wtorek, września 14, 2010

67. Rytm Świata

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 

Promienie słońca zachwycały mnie nieustannie przez cały urlop. Jeszcze bardziej zajmowała mnie zmiana własnego stanowiska w tej kwestii --- jeszcze dwa miesiące temu uciekałam przed słońcem jak najdalej klnąc, że jeszcze jeden taki dzień i nie ruszę ani ręką ani nogą, a tu, proszę, każdego mojego nadmorskiego ranka skrupulatnie poprawiałam sobie położenie leżaka, by poranne przyjemności na tarasie były słońcem skąpane. Ach, a potem, to wygrzewanie kosteczek na plaży, na kocyku za parawanem --- chwile, gdy bezgranicznie rozumiałam wszystkie koty świata. Ba, byłam jednym z nich!

Przyglądanie się magii tej zmiany przyciągało mnie każdego ranka jak magnes. Pory roku, niezmiennie przychodzące po sobie. Żadne drzewo nie protestuje, że po wiośnie i lecie przychodzi czas na jesień i zimę. Gdzie się nie obejrzałam myślami, wszędzie widziałam koło, bo po niedzieli zawsze jest poniedziałek, po grudniu styczeń, a po wschodzie słońca, słonecznym marszu po sklepieniu niebieskim, zachód stanie się faktem. Nawet historia kanciastym kołem stara się toczyć, nie wspominając o fortunach.

Z tego całego szukania podobieństw przyszło mi do głowy pytanie: jak to jest z relacjami, tymi ludzko-ludzkimi? Czy też wielokrotnie przechodzimy przez pory roku? Od wiosny, która szaleństwem zachwytu wzrasta, że właśnie na mojej drodze pojawił się ów człowiek; przez lato, które jakoś dziwnie szybko mija; aż po zimę, gdy w grubych kurteczkach szytych z pretensji, owinięci szalikiem żalu, w czapce z niespełnionych oczekiwań siedzimy jeszcze obok siebie, ale tak jakby jednego z nas już tam nie było?

Nie, pory roku nie sprawdzają się w przypadku relacji, chyba że każdą z nich potraktować jak terofit --- roślinę jednoroczną --- niektóre pory roku a każda z nich tylko raz.

Sadownik i ja --- relacja bez dwóch zdań. Pory roku? Może, ale lekko naciągane, chyba żeby przyjąć globalne ocieplenie za pewnik. Ale jaką porę roku wówczas mamy aktualnie na tapecie? Czy zacząć się już bać, że owa pora niechybnie przejdzie w kolejną i na horyzoncie zamajaczy zima? Nie. Bliżej naszej relacji do pływów morskich. Przypływ, odpływ, przypływ, odpływ... rytm naszego małego, wspólnego Świata.

Wyjść z przytuliska, by do niego wrócić. Wyjechać w pojedynkę by wrócić do Stada. Zamknąć czasem drzwi i pobyć tylko ze sobą, by je otworzyć i dołączyć do drugiej pary stóp i dłoni, psich łap, które zawsze niosą uśmiech. Rytm życia... magia, która wciąż mnie zachwyca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz