wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Wydać obiad. Rzucić wszystko. Obrożę Sierciuchowi nałożyć. Wziąć w rękę smycz. Wyjść.
Przedreptać na stację paliw. Grzecznie — pies równa przy ludzkiej nodze. Grzeczniej — idzie człowiek przy psim boku.
Na stacji wydać komendę: waruj. Stojąc przy psie poczekać na człowieka, co zniknął za szklanymi drzwiami, by wymienić monety na kawę. Doczekać się Dwunożnego z dwoma kubeczkami w dłoniach.
Psu, za cierpliwość czekania, psie ciasteczko podarować. Dostać do ręki swoją ukochaną Moccę. Smycz na szyi Dwunożnego zawiesić. Puścić się całym Stadem między działkami wprost do lasu. Patrzeć jak szczęście psa rozpiera. Iść powoli i cieszyć się chwilą, w której miasta nie ma, pracy nie ma, obowiązków nie ma… Zatem, kto jest?
„Nikto”, tylko pies luzem: 35 kilo; człowiek na sztuki: całe dwie dusze i... jeden owoc... szczęście, takie zwykłe, ze skórką, do czysta chusteczką nie wytarte, całkiem surowe. Nic więcej. Na pewno nic?
Nic. No. może... może poza tym, że dzisiaj też bym tak chciała... Kudłata, Sadownik, Zieleń i ja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz