niedziela, kwietnia 17, 2011

(227+1). Chronologia odwrócona (II)

 wpis przeniesiony 1.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

W Przytulisku kątem pomieszkuje Historia Fotografii. Kształtuje Sadownika. Nie pozostaje bez wpływu na Jabłoń. „Szpara”, „za dużo powietrza”... elementy foto-żargonu weszły na stałe do naszego języka.

Dawno, dawno temu... o pierwszej w nocy Jabłoń szamotała się słownie z Sadownikiem na temat zakupionego przez niego świeżo albumu Roya Stuarta. Jak mogłeś?! Sztuka może tu mieszkać, pornografia nie! Sadownik spokojnie odpierał zarzuty: skoro kłócimy się o zdjęcia, to znaczy, że jest to sztuka; wywołuje emocje, dyskusje, dotyka osobistych granic tolerancji. Jabłoń grzmiała: jaka sztuka? Pornografia! Sadownik trwał w wewnętrznej równowadze i zapytał: czytałaś teksty pod zdjęciami? Zauważyłaś, że zdjęcia tworzą cykle, opowiadają historie? Wzięłaś pod uwagę kontekst społeczny, obyczajowy? Jabłoni szczęka opadła. Na każde pytanie miała tylko jedną odpowiedź: nie.

Następnego dnia, spokojnie, przy herbatce, gdy Sadownika nie było w domu, usiadła, obejrzała i... O rany! Jak niesamowite są te historie, ile pięknych zdjęć, jakie zaskakujące historie! Tak, tak, to wciąż był ten sam album. W ten oto sposób Jabłoń odkryła siłę serii zdjęć. Przesunęła swoją granicę poznania.

***

Wczoraj poszliśmy do CSW sprawdzić, czy przypadkiem nie ma tam jakiejś nowej ciekawej wystawy. Wieczorem, wyliczaliśmy, co nas urzekło, jakby wyliczanka miała uchronić nasze wrażenia od zapomnienia. Cykl czterozdjęciowych opowieści w ramach wystawy When I’m sixty four wyjął nas z butów. Z trywialnego świata grawitacji przenieśliśmy się w świat nieoczywistości i niekwestionowanego piękna.

Krzysztof Wojciechowski, z cyklu „Trivia”, 2010.

***

Trafiliśmy również na tryptyk Katarzyny Górnej, w którym zachwyciło wymieszanie:
--- wrażliwości i zachwytu lingwisty,
--- przytomnej obecności zbieracza gestów,
--- bezpretensjonalnej wymowności kulturowej,
--- ciekawości badacza kwestii genderowych,
--- stąpającego po zdartej ciut linie tabu artyście.
Tygiel, mieszanka i zachwyt. Wszystko to podane bez ułatwiających trawienie ziół.

Oczywiście, ze nie czytaliśmy podpisów! Mi nie pasowało pierwsze zdjęcie. Drugie i trzecie stanowiło dla mnie wspaniały dyptyk. Sadownikowi zaś nie pasowało trzecie zdjęcie… po chwili jednak... pasowały Mu już wszystkie. Dopiero wtedy zdecydowaliśmy się przeczytać podpis: Fuck me, Fuck you, Peace. Ryknęliśmy oboje: noooo! Siła przekazu wzmocniona siłą rażenia trzech zdjęć i mocnego tytułu.

Katarzyna Górna, Fuck me, Fuck you, Peace, 2000.

Wieczorem, w domu, znaleźliśmy inne projekty tej Autorki, w których unosi się szczypta pomysłu Helmuta Newtona. Zachwyciły nas… Można jednak sfotografować czas, nawet ten zaklęty w ciele...

Katarzyna Górna, Double Portraits, 2001.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz