Dwuniedzielne odliczanie literek, trzy. Czysty przypadek, odrobina „smaka” na absurd, niedbałą fastrygą przytwierdzony do rzeczywistości i… wiadomo było, na których literkach zatrzymać oko, by zapomnieć się, porzucić choć na chwilę strachy i upiorne zmęczenie. Obśmiałam się przy tym drobiazgu książkowym. Bardzo. M!
Lubię przyglądać się światu takiemu, jaki jest. I wierzę, że to, co widzę, ma jakiś sens, że to, co przeżywam, jest jakąś historią do opowiedzenia. Wszyscy przecież stale przeżywamy różne historie, ale często ich nie dostrzegamy. Co bardzo lubię: odkrywać i utrwalać historie. Ale też bardzo lubię stopniowo ześlizgiwać się z prawdopodobieństwa w nieprawdopodobieństwo. Uwielbiam to przejście od normalności do fantazji, na przykład gdy przedmioty nagle zaczynają mówić. Czyli z jednej strony doceniam spojrzenie zwrócone na rzeczywistość, z drugiej – sabotaż rzeczywistości” – powiedział autor tej książeczki w wywiadzie ze stycznia 2020.
*
Ektocki należy do martwych języków, a mnie wydaje się najbardziej interesujący, ponieważ składał się tylko z dwóch słów. Pierwsze brzmiało „M”, a drugie „saskruptloxptqwrstfgaksolompaaghrcks”. „M” jest rodzaju żeńskiego i znaczy: „A cóż to się znowu dzieje?”, „saskruptloxptqwrstfgaksolompaaghrcks” jest rodzaju męskiego i znaczy „nic”.
*
Stara stonoga usiadła przed norką z zamiarem policzenia własnych nóg. Przez całe życie chciała się do tego zabrać, ale zawsze coś jej stawało na przeszkodzie. Teraz wreszcie miała trochę czasu i przystąpiła do rzeczy.
[…]
zaczęła liczyć od początku i doszła do czterdziestej trzeciej nogi kiedy osiemdziesiąta pierwsza zaczęła ją swędzić tak okropnie, że musiała się następnym tuzinem podrapać, co tak ją skonfundowało, że straciła rachubę i musiała zaczynać jeszcze raz od początku. Ledwie doszła do pięćdziesiątej pierwszej, a tu małżonek przyniósł jej rachunek od szewca. Stonoga z furią rzuciła świstek na ziemię, podeptała go nogami i znów wyszła przed norkę, z niezłomnym postanowieniem, że tym razem już nie da sobie przeszkodzić.
*
Pewnego ranka, gdy zadzwonił budzik, pan Zogg po prostu nie wstał. A przecież sam nastawił budzik, na siódmą, jak zawsze, bo o ósmej musiał być w biurze. Było już kwadrans po siódmej, a pan Zogg spał dalej, było wpół do ósmej, a pan Zogg wciąż jeszcze spał, było za kwadrans ósma, a pan Zogg chrapał w najlepsze.
– Koledzy – rzekły spodnie do innych części garderoby, wiszących na oparciu krzesła – już czas.
Kalesony wśliznęły się w spodnie, podkoszulek i koszula wetknęły się za pasek, krawat okręcił się wokół kołnierzyka, marynarka nałożyła się na koszulę, skarpetki wcisnęły się w buty, a potem wszystkie razem zeszły schodami na dół, autobusem pojechały do biura, w którym pracował pan Zogg, i zajęły miejsce przy jego biurku. Ilekroć ktoś zaglądał, grzebały w stosie papierów, a kiedy koło południa w biurze pojawił się sam pan Zogg, mając za jedyne okrycie ręcznik owinięty wokół bioder, nikt nie chciał z nim gadać i natychmiast się go pozbyto.
*
Pewnego razu wiejskie ustronie zapragnęło udać się do miasta. Dużo się nasłuchało o samochodach, motocyklach i tramwajach, które jakoby masowo krążą między masą domów. Chciało to zobaczyć.
*
Na samej górze, na północy Grenlandii siedzi na lodowcu zimny trzmiel. Waży 20 000 kilogramów i bardzo chciałby fruwać. Ale ma o wiele za słabe skrzydła. Mimo to bez ustanku nimi trzepocze, w nadziei, że pewnego dnia jednak mu się uda. W ten sposób wprawia w ruch lodowate powietrze, które z rozpędu dociera aż do nas. Przez całą zimę zimny trzmiel ćwiczy fruwanie, a wiosną wyczerpany zasypia. Na szczęście, bo inaczej nie mielibyśmy wcale lata. Latem zimny trzmiel śpi i śni mu się, że umie fruwać. Pewien spryciarz, który nie lubi marznąć, posłał mu raz paczkę tabletek nasennych, z nadzieją, że trzmiel będzie potem spał także w zimie. Ale listonoszem był niedźwiedź polarny, taki ciekawski z natury, że otworzył paczkę i sam połknął wszystkie tabletki. Odtąd na północy Grenlandii w ogóle nie roznosi się poczty, bo niedźwiedź śpi po dziś dzień, a ponieważ nikt prócz niego nie zna adresu zimnego trzmiela, nikt nie umie powiedzieć, jak mu się teraz wiedzie, ale dopóki co roku nadchodzi zima, możemy zakładać, że jeszcze żyje.
Franz Hohler, Wielki karzeł i inne opowieści,
przeł. Małgorzata Łukasiewicz, PIW, Warszawa 2023.
Pan Nożyk na safari w najczarniejszej Afryce wpadł w ręce ludożerców. Ale […], a poza tym […], toteż […], jeśli […], niestety […].
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz