piątek, września 17, 2010

74. Nieinformatyczny zachwyt

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 

Gdy nie ma Sadownika dom milknie. Nie toczą się w nim żadne filozoficzne rozmowy o wyborach do dokonania, o dylematach wielu, ważnych i czysto hipotetycznych. Mam więcej czasu na słowo pisane czy śpiewane przez innych. Wpadła mi dziś w ręce ciut zakurzona płyta.

Znów, zadziwiło mnie to, że określeni wykonawcy i ich utwory wracają do mnie cyklicznie, na przykład, w zależności od pory roku. W przypadku Rynkowskiego kluczem nie jest jednak jesień czy wiosna, lecz nadciągająca zmiana. Choć troszkę boję się zmian, to niezmiennie je uwielbiam. Zmiany zapowiadane piosenkami Rynkosia są zwykle spore (eufemizm?). Przykład: gdy pierwszy raz słuchałam Rynkowskiego byłam w przededniu poznania Sadownika.

Wiem, że nadciągający rok akademicki będzie inny niż wszystkie dotychczasowe, (1) bo plany niecodzienne, (2) bo jest Kudłata. Studenci często nie mają głowy do nazwisk. Założę się, że przestanę być wysoką panią z długimi włosami (jak to jeden student tłumaczył drugiemu), będę babeczką z czarnym psem. Z sunią niezwykłą, która całym swoim istnieniem wykrzykuje słowa piosenki Zachwyt:

Kiedy, no kiedy,
No, kiedy to miałeś?
Było, minęło,
na śmierć zapomniałeś.

Zachwyt, co ma chwyt
Tak mocny jak miłość.
Nie mów: — To było.
Powiedz: — To jest.

Może swoim pogodnym istnieniem Fidelina spowoduje, że będzie im się chciało jeszcze bardziej niż zwykle... Jednego jestem pewna — będzie w nich wierzyć jak nikt inny.

Ryszard Rynkowski, Zachwyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz