wtorek, września 28, 2010

82. Kasztanowe zwierzę

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 

Choroba, prawie dziedziczna, bo i mój Tata nosi w kieszeniach czasem kasztany. Uwielbiam je zbierać, bawić się nimi trzymając rękę w kieszeni, rozkładać na stole, mieć przy sobie zimą. Przede wszystkim, uwielbiam je dotykać. Do tej pory, zwykle musiałam poczekać aż dzieciom zbrzydnie zbierania owych, ewidentnych dowodów jesieni. Wczoraj okazało się, że pojawiła się dodatkowa konkurencja.

Przed masażem ćwiczymy z Kudłatą jeżdżenie autobusem. Wszystko według tego samego schematu: wsiadanie, jechanie, wysiadanie, wychodzimy na tyle wcześnie z domu, aby w nagrodę po drodze zrobić przerwę na mały spacer po ogrodzie Krasińskich i znów wsiadanie, jechanie i wysiadanie, masaż, powrót do domu na obiad.

Wczoraj upłakałam się do łez. Kudłata zamienia się w Ogrodzie Krasińskich w inne zwierzę. Goni i turla kasztany z wdziękiem małego kotka. Cudnie jest patrzeć na jej dziewczęce dylematy, gdy jeden kasztan już w pysku jest a drugi zachłanna bestia chciałaby też zabrać ze sobą. Musiałam się wczoraj uwijać by napełnić kasztanami kieszenie, bo gdy zbyt wolno się schylałam, to psi pętak podbiegał i zabierał każdego kasztanka, którego sobie upatrzyłam. Jesienne spacery nabrały nowego smaku... rywalizujemy, która z nas dotknie większej liczby kasztanów. Choć nie jestem tak zwinna jak Heńka, to wciąż wygrywam w kategorii: kto przyniesie więcej kasztanów do domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz