wpis przeniesiony 28.02.2019.
(oryginał)
Wczoraj byłam w ferworze przygotowań na rozpoczynające się dzisiaj Seminarium teoretyczne, w którym biorę udział. Lista w głowie sporządzona: miska, zabawki, ręcznik, podkłady, jedzenie. Poszłam również do sklepu zoologicznego by zaopatrzyć się w gryzaki, które zajmą Kudłatą w chwilach, gdy jej Pan Sen opuści ją by samotnie zwiedzać miasto. Kto by pomyślał, że wybór zakupionego produktu zrozumiem dopiero dziś.
W zoologicznym:
Jabłoń:
(zwraca się do pana Zoologicznika)
Proszę pana, coś niedużego, czego gryzienie zajmie psu dużo czasu.
Zoologicznik:
(z błyskiem w oku)
Mam! Wie pani, najlepszy będzie wołowy penis.
(uśmiecha się jakby z podtekstem)
Jabłoń:
Kupuję!
(nie wiedzieć czemu też uśmiecha się dwuznacznie
na samą myśl o zakupie)
Wieczorkiem w domu Jabłoń zdaje relację Sadownikowi o poczynionych zakupach:
Jabłoń:
(pokazuje Sadownikowi wołowego ususzonego penisa)
Popatrz jaki on chudy. Teraz rozumiem, dlaczego krowy tak muczą.
Sadownik:
...
Wszystko to było tylko zapowiedzią przyszłości, bo dzisiaj na tapecie był... Freud. Co by powiedział ów zacny pan, gdybym w ramach sesyjki psychoanalizy opowiedziała mu o wczorajszych dialogach i wołowym suszonym penisie w detalach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz