wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Single, bezdzietni, osoby homoseksualne nie mają wyjścia. Czy tego chcą czy nie, przynajmniej raz będą musiały usłyszeć o prawdach absolutnych wyznaczanych przez wielki byt jakim jest społeczeństwo, bo społeczeństwo w swej masie nigdy się nie myli.
Jeśli jesteś singlem to znaczy, że emocjonalnie jesteś albo pokiereszowany, albo niedojrzały. Nie ma tu miejsca na wybór. Nie podlega to dyskusji. Tak jest i koniec.
Jeśli jesteś osobą homoseksualną, to znaczy tylko tyle, że do tej pory nie poszedłeś do łóżka z właściwą osobą płci przeciwnej, nie zakochałeś się nigdy prawdziwie. Znów, mądrość pokoleń nie podlega dyskusji.
Jeśli jesteś bezdzietną z wyboru, jesteś biedną wewnętrznie kobietą, która kompensuje sobie pustkę macicy czymś tak beznadziejnym jak wzniosłe idee i praca. Czy nie widzisz, że dorabiasz sobie teorię do swej ułomności? To też nie podlega dyskusji.
Wszystko to mówione jest, oczywiście, w dobrej wierze. W nadziei, że może dla tych „pokrzywionych” ludzi jest jeszcze ratunek, jeśli tylko się opamiętają, przewartościują swoje wybory, może skoczą na jakąś terapię i szczęśliwie staną się małżonkami, „heterykami” i matkami karmiącymi. Przecież w głębi duszy na pewno nie marzą o niczym innym. Oczywistym przecież jest, że single, osoby homoseksualne i bezdzietni to biedni wewnętrznie, wybrakowani ludzie. Dzietni małżonkowie o heteroseksualnych preferencjach mylić się nie mogą.
Te złote, jedynie słuszne myśli ranią. Człowiek próbuje się bronić. Im bardziej się broni, tym bardziej jest atakowany. To nie paradoks, jak patrzę z perspektywy minionego czasu, bo nie o obronę chodzi. Chodzi o to, by poznać swoje marzenia, by wiedzieć kim się jest, by psychologiczny środek ciężkości mieć w sobie, a nie na zewnątrz w dumnych z nas rodziców, zadowolonych szefach. Chodzi o to, by odkryć w sobie zapomnianą siłę. By głośno dziwić się, że inni mają tak świetny plan dla nas, choć z własnym życiem radzą sobie w sposób mało zachwycający. Dojście do miejsca, gdzie właśnie tak się ma, zajęło mi dużo czasu. Warto było jednak przejść tę drogę... by władać siłą, należy stać się wystarczająco silnym.
Pozostał jednak jeden magiczny element. Siła, która biła od kobiet w ósmym, dziewiątym miesiącu. Nieznana. Ciekawiło mnie źródło tej siły, tak bardzo bezpardonowej. Siły, która mogłaby zabić.
Domorośli terapeuci powiedzieliby: jeśli zwracasz uwagę na „ciężarówki” to nic, tylko znak z głębin twojego jestestwa, że nieświadomie marzysz o byciu matką. Na szczęście, to nie jest takie proste. POP-owcy na jednym wydechu powiedzą, że w byciu przyszłą matką jest jakaś jakość, która przydałaby Ci się w życiu. Dla mnie tą jakością jest właśnie bycie w 100%, a jeśli się da, to nawet w 300%.
Od dziesięciu dni smakuję źródło tej siły --- owe procenty. Testuję, próbuję i wykorzystuję. Każdy może mieć do niej dostęp, wystarczy być w 100%. Stan błogosławiony ma taką nazwę również dlatego, że nie trzeba uczyć się „bycia w 100%”. Niosąc przed sobą wielki brzuch nie da się być trochę w ciąży a trochę nie. To całodobowe zajęcie. W każdym innym przypadku trzeba nauczyć się być w 100%, umieć stanąć za sobą, swoimi poglądami, swoimi marzeniami. Być singlem w 100%, być osobą homoseksualną w 100%, być bezdzietną w 100%. Być, bez względu na rolę, w całych 100%. Być realizatorem swoich marzeń w 100%.
Najdziwniejsze i najpiękniejsze --- gdy już się zajmie te 100% to nikt inny nie znajdzie w sobie siły by podważyć nasz wybór. Tak pięknie jest być po prostu SOBĄ, w 100%, oczywiście!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz