystko ro­bisz do­brze, to za­wsze po­ja­wia się jesz­cze coś in­nego.

*

[…]  to, co jest ważne w mał­żeń­stwie, to wspólne cele i nie­ustanne spo­glą­da­nie w tym sa­mym kie­runku”. Czę­sto roz­my­śla o tym, że tu­taj ro­dzi się pro­blem, bo je­śli za­wsze pa­trzy się w tym sa­mym kie­runku, to ni­gdy nie pa­trzy się na sie­bie na­wza­jem.

*

„Każdy po­rządny czło­wiek, ja­kiego znam, ma dwie ro­dziny, tę, którą do­stał, i tę, którą wy­brał. Na tę pierw­szą nic nie po­ra­dzisz, ale za tą drugą bie­rzesz, do ja­snej cia­snej, od­po­wie­dzial­ność!”, wrzesz­czała na niego Ra­mona za każ­dym ra­zem, gdy ktoś z Grupy na­broił coś po me­czu […].

*

Po­chyla się więc w jego stronę i z dło­nią na jego po­liczku szep­cze:
     – Ro­bimy, co mo­żemy. Do­brze? A to, czego nie je­ste­śmy w sta­nie kon­tro­lo­wać, mu­simy olać. Skup się na tym, na co masz wpływ.
     Johnny kiwa głową, ką­ciki ust pod za­ro­stem na­dal się jesz­cze lekko za­ci­skają.
     – Okej, Da­laj­lamo.
     Han­nah ude­rza go w ra­mię, a on ca­łuje ją nieco dłu­żej, niż przy­stoi w miej­scu pracy.

*

„Mał­żeń­stwo”.
     Po­winno ist­nieć ja­kieś inne słowo na okre­śle­nie mał­żeń­stwa z wy­star­cza­jąco dłu­gim sta­żem. Gdy już dawno temu mi­nęło się ten punkt, w któ­rym jesz­cze się czuło, że to wy­bór. Już nie wy­bie­ram cię każ­dego po­ranka, to, co po­wie­dzie­li­śmy so­bie w dniu swo­jego ślubu, było bar­dzo miłe, nie mogę so­bie wy­obra­zić ży­cia bez cie­bie. Nie je­ste­śmy świe­żymi kwia­tami, tylko dwoma drze­wami ze zro­śnię­tymi ko­rze­niami, doj­rze­wasz we mnie.
     Za młodu czło­wiek my­śli, że mi­łość to za­ko­cha­nie, ale za­ko­cha­nie jest pro­ste, każdy dzie­ciak może się za­ko­chać. Ale mi­łość? To ro­bota dla do­ro­słego. Mi­łość wy­maga ca­łego czło­wieka, wszyst­kiego, co w to­bie naj­lep­sze, i wszyst­kiego, co w to­bie naj­gor­sze.

*

Mał­żeń­stwo? Po­winno na to z cza­sem ist­nieć inne słowo. Bo nie ma cze­goś ta­kiego jak „wieczne za­ko­cha­nie”, tylko mi­łość wy­star­cza na tak dłu­go, a ta ni­gdy nie jest pro­sta. Wy­maga ca­łego czło­wieka. Wszyst­kiego, co masz. Wszyst­kiego.

*

     – Mó­wisz, jakby to była jedna długa walka.
     – A czy mi­łość wła­śnie taka nie jest? Ko­chać ko­goś to jedno, ale kto, do chuja, ma siłę być KO­CHA­NYM przez dwa­dzie­ścia lat?

Fredrik Backman, Zwycięzcy, przeł. Anna Kicka,
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz