wpis przeniesiony 28.02.2019.
(oryginał)
Nieszczęścia nigdy nie chodzą pojedynczo. Dziś nie byłam w pracy. Jutro nie ma pracującego poniedziałku, po którym nie będzie również pracującego wtorku i środy. Niewiele mogę. Trzasnął mi kręgosłup jak nigdy dotąd, ale nie chce mi się o tym ani rozmawiać, ani pisać. Stało się. Aby być w tym stanie potrzebna była tylko niecała sekunda.
W efekcie, dziś cały dzień leżę na podłodze z nogami na krześle i ciężarem książek na brzuchu. Kudłata zachwycona, że całym Stadem znów razem urzędujemy w saloonie. Leżymy i oglądamy filmy, bo nic innego nie wchodzi w zakres moich możliwości. Właśnie takich okoliczności trzeba było, by wydarzyło się:
(Kudłata układa się obok Jabłoni, dotykając jej boku.)
Sadownik:
(do Jabłoni, która wyraża zachwyt ciepłem
darowanym przez Heńkę)
Może kupimy kota, będzie koło ciebie leżeć
i wyciągnie to paskudztwo z ciebie.
Jabłoń:
Nie spodziewałam się, że zgodziłbyś się na kota w naszym domu.
Sadownik:
Przyniósłbym i jeża, jeśli miałoby to pomóc.
Jestem. Mój świat zmienił się nie do poznania, skrócił, zmniejszył. Sadownik gotuje na jutro obiad i krzyczy z kuchni, że jestem kriplem (z ang. cripple). No... jestem kriplem na zakręcie... ale nie mogę nic poradzić na to, że mimo wszystko ciekawa jestem jak to dalej będzie... i to wydaje się Sadownikowi bardzo dziwne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz